Strona główna Archiwum 2011 - 2013 Włodzimierz Skalik. Latanie z pasją
0 komentarze 141 views

Włodzimierz Skalik. Latanie z pasją

Jest nie tylko wielkim częstochowianinem, ale też osobowością światowego wręcz formatu. I tu aż ciśnie się na usta stare i mądre powiedzenie, że cudze chwalicie... A nasz Włodzimierz Skalik jest przecież Wiceprezydentem Światowej Federacji Lotniczej FAI, gdzie zajmuje się dziedziną niezwykle ważną, bo kontaktami narodowych federacji lotniczych z centralą FAI. Awans to zupełnie zasłużony, bowiem Włodzimierz Skalik zna się na lotnictwie jak mało kto. Ma za sobą przecież bogatą karierę sportową. Był kilkakrotnie mistrzem świata i Europy w lataniu precyzyjnym i rajdowo-nawigacyjnym. Zaś wszystkich laurów lotniczych zdobytych na zawodach w kraju nikt już Skalikowi policzyć nie zdoła.

Od lat działa też społecznie. Był w poprzedniej kadencji członkiem Sejmiku Śląskiego, gdzie przewodniczył komisji sportu i turystyki. Nawał pracy związanej z lotnictwem sportowym w aeroklubach spowodował, że w kolejnych wyborach już nie wystartował. Jego największym pragnieniem jest teraz uczynienie z lotniska w Rudnikach portu lotniczego dla Częstochowy.

Latanie z pasją
Gdy zostaje się najlepszym Ikarem na świecie, pośród sześciu prawie miliardów ludzkiej rodziny, to jasne, że jest się już wielkim tego świata. Ale gdy podobnego wyczynu dokonuje się wielokrotnie i permanentnie, to wtedy mamy już do czynienie z fenomenem. I jeśli nawet w historii lotnictwa zdarzają się podobne przypadki, jak na przykład niebywały casus Janusza Darochy, drugiego w tym względzie częstochowianina, to potwierdza to jedynie stwierdzenia przytoczone wyżej.

Jest jeszcze inny, nie mniej piękny wizerunek Włodzimierza Skalika. Od kilku lat pełni On funkcję Prezesa Częstochowskiego Aeroklubu i czyni to zupełnie społecznie. Kiedy inne Aerokluby w kraju nie mogą sobie poradzić z nową kapitalistyczną rzeczywistością i stoją na krawędzi bankructwa, ten nasz w Rudnikach kwitnie, rozszerza swoją działalność i zachęca młodych ludzi do uprawiania pięknego, lotniczego sportu.

Sukces bowiem powstaje z pracy i codziennej odpowiedzialności za wszystko, czego się w życiu człowiek podejmuje. Takie właśnie cechy charakteru wyniósł Włodzimierz Skalik z rodzinnego domu.

Dom z widokiem na lotnisko
Lotnisko w Rudnikach to taka najpierwsza miłość Włodka Skalika. Oglądał je od siódmego roku życia, kiedy jego tata objął posadę zawiadowcy stacji PKP w tej właśnie podczęstochowskiej wiosce.

 – Było to zresztą zgodne z kolejarskimi tradycjami naszej rodziny – mówi Włodzimierz Skalik. – Mój dziadek Adam Lach był już przed wojną zawiadowcą dużej przygranicznej stacji kolejowej w Kępnie i kiedy Niemcy w 1939 roku napadali na Polskę, tak sprytnie poustawiał różne ważne urządzenia kolejowe, że stacja praktycznie przestała funkcjonować. Wywołało to wściekłość Gestapo, w wyniku czego dziadek Adam musiał się przed nimi ukrywać całą niemal okupację. Po wojnie wrócił oczywiście do Kępna na poprzednie stanowisko.

Wszystkie tego typu opowieści stały się potem kanwą całej kolejarskiej tradycji rodziny Skalików. Kontynuował później ojciec naszego wielkiego lotnika, który przejął ją niejako w spadku od swojego teścia Adama Lacha, kiedy to na jednym z kolejarskich szkoleń w Kępnie poznał piękną pannę Annę Lachównę, późniejszą swoją żonę.

Swój rodzinny dom w podczęstochowskich Rudnikach Włodek Skalik zapamiętał jako taką oazę spokoju i serdeczności z owym niegdysiejszym już szacunkiem dla hierarchi i autorytetów. Tu się wszyscy doceniali nawzajem. Włodek mówi na przykład, że nigdy w życiu nie powiedział rodzicom na ty. Takie to dziś niepostępowe, a jakie piękne… 

Może dlatego właśnie Włodek Skalik wciąż i niezmiennie tak ciepło i serdecznie mówi o całej swojej rodzinie. I tej od dziadka Skalika, i tej od dziadka Lacha, ze strony mamy. Wszystkim im przecież coś tam ważnego zawdzięcza.

Choćby swoje lotnicze fascynacje, pobudzone lotniczymi tradycjami rodziny. Okazało się bowiem, że takie były. Dwaj kuzyni byli lotnikami. Starszy z nich Józef latał na Karasiach” w 1939 roku jako strzelec pokładowy, a potem dostał się do niewoli sowieckiej. Młodszy zginął niestety w wypadku lotniczym w Jugosławii, kiedy ich AN-2 zwalił się niespodziewanie na ziemię.
 – Bo latanie jest sztuką bardzo trudną, dlatego niebezpieczną –  twierdzi mistrz Skalik. – Każda nieuwaga, każdy błąd pilota niesie nieobliczalne konsekwencje. Ale ten sport hartuje ludzi, uczy odpowiedzialności za siebie i innych, preferuje rzetelność i pracę, a to, jak wiadomo jest podstawą wszystkiego.

– Dobry pilot to nie tylko odwaga i manualne zdolności – dodaje Włodzimierz Skalik. – To ciągłe uczenie się. Jeśli kandydat na pilota nie opanuje takich dziedzin wiedzy jak: meteorologia, nawigacja, topografia czy prawo lotnicze, nie ma czego na lotnisku szukać.

Zakolegować z Ikarem
– Kiedy się zaczęła przygoda z lotnictwem?  
– Wcześnie bardzo – odpowiada Włodek. – Gdzieś przy końcu podstawówki chyba. Chodziłem często do naszych sąsiadów, państwa Zakrzewskich, bo ich syn Staszek interesował się lotnictwem i budował modele samolotów.

Ten Staszek musiał chyba dostrzec ogniki fascynacji w oczach małego Włodka, skoro pewnego dnia zabrał go ze sobą na lotnisko w Rudnikach. Włodka oczywiście lotnisko oczarowało. Najchętniej wcale by z niego nie wracał do domu. W każdej wolnej chwili pędził tam ile sił w nogach.


Robił tu wszystko, co mu kazali. Zamiatał hangary, nosił za pilotami ich wyposażenie, pomagał przetaczać szybowce. Czyścił je, oliwił i to wszystko z własnej i nieprzymuszonej woli. Kiedy wieczorami wracał do domu, padał z nóg. Za żadne jednak skarby świata nie zamieniłby tego zajęcia na inne, mniej męczące.

Każdego dnia po skończonych lekcjach w Liceum Kopernika w Częstochowie biegł na pociąg i jechał do Rudnik na lotnisko. W przedmaturalnej klasie był już członkiem Kadry Narodowej w Lotnictwie Sportowym. Wszyscy w szkole o tym wiedzieli, więc Włodek chodził tu w glorii Ikara, obdarzany specjalnymi spojrzeniami zafascynowanych dziewczyn.

Z racji sporych już osiągnięć lotniczych zamieniono Włodzimierzowi Skalikowi obowiązkową wtedy służbę wojskową na pracę instruktora w liceum lotniczym w Dęblinie. Źle tam znosił rozstanie z Częstochową, a to z powodu pewnej pięknej Małgosi z rudnickiego lotniska, również pilotem i posiadaczem bardzo elitarnej, srebrnej odznaki szybowcowej. Znali się już wcześniej, ona bowiem jako nawigator startowała wraz z Włodkiem w mistrzostwach Polski, i to z powodzeniem.

To właśnie tamte dęblińskie tęsknoty spowodowały, że dzisiaj są małżeństwem z czwórką już „Ikarątek” w dorobku. Najstarszy z nich Marcin jest już członkiem samolotowej kadry narodowej i tego roku właśnie zadebiutował w Rajdowych Samolotowych Mistrzostwach Europy na Węgrzech. Najmłodszą zaś ze Skalików, Agatkę też ciągnie już do lotnictwa, gdyż ciągle chciałaby siedzieć z mamą lub tatą w samolocie, szczególnie od czasu gdy jej mama, pani Małgosia, otrzymała pełną licencję pilota samolotowego.

Droga na szczyty
To niesamowite, jak tamten rudnicki Aeroklub potrafił pracować z młodzieżą. Wychowywać ich na wielkich lotników. Stąd przecież rekrutowali się najwybitniejsi polscy piloci. Dobrym duchem był tutaj pan Tajchman, kierownik tego Aeroklubu, i pan Ryszard Naturalny, instruktor i kierownik wyszkolenia, oraz wielu, wielu innych.

To również dla nich grany był na lotnisku w Argentynie hymn Polski, kiedy Włodzimierz Skalik po raz pierwszy w swojej karierze odbierał tytuł Mistrza Świata.
Potem już przywykł do zwycięstw, zaszczytów i honorów, a mimo to pozostał nadal człowiekiem nad wyraz skromnym i urzekającym serdecznością. Jedni twierdzą, że są to maniery światowca, jakim oczywiście jest Włodzimierz Skalik, a inni, że ta jego elegancja w życiu i byciu to sprawa rodzinnego domu i imperatywów z niego kiedyś wyniesionych. Bo czym skorupka, jak mówią, za młodu…

Dziś Włodzimierz Skalik to nie tylko człowiek z ogromnymi sukcesami lotniczymi, ale i wielka osobowość o międzynarodowym znaczeniu. O członkostwie we władzach Światowej Federacji Lotniczej pisałem już wyżej. Dodam więc jeszcze, że obecnie Włodzimierz Skalik pełni kolejną, ogromnie zaszczytną funkcję: Prezesa Zarządu Głównego Aeroklubu Rzeczypospolitej Polskiej. I trzeba tu podkreślić, że czyni to zupełnie społecznie, non profit, na zasadzie pełnego wolontariatu.

Polski Aeroklub bowiem, któremu Skalik teraz przewodzi, to organizacja lotnicza z ogromnymi tradycjami, istniejąca od 1919 roku. Gdy ją w marcu 2010 roku przejmował, znajdowała się już niestety w głębokim kryzysie tak organizacyjnym, jak finansowym. Poprzedni prezesi kolejno rezygnowali z tej funkcji, nie mogąc sobie poradzić z kryzysem. A Skalikowi się udało. Przeprowadził gruntowną restrukturyzację całej organizacji. Uporządkował finanse. Brał aktywny udział, jako strona społeczna w sejmie RP, w pracach nad nowelizacją prawa lotniczego.
Złożył tam szereg projektów zmian w przepisach, które zyskały akceptacje parlamentarzystów. Stwarza to szansę, a być może uczyni przełom w rozwoju polskiego lotnictwa cywilnego.

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl