Strona główna Archiwum 2011 - 2013 Wywiad. Filozofia formy
0 komentarze 156 views

Wywiad. Filozofia formy

Na częstrochowskim podwórku działa od wielu lat. Jest artystą, który koncentruje się na formach wizualnych. Zaangażowany społecznie, wierny swoim ideałom. Cezary Łopaciński opowiedział nam o ruszaniu miastem, rewitalizacji elewacji i o tym, jak to "siero"bi w naszym mieście.

Berenika Wiłun: Jako Ileone tworzysz już bardzo długo. Jeszcze w tym roku owoce twojej pracy mogliśmy oglądać na ścianie Miejskiej Galerii Sztuki. Jak obecnie wygląda sytuacja?
Cezary Łopaciński: Tą specyficzną formą ekspresji zajmuję się z małymi przerwami od 1998 roku. Jakiś czas temu miałem swoje spokojne miejsce, w którym mogłem malować dla relaksu. Niestety ponad rok temu zostało zburzone… Sporo moich częstochowskich prac przepadło. Graffiti ma to do siebie, że żyje bardzo krótko, często jest zamalowywane przez właścicieli konkretnych obiektów lub przez innych grafficiarzy. W Częstochowie jest bardzo mało miejsc, gdzie można jeszcze zobaczyć moje prace. Na ten moment swoją twórczość mam tylko dla siebie i wąskiego grona znajomych i przyjaciół, we wspomnieniach i na zdjęciach. Zawsze starałem się jednak malować także poza miastem, uczestniczyć w imprezach, tak zwanych „graffiti jamach”.

BW: Jednym z eventów, w których brałeś ostatnio udział, był Chill Grill and Skate w Blachowni. Co powstało podczas jamu? Czy tamta praca oddaje charakter twojej twórczości?
Cezary Łopaciński: Jakiś czas temu znalazłem patent na tworzenie obrazków. Maluję to, co mnie otacza w danej chwili. Może to być słowo wypowiedziane przez kolegę, kolor koszulki przechodnia, fragment jakiegoś utworu muzycznego, zasłyszanego w okolicy. Dajmy na to pracę, która powstała na CGAS w tym roku. Malowaliśmy na imprezie deskorolkowej na obiekcie sportowym, praktycznie w lesie. Miałem różowe, gumowe rękawiczki, żeby nie pobrudzić dłoni farbą. Komentatorem imprezy był gość o ksywce „Słoneczny Szczęki”. Dzień przed imprezą widziałem w internecie klip Projektu Ślązak „Jadymy na bogato”. Podczas imprezy jeden z uczestników odniósł kontuzję i zakończył zawody w szpitalu. Patrząc na efekt końcowy mojego obrazka widzimy literkę „I”, która jest zielona, zdaje się wyglądać jak zawijas jakiejś leśnej rośliny. Literka „L” to różowa ręka/gumowa rękawiczka. „E” zbudowałem z desek, bez których deskorolka nie byłaby deskorolką. „O” jest przedstawione jako słońce. Szare diamenty układają się na tle białych w kształt litery „N”. Diamenty to węgiel, węgiel to Śląsk, utwór „Projektu Ślązak” nosi tytuł „Jadymy na bogato”. Najmniej czytelna, aczkolwiek zasadna jest ostatnia litera „E”, ułożona ze złamanych ludzkich kości, czyli – kontuzja jednego z uczestników zawodów CGAS. Tak właśnie tworzę. Nie szkicuję, nie planuję, poddaję się chwili i improwizuję.

BW: Wolisz pracować sam, czy w grupie? Czym się kierujesz, jakie idee ci przyświecają?
Cezary Łopaciński: Zawsze byłem samotnikiem, wolałem malować w pojedynkę. Nie oznacza to, że odmawiam, gdy ktoś zaprosi mnie do współpracy. Bardzo często zdarza mi się uczestniczyć w projektach, w których malują ludzie praktycznie z całego świata. Jest we mnie pewna skrajność… Będąc samotnikiem, jednocześnie czerpię ogromną przyjemność z malowania jednej pracy w kilka osób. Jestem projektantem. Zajmuję się rzeczami wymagającymi kreatywności, analitycznego myślenia, poszukiwania sensu i zasadności użytych środków formalnych. Można powiedzieć, że jestem filozofem formy, bo dbam o warstwę ideową rzeczy, które wypuszczam, niezależnie czy jest to logo, strona internetowa czy graffiti na murze. Przekaz jest najważniejszy, a dobrane środki formalne, jakimi wyraża się daną idee, świadczą o poziomie i jakości myślenia projektanta/twórcy. Zawsze staram się robić to najlepiej jak potrafię.

