Małgorzata Iżyńska
Każdy z nas ma swoje "Kilimandżaro" i chciałabym, aby moje ośmieliło innych do realizacji swoich celów i marzeń. Chcę dodać odwagi szczególnie kobietom - jesteśmy świetne na wielu polach. Bądźmy sobą ! Co to jest wyczyn? To sytuacja, w której wszystko co powinno działać, zawodzi. Kiedy nogi, ręce, płuca i umysł odmawiają posłuszeństwa – właśnie wtedy musisz to zrobić ! Na tym polega ta przewrotność. Wyczyn to działanie, które przekracza granice, które sobie założyliśmy bo nie wiedzieliśmy, że istnieją zupełnie inne granice.
Zanim to wszystko się zaczęło słyszałam, że " tam wchodzą starcy i dzieci ". Bzdura! Jeśli ktoś bierze pod uwagę kilkudniowy trekking, który odbywa się u podnóża Kili, to może tak ;) Do najwyższego obozu na 4700 m n.p.m idzie się kilka dni. Są różne trasy, nam zajęło to 5 dni. Każdy dzień jest inny. Każda trasa inna. Raz piach, raz ściany skalne, raz ścieżka w lesie deszczowym z ubitą i śliską gliną, która wykończy cię przy jednym upadku. Cały czas w górę, w górę z plecakiem pełnym wody i kijami w rękach. Na zmianę wieje zimny i ciepły wiatr i przypala słońce. Kremy. Ok, ale nie pomagają tak jakbyśmy chcieli. Puchną wargi, skwierczą końcówki uszu, piecze nos , a dłonie nieosłonięte od słońca wyglądają jak brązowe spieki. Potem robi się coraz zimniej . Katar niekontrolowanie leci z nosa – uroczy widok. Po tym zostajesz z czarującą skorupą pod nosem. Na szczęście mało się siebie ogląda , prawie wcale, bo nie ma luster, bieżącej wody ( proponuję Nobla dla wynalazcy mokrych chusteczek), nie ma tam nic co przypomina cywilizację. Wszędzie pył, który przynosi silny wiatr. Jest w oczach, ustach, uszach i dłoniach. Paznokcie trzeba obciąć do skóry, bo domyć się nie da. Pytanie o toalety ? Są . Drewniane przepierzenia z dziurą, czasami murowane, ale też z dziurą. Po drugim dniu, już tego nie oceniasz, nie zauważasz, starasz nie czuć. Widoki z trekkingu księżycowe. Roślinność uboga. Jedyne życie które widać to czarne ogromne ptaki. Powiedziałabym nawet ptaszyska . Coś pomiędzy orłem a sępem. Z resztą po ataku szczytowym wyglądaliśmy jak ruszająca się padlina więc nie ma co się ptaszyskom dziwić.
Kondycja
Bez przygotowania raczej nie polecam. Cudów nie ma. Jak nie masz kondycji zakwasy cię zjedzą, będą piec łydki i Achillesy. Na plecach masz mniejszy plecak i plecy to czują. Czują to szczególnie ramiona. Mnie najbardziej bolało śródstopie . Miałam wrażenie , że mam bolące halluksy, których nie mam... Potem jeszcze wiele rzeczy mi się wydawało .... Trekking mimo zmęczenia to przyjemny czas. Czy idziesz 6 czy 8 godzin do kolejnego obozu jest ok. Dyszysz, pocisz się, ale podróż ma to do siebie , że otwiera ludziom usta, serca i umysł. Rozmowy o wszystkim. Często o tym o czym nigdy wcześniej się nie rozmawiało. Czas bezcenny. W mojej podróży byłam ze wspaniałymi kobietami z którymi wcale specjalnie się wcześniej nie znałyśmy. Wręcz wcale . I bardzo dobrze. Nie było mielenia starych tematów. Humor dopisywał przedni - chyba z niedotlenienia :) . Tam się nie pije alkoholu, nie pali się fajek. Pije się herbatę z imbirem , którą zimnym rankiem przynoszą posterzy do namiotu. Ach, o schudnięciu też nie ma mowy. Tanzańczycy karmią cudownie. Zupy, kasze, warzywa,mięso, placki, owoce, ciasteczka. Puszki z tuńczykiem zostawiłam w bazie :)
