Prawda jednak jest taka, że tylko oni jedni nie złożyli broni, kiedy do Polski przyszła tak zwana wolność ze wschodu. Postanowili walczyć dalej o wolną i niepodległą Ojczyznę. Wielu z nich poległo w tej nierównej walce. Innych zamęczono w UB-owskich katowniach lub NKWD-owskich łagrach. Robiono im pokazowe procesy, wtedy i dziś określane kpiną z wymiaru sprawiedliwości. Bo w ich wyniku masowo i natychmiastowo wykonywano kary śmierci.
Mimo tych wszystkich straszliwych represji ich walka o wolną Polskę wciąż trwała. I nie do wiary, ale ostatni partyzancki oddział walczący wciąż z polskimi i sowieckimi komunistami rozbito dopiero w październiku 1963 roku. Wtedy to w Majdanie gminy Piaski polegli ostatni niezłomni Żołnierze Wyklęci z dowódcą sierżantem Józefem Franczakiem ps. „Lalek”.
Trzeba było lat i odzyskania niepodległości, żeby tamtym żołnierzom wrócić należną cześć i honor. Ustanowiono wprawdzie 1-szy marca jako święto Żołnierzy Wyklętych. Ale czy to wystarczy?
– Nie wystarczy – twierdzi pan Adrian Rokicki, mój niegdysiejszy współpracownik w Gminnej Spółdzielni „Samopomoc chłopska”. Znam go więc od lat, ale nigdy słowem nawet nie wspomniał, że był żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych. Aż do wczoraj. Przyszedł wieczorem i po paru zdawkowych pytaniach typu „co słychać?” oświadczył, że muszę koniecznie coś napisać na temat książek i publikacji, które na komuszy sposób fałszują naszą najnowszą historię, a które ciągle znajdują się w bibliotekach szkolnych i publicznych.
– Powinno się je wycofywać z księgozbiorów – argumentował – gdyż szczególnie młodym ludziom wyrządzają krzywdę, poprzez jednostronnie i nieprawdziwie przedstawianie faktów z walki Polaków o swoją Ojczyznę. W tych publikacjach jedynie utrwalacze władzy ludowej pokazywani są jako bohaterowie i patrioci. Ci zaś, którzy chcieli naprawdę wolnej i niepodległej Polski i o nią
walczyli, dalej są zdrajcami i wrogami narodu Polskiego.
– Czemu się tak rozsierdziłem? Zaraz panu powiem. Kilka dni temu przybiegł do mnie mój wnuk, najmłodszy i najukochańszy, i zaczął nagle wypytywać o moją przeszłość. Wnuk kończy właśnie gimnazjum i bardzo interesuje się historią. Dużo czyta na ten temat, uczestniczy w kółku historycznym, a ostatnio wypożyczył z biblioteki szkolnej książkę o polskim podziemiu w czasie wojny i po jej zakończeniu.
– A ty dziadku do jakiej partyzantki należałeś?
– Ja? Do Narodowych Sił Zbrojnych.
– To byli przecież zbrodniarze – zawołał i pokazał mi odpowiedni rozdział z wypożyczonej w szkole książki. Stało tam napisane, jak to „narodowcy” wyłupywali ostrogami oczy milicjantom, że grali odciętymi głowami swoich ofiar w piłkę nożną, że pastwili się nad polskimi funkcjonariuszami z Urzędów Bezpieczeństwa i że wcześniej współpracowali z niemieckim okupantem.
c.d. na kolejnej stronie
Boże, jedno podłe oskarżenie gorsze od drugiego. Ja rozumiem, że władzy ludowej na rękę była taka propaganda, bo usprawiedliwiała ich draństwa, ale komu dzisiaj zależy, żeby takie kłamstwa udostępniane były czytelnikom? Prostujemy tamtą powojenną historię, poprawiamy błędy i niewłaściwe oceny, a tego rodzaju książki dalej leżą na bibliotecznych półkach i są wypożyczane. Ich autorzy, zawodowi fałszerze dziejów, odebrali za nie kiedyś sowite nagrody, część z nich dzisiaj już nie żyje, ale dzieła ich nadal spełniają wyznaczoną rolę…
Nie mówię, że książki te należy zniszczyć. Niech będą gdzieś w archiwach dla naukowców na przykład, żeby mogli sprawdzić, jak perfidnie władza totalitarna potrafi zakłamywać nawet historię.
Swojemu wnukowi odpowiedziałem, że będąc w oddziałach NSZ chciałem tylko bić Niemców. Kiedy weszli Rosjanie, złożyłem broń razem z moim oddziałem. Ale nas aresztowali i kiedy udało mi się uciec z więzienia w Końskich, skryłem się w lesie. Tak samo jak za okupacji niemieckiej. Taka była prawda i można o niej mówić teraz głośno.
Mimo to mój wnuk czyta dalej w książkach, że tamta nasza walka z okupantem polegała głównie na walce z milicja ludową, mordowaniu komunistów i wysługiwaniu się Niemcom. Jak mu wytłumaczyć, że to wszystko nieprawda? Jak przekonać? Przecież on ma w ręku książkę, dokument zbrodni, gdzie czarno na białym ze zdjęciami są wypowiedzi świadków. Ja zaś mam dla niego tylko słowa i zaklęcia starego dziadka, przeważnie ze sklerozą.
Młodzi biorą zwykle świat takim, jakim go oglądają. Niewielu niestety zostało już ludzi, świadków tamtych tragicznych historii, którzy mogliby zaświadczyć, że ci z Narodowych Sił Zbrojnych czy Konspiracyjnego Wojska Polskiego nie byli żadnymi zdrajcami ani zbrodniarzami. Oni do końca nosili na czapkach orła w koronie i zgodnie z przysięgą służyli Ojczyźnie. Nosili pseudonimy, jak to w konspiracji, często ostre, twarde i drapieżne. Pełno było w naszych szeregach Sępów, Jastrzębi, Kmiciców, Mścicieli, ale wynikało to z zupełnie innych powodów niż straszenie komunistów. Z romantyczności, zapewne z rycerskości i z zamiłowania do tradycji i historii.
Oni przecież też byli wtedy młodzi. Ja podobnie jak i oni, nie strzelałem nigdy do żadnych kobiet ani do dzieci czy bezbronnych ludzi, a mimo to skazali mnie potem na dziesięć lat więzienia, z czego sześć przesiedziałem w słynnym, nieludzkim Rawiczu. Za co?
Mój wnuk w tej książce ze szkoły podsunął mi odpowiedź. Byłem zbrodniarzem. Tylko czyja to jest prawda, proszę pana? Na pewno nie historii. Dlatego niech pan napisze, żeby tamtych fałszywych książek nie wypożyczali już młodzieży. Nie wolno ich wychowywać w kłamstwie.
Ja nie mam powodu, aby się wstydzić swojego wojennego i powojennego życiorysu, i co tu mówić – do dziś kocham tamte trzy litery NSZ. Bo to była moja młodość i moja służba Polsce. Kiedyś mój wnuk to zrozumie.