BW: Jesteś aktywnym twórcą, wciąż w coś zaangażowanym. Co pochłonęło cię ostatnio i czego możemy spodziewać się w najbliższej przyszłości?
Cezary Łopaciński: Ostatnie projekty, w których brałem udział, to „Meeting of Styles”  i „Lubelski Festiwal Graffiti” (1-7 sierpnia 2011) oraz towarzysząca tej imprezie wystawa „Graffiti vs. Street Art” w Lubelskiej Zachęcie, gdzie pokazałem instalację. Tematem tegorocznej imprezy MOS było hasło „One World, One People.”, temat zaangażowany społecznie, a takie najbardziej lubię. Planuję też z kilkoma artystami z Polski stworzyć pracę w ramach „Ruszamy Miastem Warm Up”. Obrazek powstanie w Częstochowie w  sierpniu. Na wrzesień planuję kolejną edycję Ruszamy Miastem. Jak na razie to tyle, co chciałbym zrobić w 2011.

BW: Ruszamy Miastem ma już swoją historię. Czego dotyczy ta inicjatywa?
Cezary Łopaciński: Ruszamy Miastem to cykliczna impreza. Graffiti jam, na który zapraszam ludzi z Polski i zagranicy. Impreza z małego lokalnego graffiti jamu Ruszamy Boiskiem, którą zrobiłem z grupką znajomych, z którymi siedziałem na ławce przed blokiem, przerodziła się w dwudniowy festiwal sztuki ulicy Ruszamy Miastem. Gdyby nie nuda, jaka panowała w 2006 r. w Częstochowie i nasze ambicje by to zmienić, prawdopodobnie nie było by Ruszamy Miastem. Formuła imprezy od samego początku jest taka sama. Podczas gdy artyści malują jeden koncepcyjny obraz, dje grają muzykę, jest ogólnodostępny grill, ludzie siedzą sobie na ziemi, oglądają powstające graffiti, słuchają muzyki, dobrze się bawią. Po jamie graffiti odbywa się oficjalne after party w klubie, podczas którego dje grają hip hop i funk. Od samego początku w organizacji imprezy pomaga mi Marcin, znajomy, z którym przeżyłem wiele, dobrego i złego. W projekt zaangażowanych jest też wiele innych osób, dzięki którym ruszamy miastem. Sponsorzy, ludzie dobrej woli, urzędnicy, dyrekcja szkoły, na której odbywa się graffiti jam, ludzie na których co roku mogę liczyć… W tym roku impreza będzie dwuetapowa. Ruszamy Miastem Warm Up 2011 i Ruszamy Miastem 2011. Na razie nie chcę zdradzać szczegółów. Jedyne co mogę powiedzieć – Warm Up będzie sierpniu, a Ruszamy Miastem we wrześniu. Zapewniam, że znajdzie się coś dla znudzonych wakacjami w mieście na Warm Upie i dla tych, którzy we wrześniu wrócą do miasta. Więcej szczegółów będzie można znaleźć już niebawem na www.ruszamymiastem.pl

BW: Spod twojej ręki wychodzą projekty w różnej formie. Jesteś współodpowiedzialny za Siero…
Cezary Łopaciński: Siero jest projektem, który realizuję wraz z kolegą, z którym praktycznie się wychowałem. Jest to linia odzieżowa, inspirowana stylem życia grafficiarzy, ich poglądami na świat, filozofią, etc. Na obecną chwilę wszystko jest w fazie prób i planów. Niestety oboje nie możemy znaleźć czasu, aby poświęcić się temu na tyle, żeby wypuścić większe ilości ciuchów. Światło dzienne ujrzało kilka realizacji, które trafiły do ludzi z klimatu, w jakim są te ubrania projektowane. Na tym etapie, na jakim jesteśmy, ludzie wypowiadają się pozytywnie o naszych produkcjach, więc mamy dobry powód do tego, by działać dalej.

BW: To nie wszystko… jest jeszcze 21 pixels…
Cezary Łopaciński: 21Pixels to multidyscyplinarna grupa projektowa. Założyłem ją w 2009 roku. Realizujemy ambitne projekty, zaangażowane społecznie. Komercyjne projekty, które wypuszczamy, muszą być czymś więcej niż ładnie wyglądającą reklamą, która ma powiększyć zyski zleceniodawcy. Konsekwentnie selekcjonujemy potencjalnych klientów, często odmawiamy współpracy z wielu różnych powodów. Między innymi odrzucamy projekty, których efekty mogą szkodzić ludzkości, ogólnie pojętemu dobru i pokojowi. Jesteśmy idealistami, tworzymy projektowanie społecznie odpowiedzialne.

