Rafał Kuś: W Rzeszowie zdobył pan dla AZS-u 16 punktów, a przeciwko Treflowi 13. Widać, że jest pan w dobrej dyspozycji…
Krzysztof Gierczyński: Cieszę się, że zdobyłem najwięcej punktów dla AZS-u akurat w tych dwóch wygranych meczach. Liczy się przede wszystkim zwycięstwo. Czuję się nieźle, dyspozycja rośnie. Teraz mamy dłuższą przerwę w lidze i mam nadzieję, że po tym czasie będę czuł się równie dobrze.
RK: Częstochowscy kibice przecierali oczy ze zdumienia. W pierwszym secie AZS przegrywał z Treflem 15:23, ale zniwelował tę stratę i wygrał partię.
KG: Takie rzeczy zdarzają się. W meczu z Treflem udało nam się tego dokonać. Wygraliśmy seta, który był już dla nas stracony. Myślę, że to trochę podcięło skrzydła rywalom, chociaż walczyli w drugim i trzecim secie. Po zwycięstwie w tej partii uwierzyliśmy, że mecz może potoczyć się po naszej myśli. Często jest tak, że set otwarcia decyduje o tym, jak ułoży się spotkanie. Końcówka pierwszej partii była kapitalna w naszym wykonaniu.
RK: AZS miał wyraźną przewagę w bloku…
KG: Byliśmy lepsi w kilku elementach. Przypomnę jednak, że w Treflu grają bardzo dobrzy zawodnicy. Mikko Oivanen może wygrać mecz w pojedynkę. Na szczęście wykorzystaliśmy atut własnej hali, co nie zawsze nam się udawało.
RK: Dziękuję za rozmowę.