Strona główna Archiwum 2011 - 2013 Stowarzyszenie przegranych ojców
0 komentarze 60 views

Stowarzyszenie przegranych ojców


Motto: Zgodnie z najnowszą nowelizacją prawa rodzinnego, podjętą przez Sejm RP, nie wolno już pod karą grzywny utrudniać kontaktów z dziećmi rozbitych związków: „Sąd będzie karać finansowo tych rodziców, którzy drugiemu rodzicowi utrudniają widzenie się z dzieckiem”. Tyle prawo. Ale w życiu wciąż najważniejsze są emocje. I gdybym tej sceny nie widział na własne oczy, to bym nie uwierzył. A było tak:

W długim korytarzu pewnego częstochowskiego wieżowca, przy drzwiach jednego z mieszkań siedział jakiś młody człowiek na krzesełku i przez szparę na długość łańcucha zabezpieczającego drzwi rozmawiał, jak się dowiedziałem, ze swoim dzieckiem. Tak właśnie matka chłopca interpretowała nakaz sądu, mówiący, że jej były mąż ma prawo do cotygodniowych kontaktów z własnym synem.

Nie wiem na czym to polega, ale istnieje powszechne przekonanie, że jedynie matki nadają się do wychowywania dzieci. Ojcowie jako samcy gonią tu i tam za swoimi zachciankami, więc nie mają do tego ani przyrodzonych, ani obyczajowych predyspozycji. Ów pogląd zdaje się niestety podzielać również wielu sędziów, którzy w trakcie spraw rozwodowych przyznają opiekę nad dzieckiem najczęściej wyłącznie matkom.

– Bo tak jest najprościej i najwygodniej – twierdzi znany mi adwokat. – Nie trzeba wtedy babrać się w życiorysach rozwodzących się stron, dochodzić, które z małżonków jest bardziej odpowiedzialne i które zapewni dziecku lepsze warunki wszechstronnego rozwoju. Matka w odczuciu powszechnym jest lepsza, choćby w rzeczywistości tak nie było…

– No niestety, prawo dla rozwiedzionych ojców nie jest  sprawiedliwe i w wielu przypadkach nawet konfliktogenne – twierdzą członkowie Stowarzyszenia Obrony Praw Ojca. – Teoretycznie daje ono równe szanse ojcu i matce, ale w praktyce o wszystkim rozstrzyga sędzia, przeważnie kobieta, dla której sprawa płci ważniejszą bywa niźli predyspozycje psychiczne czy materialne rodziców.

Każdy rozwód powinien być sprawą tylko i wyłącznie ludzi dorosłych. Po prostu nie udało się małżeństwo i tyle. Nie znaczy to wcale, iż któreś z rodziców musi przez to automatycznie niejako   utracić kontakt ze swoimi dziećmi, z którymi łączy biologia i więzy uczuciowe. Ale tak właśnie często bywa, zwłaszcza wtedy, gdy w domu zamieszka „nowy wujek”.

O tych subtelnych niuansach wiedzą oczywiście wszyscy adwokaci rozwiedzionych mężczyzn, zwykle kiedy wcześniej znają składy sędziowskie i wiedzą, czego po nich mogą się spodziewać.
– Pana żona musiałaby być rejestrowaną na policji nierządnicą albo zaawansowaną alkoholiczką, aby panu przyznano dziecko – mówił jeden z nich. – Fakt, że to pan brał urlopy wychowawcze i opiekował się chorym synem nie ma tu najmniejszego znaczenia.

Pan Jerzy D. usłyszał w wyroku, że może widywać syna tylko dwa razy w miesiącu w terminach wyznaczonych przez matkę. Ten wyrok odseparował go od dziecka właściwie na wiele lat. Jego matka miała bowiem wolną rękę. Mogła uzgodnić termin widzenia lub nie. Mieszkała teraz z kolejnym „wujkiem” i nie lubiła wizyt byłego męża. W taki więc sposób sąd w majestacie prawa orzekł, że kochanek matki będzie lepszym opiekunem i wychowawcą dziecka niż rodzony ojciec…
– Według spostrzeżeń  mecenasa Dariusza W., specjalisty od spraw cywilnych, rozdział „dobroci” w rozwiedzionych rodzinach kształtuje się najczęściej tak, że na 98 procent dobrych matek przypada zaledwie 2 procent porządnych ojców.

Niebywałe, co? Jest to stopień fikcji większy nawet niż zdarza się w bajkach dla dzieci. Realia są jednak nieubłagane. Niedawno dziennik „Rzeczpospolita” opublikował dane na ten właśnie temat, posługując się wynikami Sopockiej Pracowni Badań Społecznych. Wynikało z nich, że dzieci w sprawach rozwodowych traktowane są niczym karta przetargowa. Są czymś w rodzaju szantażu moralnego, a w takich przypadkach przegrywa zawsze dziecko.