BW: W ramach akcji Rewitalizacji Wrocławskiego Nadodrza zrobiłeś projekt muralu – elewacji budynku. Myślisz, że takie inicjatywy mają szansę powodzenia? Czy w naszym mieście ktoś podjął w tym kierunku jakieś działania?
Cezary Łopaciński: Do wrocławskiego projektu zaprosiła mnie grupa KOLEKTYF.COM. Co do słuszności tego typu inicjatyw, to jak najbardziej popieram świadomą walkę z dziadostwem i bylejakością przestrzeni miejskiej, jaką jesteśmy otoczeni. Wystarczy spojrzeć na większe miasta Polski i innych krajów Europy czy Stanów Zjednoczonych. Z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że dobrze zaanektowana przestrzeń może poprawić jakość życia w każdym mieście. Dobra identyfikacja przestrzeni miejskiej, wzbogacona realizacjami pokroju tej wrocławskiej, daje możliwość oderwania się od przytłaczającej szarzyzny, jaka nas obecnie otacza. Podróżując po świecie odkryłem, że lepiej czuję się we Wrocławiu, Hamburgu czy Czeskiej Pradze (pomimo że za każdym razem wracam do Częstochowy, którą kocham i nienawidzę). Dlaczego tak jest? Dlatego, że w tamtych miastach ktoś pilnuje estetyki urbanistycznej. Miasto przyjazne wizualnie jest miastem, z którego nie chce się uciekać. W Częstochowie panuje jeden wielki wizualny chaos. Odnoszę wrażenie, że ludzie odpowiedzialni za estetykę miasta (jeżeli tacy są) delikatnie mówiąc nie spisują się. Myślę że jednym z problemów Częstochowy jest między innymi dziadostwo i bylejakość tego, co nas otacza, co bezpośrednio wpływa na ogólną ocenę, jakim miastem jesteśmy. Władze chcą obudzić energię, jaka drzemie w Częstochowie. Jestem przekonany, że nie uda się tego osiągnąć do momentu, kiedy nie uporządkujemy miejsca, w którym mieszkamy. Jeżeli mieszkańcy Częstochowy źle czują się w swoim mieście i uciekają do Krakowa, Wrocławia czy Warszawy, to jak u nas czują się goście? Czy gdy zapraszamy kogoś do swojego domu, mamy w nim bałagan i częstujemy go zimną herbatą z brudnej szklanki?

BW: Sztuka uliczna to drażliwy temat. Dla jednych już sztuka, dla innych zwykły wandalizm. Jak to postrzegasz?
Cezary Łopaciński: Graffiti jest bardzo pojemnym zjawiskiem. Bardzo często spotykam się z hasłem „Graffiti – sztuka czy wandalizm?”. Osobiście uważam, że można inaczej to hasło/pytanie skonstruować – „Graffiti – na ile sztuka, a na ile wandalizm?”. Dziś gdy sztukę definiuje się w bardzo szeroko, gdy artysta publicznie głodzi psa w galerii i nazywa to dziełem sztuki, graffiti zdaje się być mało kontrowersyjną formą ekspresji. W mojej opinii jedynym kryterium, jakie może decydować o działaniu artystycznym czy wandalizmie, są intencje grafficiarza. W graffiti publiczność nie decyduje o tym, co jest sztuką, a co wandalizmem. Brzmi to przewrotnie, ale jest w tym jakiś sens. Publiczność może dokonać złego osądu. To środowisko grafficiarzy może ocenić i klasyfikować. Widownia zazwyczaj klasyfikuje graffiti według schematu „ładne”, „nieładne”. Taki sposób oceny spłyca zjawisko. Należy też zadać sobie pytanie, czy grafficiarzem jest ktoś, kto maluje sprayem po ścianie? Czy w ogóle ktoś, kto używa ściany jako podkładu pod swoją ekspresję jest grafficiarzem? Często spotykam się z infantylnym podejściem do tematu. Ludzie definiują graffiti jako legalne i nielegalne. To legalne zazwyczaj określają jak ładne, przemyślane, kolorowe. Nielegalnie tworzone graffiti jest złe, brzydkie i w ogóle nie jest graffiti, bo to już wandalizm. Ludzie, nawet ci z tytułami profesorskimi, zaczęli źle definiować zjawisko. Można w nieskończoność analizować temat. W mojej opinii tylko intencje grafficiarza mogą stanowić o tym, czy graffiti jest sztuką, czy tylko wandalizmem. Tego będę się trzymał, dopóki nie wymyślę czegoś bardziej świeżego. Co do naszego miasta, to ma się dobrze. Scena jest aktywna od ponad 15 lat. Spokojnie dorównujemy innym miastom, pod wieloma względami składającymi się na szeroko rozumiane zjawisko, jakim jest graffiti. Rodzimi twórcy są znani w Polsce i na świecie, zarówno ci, którzy malują „sztukę”, jak i ci, których można uznać za wandali. Choć sami tego nie dostrzegamy, to mamy bardzo dużo do zaoferowania w świecie graffiti, o wiele więcej niż niejedno miasto. Nieskromnie, aczkolwiek obiektywnie dodam, że częstochowscy grafficiarze osiągnęli więcej w swojej dziedzinie, niż ich koledzy hip – hopowcy w swoich.

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl