Izabela Walczak: Dlaczego stowarzyszenie powstało?
Elżbieta Markowska: 9 grudnia 1996 roku założyła je nieżyjąca już Anna Stefańczyk. Sama chorowała i chciała w ten sposób pomóc innym kobietom przeciwstawić się rakowi.
IW: Jak wyglądały początki?
EM: Początkowo moje koleżanki działały przy Stowarzyszeniu na Recz Walki z Rakiem Piersi „Maria”. W roku 2001 założyły własne stowarzyszenie i otrzymały lokal. Z tego co wiem, ten pierwszy okres był bardzo trudny. Mimo wszystko, wówczas łatwiej było pozyskać sponsorów i ofiarodawców. Anna Stefańczyk organizowała rozmaite akcje charytatywne, kwesty uliczne i m.in. dzięki temu dziś mamy takie zaplecze.
IW: W jakich okolicznościach Pani dołączyła do tego grona?
EM: Kiedy leżałam w szpitalu, wszyscy ostrzegali mnie, żebym nie przyłączała się do Amazonek, bo to sekta, która rozprawia tylko o chorobie. Kiedyś na sali pojawiła się jedna z wolontariuszek stowarzyszenia. Próbowała ze mną porozmawiać, jednak ja nie chciałam jej słuchać. Dopiero kiedy opowiadała o ich działalności innym kobietom, zaczęłam przekonywać się do tego pomysłu. Trzy miesiące po wyjściu ze szpitala dołączyłam do nich, a w 2007 roku zostałam prezesem. Byłam wtedy niecały rok po operacji i czułam się do tego kompletnie nieprzygotowana, nie miałam żadnego doświadczenia. W tym czasie umarła założycielka stowarzyszenia, prezes i wiceprezes, ktoś więc musiał się tym zająć. Zawsze powtarzam, że skoro sama otrzymałam pomoc od innych, to oddam ją w dwójnasób. Nie otrzymuję z tego tytułu żadnego honorarium, ale kocham to co robię, bo to mnie odmieniło.
IW: Ile kobiet obecnie należy do stowarzyszenia?
EM: Ponad 120. Liczba ta ciągle się zmienia, ponieważ panuje u nas spora rotacja. Można powiedzieć, że jesteśmy nieprzewidywalne, bo każdego dnia którejś z nas może zabraknąć. Czasy się zmieniły i w tej chwili docierają do nas już nie tylko chore kobiety, ale też ich mężowie i dzieci. Jedni dlatego, że chcą pomóc bliskiej kobiecie, inni, bo sami potrzebują w tej sytuacji pomocy.
IW: Jaka jest statystyczna zachorowalność kobiet na raka piersi?
EM: Z tego co wiem, przeszło 15 tys. kobiet rocznie zapada na tę chorobę. Przeraża mnie to, że obecnie jest to coraz więcej młodych dziewczyn. Kiedyś chorowały właściwie tylko panie po menopauzie. Z uwagi na tak duży procent zachorowań, w całej Polsce działa już ok. 200 naszych klubów.
IW: Na czym polega pomoc, którą oferują Amazonki?
EM: Przede wszystkim jest to rehabilitacja fizyczna ze wspaniałym rehabilitantem, który współpracuje z nami od samego początku. Wykonywane są masaże limfatyczne, potrzebne zwłaszcza po usunięciu węzłów chłonnych. W przypadku tej choroby leczenia wymaga nie tylko ciało, ale i psychika, dlatego do dyspozycji pań jest także nasz psycholog. Ponadto organizujemy spotkania integracyjne, wycieczki, wyjścia do kina i teatru oraz naszą doroczną pielgrzymkę i Marsz Różowej Wstążki. Mamy też dni otwarte i spotkania z lekarzami różnych specjalności. Dzięki licznym zajęciom nie myślimy o chorobie. Naszym zadaniem jest również informacja, ponieważ lekarze zajmują się wyłącznie stroną medyczną. Od nas panie dowiadują się, gdzie i jak uzyskać stopień niepełnosprawności, gdzie zakupić peruki i protezy, jak o siebie zadbać. Dla chorych kobiet zbawieniem jest to, że stowarzyszenie w ogóle istnieje, że możemy się tutaj wspólnie spotkać. To dla nich nie tylko odskocznia, ale i drugi dom.
IW: W stowarzyszeniu działają wolontariuszki, spotykające się z chorymi kobietami w szpitalu. Czy każdy może w ten sposób pomagać?
EM: Nasz wolontariat nie polega na opiece nad chorą, tak jak robią to pielęgniarki. My dajemy paniom wsparcie psychiczne. Jesteśmy pod tym kątem szkolone przed Federację Amazonek. Czuwamy przy łóżku chorych przed i po operacji. Często przychodzą do nas młode dziewczyny, które chcą zostać wolontariuszkami. Cieszy mnie ta chęć pomocy, ale mogą robić to tylko panie, które same przez to przeszły. My jesteśmy żywym świadectwem. Mówimy chorym – zobacz, też przez to przechodziłam, a jestem tutaj i żyję! Weź się w garść i walcz! – To daje tym kobietom ogromny zastrzyk energii i wiarę, że z rakiem można wygrać.
IW: Czy wolontariat w tym przypadku to trudna rola?
EM: Bardzo, ponieważ słuchając przeżyć tych kobiet, widząc je płaczące, często same wracamy do naszych przykrych przeżyć. Na spotkania do szpitala przychodzimy bez zegarków, ponieważ wtedy nie liczymy czasu, tylko jesteśmy w pełni do dyspozycji tych kobiet. Czasami odważniejsze wolontariuszki, pokazują nowym koleżankom jak wygląda pierś po operacji oszczędzającej, lub po całkowitej amputacji. To pomaga oswoić się z myślą o zmianach w ciele i łatwiej przejść przez operację. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że wolontariuszki są dla tych kobiet zbawieniem. To ratowanie życia, ponieważ bez nich, panie niejednokrotnie by się poddały.
IW: Jaka jest reakcja kobiet na diagnozę: rak piersi? Co dzieje się wtedy w ich psychice?
EM: Początkowo człowiek myśli, że zawalił mu się świat, że to już koniec. Do tego dochodzi jeszcze brak akceptacji na zmiany w ciele. Kobietom ciężko jest się pogodzić, że ich piersi po operacji uległy deformacji, lub że ich nie ma! Potem, jeśli kobieta otrzyma właściwą pomoc, jest w stanie się pozbierać. Zależy to jednak w dużej mierze od naszych najbliższych, a zwłaszcza mężów czy partnerów. Często znajomi boją się z nami rozmawiać, a to bardzo denerwujące. Czasami potrzebujemy, żeby ktoś nami „potrząsnął”, a nie obchodził się jak z jajkiem.
IW: W tej sytuacji większym wsparciem jest partner, rodzina, czy druga kobieta, która przeszła przez to samo?
EM: Ja zawsze podkreślam, jak ważna jest pomoc naszych mężów. Nie każda kobieta ma jednak takie szczęście. Zdarzają się przypadki, że mężczyźni wyśmiewają kobiety po operacji, obrażają je, a nawet biją. Miałyśmy taki przypadek w stowarzyszeniu i postanowiłyśmy, że nie popuścimy temu oprawcy. Dzięki naszej interwencji nasza koleżanka odżyła i świetnie sobie radzi. Jeśli ktoś nie ma oparcia w najbliższych, zbawieniem jest stowarzyszenie. Kto lepiej zrozumie amazonkę, jeśli nie druga amazonka?
IW: Amputacja piersi jest niezbędna w przypadku tej choroby?
EM: Kiedyś tak było, obecnie – jeśli rak wykryty jest stosunkowo wcześnie – dominują już operacje oszczędzające. Ja miałam zrobioną ją pięć lat temu, a wówczas w ten sposób operowano tylko dwie kobiety na sto! Ponadto wykonuje się już rekonstrukcje piersi. Kobiety odżywają po tym zabiegu, ponieważ zmienia się ich mentalność i postrzeganie własnego ciała. Biust to jednak atrybut kobiecości.
IW: Czy rak piersi zmienia kobiety?
EM: Na pewno, mnie bardzo zmienił. Kiedyś wstydziłam się własnego cienia, nie potrafiłam rozmawiać z ludźmi. Po tom co przeżyłam, z szarej myszki stałam się silną kobietą. Wbrew pozorom choroba dała mi siły. Wiem, że jeśli będę płakać, zamartwiać się i narzekać na swój los, przyciągnę chorobę. Najważniejsze to myśleć pozytywnie i nie poddawać się.
IW: Jaka według Pani jest świadomość częstochowianek w zakresie dbania o zdrowie?
EM: Niestety wciąż zła. Częstochowianki nie chcą dbać o siebie, nie wykonują najzwyklejszych, profilaktycznych badań. Co gorsza, dla świętego spokoju wolą nie wiedzieć, że coś im dolega.
IW: W takim razie jak zmobilizować siebie do wykonywania badań? Przecież nikt nie chodzi do lekarza dla przyjemności…
EM: Można np. wyznaczyć sobie jedną datę w roku na mammografię. Kiedy organizujemy Marsz Wstążki, namawiamy panie, żeby zadzwoniły do swoich mam, córek, czy koleżanek i namówiły je na badania, które robione są na miejscu. Podczas takich „przypadkowych” kontroli bardzo często są wykrycia. Panie początkowo się załamują, ale tłumaczymy im, że w ten sposób uratowały swoje życie. Jeśli diagnoza zostanie postawiona szybko, jest nawet szansa na operację oszczędzającą.
IW: Jakie są aktualne potrzeby stowarzyszenia?
EM: Przede wszystkim uszczelnienie okien i ogrzanie tego ogromnego lokalu. Z pozyskaniem funduszy jest bardzo ciężko, ale to stowarzyszenie musi istnieć, bo pomaga wielu kobietom.
IW: Co planuje klub w najbliższym czasie?
EM: Już niebawem czekają nas dwa ogromne święta – doroczna pielgrzymka Amazonek z całego kraju, a także nasze piętnastolecie. Wyznaczamy sobie krótkoterminowe plany, aby mieć siłę i motywację do ich realizacji. Dla nas ważny jest każdy dzień życia, nauczyłyśmy się więc cieszyć wszystkim, co przynosi.
IW: Nazwałyście się Panie Amazonkami. Jak postrzegacie siebie w tym kontekście?
EM: Amazonka to wojowniczka bez piersi, dlatego stała się naszym symbolem. My jesteśmy tak samo waleczne i uparte. W przypadku tej choroby nie można stracić czujności. Walczymy więc każdego dnia i chcemy wygrać!
IW: Dziękuję za rozmowę.