Rafał Kuś: W złotym secie prowadziliście aż 6:0! Nikt nie wierzył, że częstochowianie będą
w stanie podnieść się po takich ciosach. A jednak…
Krzysztof Wierzbowski: Czapki z głów dla częstochowskich siatkarzy. Pokazali charakter. W tym pucharze dwukrotnie wychodzili z przysłowiowego szamba. Kolejny raz im się udało. W finale zmiennicy pokazali klasę. Weszli bez żadnych oporów i zagrali rewelacyjnie. Brawo dla nich. To będzie śniło nam się po nocach.
RK: W najważniejszym momencie meczu kontuzji nabawił się wasz libero Damian Wojtaszek. Ułatwiło to zadanie częstochowianom?
KW: Myślę, że nie. Za Damiana wszedł Maciej i nie popełnił żadnego błędu. Przy ataku Ardo Kreeka nie popisał się natomiast sędzia główny. Chwała dla sędziego liniowego z Częstochowy, bo on pokazał, że piłka była w polu. Szkoda, bo gdyby przyznano nam punkt, byłoby 14:11.
A tak zrobiło się 13:12.
RK: Dwa ostatnie punkty częstochowianie zdobyli po blokach na Grzegorzu Szymańskim…
KW: Współczuję Grześkowi. Myślę, że czuje się fatalnie. Zagrał naprawdę dobre zawody. Prawdopodobnie dzięki niemu podnieśliśmy się z parkietu i wygraliśmy kolejne sety. Szkoda, bo nagroda dla najlepszego zawodnika Challenge Cup mogła trafić do niego, a nie do Dawida Murka.
RK: Dziękuję za rozmowę.