Wyczyn – atak szczytowy
Kosmos na ziemi. Świat równoległy, którego nie jesteś w stanie racjonalnie ocenić. Tak jak napisałam na początku. Mało co działa. Wejście zaczynamy od 4 700 m n.p.m – finał na Uhuru Peak jest na 5 895 m n.p.m . Wyjście zaczyna się ok 23.00 i trwa 7 godzin. Nie wszyscy co docierają do tego obozu decydują się na atak. Stąd opowieści, że ktoś był na Kili. Był, ale nie tam gdzie trzeba. Idziemy gęsiego z czołówkami na głowach w tempie żółwia. Człowiek za człowiekiem. Jedna ścieżka. Najpierw kamienie potem zamarznięty śnieg. Prowadzi przewodnik. To co widzimy na filmach i to co mówią, że jeden krok zajmuje trochę czasu to prawda. Brak tlenu robi z człowieka inwalidę. Wszystkich ogarnia niekontrolowana senność. ( Na odmianę kiedy jesteś w namiocie przez wszystkie poprzednie noce nie można spać. Wyglądamy jak zombie) . Miałam wrażenie,że czoło spadło mi na oczy , a oczy spływają po nosie. Marzenie to usiąść i zasnąć. W takim śnie na zawsze zostają ci na 7 czy 8-tysięcznikach bo po prostu zasypiają i zamarzają na amen. Choroba wysokościowa daje znać o sobie każdemu. Nudności, zawroty głowy, rozwolnienie i błaganie o tlen. Nikt się z tym nie kryje bo nie ma siły. Pragnie tylko pomocy.
Poza tym idziesz jak ślimak i nie jesteś w stanie się rozgrzać, bo nie masz siły zrobić szybszego ruchu. Zaczynają się problemy z zimnem. Marzną stopy nawet z podgrzewaczami , dłonie podobnie. Teraz trochę pikanterii.... jedynym sposobem, żeby rozgrzać dłonie to włożyć je pod ubranie przewodnika. Tylko ciało o ciało :) Wszyscy tak robią , ja też tak robiłam chyba 10 razy inaczej odmrożenie palców murowane. Koleżanka, która odgrażała się że nigdy nie włoży cudzego ubrania po czym grzecznie maszerowała na szczycie w dodatkowej kurtce od przewodnika ( mają zapasowe rzeczy dla wszechwiedzących i rady dla liderów;)
Przewodnicy
Na ataku szczytowym każdy ma swojego partnera. Bez tych ludzi ci wszyscy, co chcą tam wejść, łącznie z nami, nie mieliby żadnych szans. To oni mówią co masz robić, jak masz iść, grzeją dłonie , przypominają o piciu i smarują twarze wazeliną. My jesteśmy w tym czasie totalnie odkorowani. Poziom świadomości na zasadzie "nie wiem, niech się to skończy". Z tych co podejmują atak szczytowy tylko połowa wchodzi na szczyt. Ha ! Szczyt ? Pierwszy na płaszczyźnie krateru ( Kili to wulkan) to Stella Point , a od niej jeszcze prawie godzina do najwyższego Uhuru Peak. Na tą ostatnią godzinę decydują się już tylko desperaci z ostatkiem sił i świadomości. Czyli MY:)
Na szczycie
Przed 7 rano zaczął się wschód słońca i z ciemności w której widać tylko światełka czołówek na głowach wspinaczy wyłonił się cudowny widok. Czułam się jak na Antarktydzie. W dole morze chmur jak nieprzebrany śnieg a dookoła lodowe zwały. Z pomarańczowego słońca zrobiła się oślepiająca jasność. Dotarłyśmy na szczyt . 4 kobiety. Każda z nas na swoją historię tego wejścia, bo każda z nas walczyła z sobą na inny sposób. Czułam ulgę i szczęście. Chciało mi się płakać wiec się popłakałam. Po pierwsze , że tam dotarłam o własnych siłach i po drugie że to koniec męczarni. To drugie okazało się nieprawdą :) Trzeba było jeszcze zejść .
Zejście
Czyli o czym człowiek zapomina jak czołga się pod górę :) Zejście to 5 godzin w dół. Żlebem jak jedno wielkie osuwające się żwirowisko. Schodzisz , a za tobą leci lawina kamieni. Idziesz półbiegiem, bo zatrzymać się nie można gdyż wszystko się osuwa. Tym razem też przewodnicy nie pozwalają się zatrzymać bo wiedzą , że już dalej nikt nie byłby w stanie się ruszyć. Może dwie przerwy na picie. Biegniemy bo musimy zdążyć do obozu z którego wyruszyliśmy. Spakować obóz i kolejne 4 godziny dalej schodzić do kolejnego obozu na nocny odpoczynek. Zmęczenie jest kuriozalne. Prawie już nikt ze sobą nie rozmawia. Dobrze, że jest z górki. Godzinę przed dotarciem do obozu spotykamy naszego portera Jumę, który przeszedł godzinę w górę ,żeby dać nam słodki sok z glukozą. Jesteśmy jedną wielką szczęśliwą degrengoladą. Poniżej dopiero pokazano nam specjalne wózki do zwożenia " niedobitków" . Łóżko z drutu na jednym kółku. Wehikuł jak z Mad Maxa.
Posterzy
Ekipa, która ogarnia całe obozowisko. Nasza wyprawa miała 20 posterów. Na własnych ramionach i głowach codziennie przenosili całe obozowisko. Namioty swoje, nasze, kuchnię, żywność, wodę ( czasami szli z obozu kilka godzin po wodę z lodowca ) . Dochodziłyśmy do obozu, a obóz już na nas czekał. Straszna robota, ale oni ją cenią bo mają pracę i pieniądze. Zawsze są mili. To jedna z cech Tanzańczyków. Nie widzą problemów, a nas Europejczyków uczą spokoju." Pole Pole" – wolniej wolniej... Mają rację. Za dużo przeoczamy przez pośpiech. Mamy wpojone, że musimy mieć dużo i szybko. Oni chcą tylko żyć. Ubrani są w to co pozostawiły poprzednie wyprawy. Są oczywiście też śmieszne sytuacje kiedy widzi się postera w rajstopach z klinem, albo bryczesach.
Przewodnicy O Kilimandżaro wiedzą wszystko. Byli tam kilkadziesiąt , niektórzy kilkaset razy. Ale, za każdym razem mają dystans i myślą nad tym co robią . Nasze życie jest praktycznie w ich rękach. Mówią, że Kili jest nieprzewidywalne i jak na 6 tys metrów sporo ludzi tam umiera na problemy wydolnościowe. Są bardzo spostrzegawczy. Widzą wszystko. Zawsze są przy tobie. Czasami nie wiadomo skąd . Potkniesz się ,a on jest. Są bardzo mili, znają angielski i kilka polskich piosenek:)
Tanzania Bardzo czysty kraj. Mimo, że bieda jest zauważalna to czystość również. Tutaj przy drogach nie walają się ani papiery, ani butelki. Tak samo jest na szlakach. Polacy – uczmy się. Śmieci w obozach zbierają do najmniejszego papierka.
Kobiety są piękne, dostojne i raczej nieskore do kontaktów z białymi kobietami. Mężczyźni wręcz odwrotnie :) Przy drogach widać Masajów wypasających bydło i mniejszą rogaciznę. Każdy odziany w szukę ( koc) z długim kijem w dłoni. Na zdjęciach będą też chłopcy dodatkowo wymalowani na czarno z ozdobami na twarzach. To 13 latkowie po obrzezaniu. Celebrują w ten sposób rytuał i oczywiście chętnie pozują za dolara. Do szkoły chodzą tylko te dzieci, które mają buty.
Ruch uliczny - lewostronny. Pierwszeństwo mają szybsi i więksi. Jeżdżą szaleńczo i w cały świat, ale nikt na siebie nie krzyczy. W nocy czasami nie używają świateł.
Prawdę mówiąc myślałam, że pochłonie mnie jazda samochodem, a nie Kilimandżaro:). Z Kilimandżaro żyje ok. 100 tys. osób. To targarze, przewodniczy, sklepikarze, hotele, transport. Ta góra daje życie. Mnie dała życie. Nowe spojrzenie na siebie i innych. Dziękuję za ten niepowtarzalny czas Oli, Patrycji i Agnieszce. Kobiety potrafią!
Ps. Special thanks for Mambo, Aiuba, Brarraca, Juma and Diamond and the rest of people. You are great men. Kili is avaliable only with You. I will remember.
Ps. Zamiast mnie na szczycie "mówiła" koszulka - dziękuję MODEO Grzegorz Pacak.
Źródło: Małgorzata Iżyńska, radna Częstochowy |