W Stowarzyszeniu Obrony Praw Ojca mówią mi, że w Polsce społeczność rozwiedzionych ludzi dzieli się na kilka grup. W pierwszej są byłe żony, które uważają, że jeśli  eksmałżonek wywiązuje się z obowiązków alimentacyjnych i interesuje się życiem dziecka, to ma prawo je widywać. Druga grupa to matki, które nie zabraniają dzieciom kontaktów z ojcem, ale ci z kolei nie wykazują takiej potrzeby. Płacą alimenty i siedzą cicho. Najgorsza jest grupa trzecia, a w niej matki, myślące tak: – Zostawiłeś mnie samcze i odszedłeś do innej, to ja ci teraz pokażę! W życiu nie zobaczysz swojego dziecka. Obrzydzę mu ciebie, przedstawię w takich barwach, że nawet jak dorośnie, będzie się ciebie wstydził…

– Moje spotkania z 6-letnim synem odbywają się… przez szybę – mówi jeden z ojców, będący akurat w Stowarzyszeniu. – Zupełnie jak w więzieniu, bowiem drzwi między przedpokojem a pokojem stołowym zostały specjalnie wyposażone w przezroczystą szybę. Chłopiec jest z jednej strony, ja z drugiej. Dowiedziałem się pokątnie, że matka tłumaczy to synowi obawą przed infekcją. Tatuś jest chory, możesz się więc zarazić, lepiej być ostrożnym.

W innym przypadku nakazane prawem spotkania z synem odbywają się mniej spektakularnie, ale za to w sposób bardzo towarzyski.


– Ja siadam naprzeciwko dziecka – mówi mi mój rozmówca. – A za plecami chłopca, niczym asysta, staje matka z sąsiadką, wezwaną jako świadek. Każde moje słowo jest nagrywane na magnetofon.

Bywają też przypadki oddawania dziecka za pokwitowaniem, które zostaje zwrócone, gdy potomek powróci z widzenia.

Rozwodowe wojny nie przynoszą nikomu niczego dobrego. Dzieci bardzo boleśnie odczuwają rozbicie rodziny, więc bywa, że z takiej właśnie atmosfery wyrastają późniejsi zagubieni narkomani albo pieniacze i cwaniacy, umiejący świetnie czerpać korzyści z wrogości swoich rodzicieli.

Dużym zaskoczeniem dla ludzi ze Stowarzyszenia były wyniki badań, przeprowadzonych przez  psychologów amerykańskich. Wynikało z nich bowiem, że mężczyźni wcale nie są gorszymi wychowawcami i opiekunami niż matki. Może tylko na początku czują się trochę niepewnie, ale szybko to mija i niebawem samotny ojciec z łatwością przyswaja sobie wiele zachowań, charakterystycznych dla matczynej opieki. Są natomiast zdecydowanie lepsi, gdy chodzi o samotne wychowywanie synów. Potrafią o wiele lepiej opanować naganne zachowania dzieci i – co nie jest bez znaczenia – zapewnić im byt, nie oglądając się na dotacje z banku alimentacyjnego.

– Jak na tym tle wygląda zatem nasz polski i sądowy stereotyp, lansujący zdecydowaną wyższość matki nad ojcem? Ów powszechny mit macierzyńskiego instynktu? – pytają moi rozmówcy. – Ruchów podobnych do naszego Stowarzyszenia Obrony Praw Ojca jest na świecie wiele i potrafiły one wywalczyć już „krzywdzonym ojcom” wiele praw, dotychczas u nas nieosiągalnych. Na przykład wspólne wyjazdy z dzieckiem na weekendy czy urlopy, na zasadzie raz robi to ojciec, raz matka. Prawo do wywiadówek w szkole i decydowanie o przyszłości potomka. Dzięki temu ojciec nie czuje się zdyskredytowany, odrzucony, a dziecko wciąż czuje, że jest on w jego życiu. Tymczasem w Polsce błędnie nawet używa się określenia „samotna matka”.
– Jaka samotna matka ? – zżyma się jeden z moich rozmówców. – Jaka samotna matka? To ja jestem samotny! Ona ma przecież dzieci.

Kiedyś dużo mówiło się i pisało o męskiej solidarności i lojalności. W przypadku współczesnych samotnych ojców coś takiego nie istnieje. Kobiety za to są świetnie zorganizowane. Mają różnego rodzaju ligi kobiet, kluby kobiet, federacje kobiet, rady kobiet, stowarzyszenia feministyczne, tworzą lobby, którego nie ruszy żadne męskie działanie. Chyba że kobiety same wreszcie zechcą pomóc swoim dzieciom i uznają ojców jako rodziców o takich samych obowiązkach, ale i prawach. Wtedy może nastąpią w rozwiedzionych rodzinach cywilizowane zwyczaje.

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl