Strona główna Archiwum 2011 - 2013 Socjolog: Kibicowanie to społeczny fenomen, choć nie każdy „kibic” faktycznie kibicem jest
To, że wielkie europejskie święto sportu już się rozpoczęło, wie każdy i widzi każdy. Wystarczy rozejrzeć się dookoła, aby zobaczyć samochody dumnie udekorowane polskimi flagami, czy udać się do sklepu, aby do woli przebierać w tematycznych gadżetach - często o wątpliwej estetyce oraz cenach dwukrotnie wyższych niż te same towary bez magicznego logo. Dlaczego nawet ci, którym piłka nożna jest obojętna, ulegają zbiorowej euforii? Co daje społeczeństwu taki sportowy patriotyzm? I jak to będzie z poczuciem społecznej jedności po zakończeniu mistrzostw?

Każdy kibic to rzeczywiście… kibic?

No właśnie… Choć chęć śledzenia przebiegu mistrzostw deklaruje większość Polaków, tylko część z nich faktycznie jest miłośnikami tego sportu. Dlaczego więc laicy w tym temacie, którzy wyniki większości piłkarskich rozgrywek mają w poważaniu, z zapałem kupują flagi, chipsy w biało-czerwonych opakowaniach i rozochoceni udają się do stref kibica lub zasiadają przed domowym telewizorem? 

– Tzw. niezainteresowani kibice także będą oglądać transmisje, bo kibicowanie to czynność społeczna. Wielu z nas ogląda mecze w grupie z przyjaciółmi i znajomymi. Nawet jeśli nie jesteśmy zainteresowani widowiskiem sportowym, to lubimy spotkać się, porozmawiać, wypić piwo – argumentuje dr Beata Pawlica, socjolog z Wyższej Szkoły Zarządzania i Nauk Społecznych w Tychach.

Jej zdaniem również panie, które na ogół sceptycznie podchodzą do sportowych zamiłowań współmałżonków, tym razem będą towarzyszyć im przed telewizorami. – Statystycznie częściej mecze piłki nożnej oglądają mężczyźni, ale wśród kobiet też są zagorzałe fanki sportu. Jestem przekonana, że wiele kobiet będzie obserwować mecze  podczas Euro, kibicować swoim drużynom i bardzo mocno przeżywać ich sukcesy i porażki – twierdzi socjolog.

Napięcie rosło od dłuższego czasu

Chociaż Euro zaczyna się dzisiaj (8 czerwca), przygotowania do niego widać było od dawna, nie tylko w mediach, ale również na ulicach, w szkołach, w sklepach, a nawet w kościołach. Organizacja imprezy często miała nie tylko wymiar sportowy. 

– Oprócz dyskusji o wyborze właściwego trenera czy o osobowym składzie narodowej reprezentacji, w Polsce mówiło się o drogach, a w zasadzie o ich braku, o stadionach – czy zdążymy je ukończyć w terminie, o murawie, która nie chciała rosnąć, bazie hotelowej i przygotowaniu miast, w których odbywać się będą mecze – wylicza Pawlica i dodaje: 
– Przygotowania do Mistrzostw Europy przebiegały pod hasłem „czy zdążymy?” i miały bardziej polityczny niż sportowy charakter.

Kup pan gadżet

Polityka i ekonomia swoją drogą, a każdy z Polaków – również częstochowian – przygotowywał się do Euro jak tylko mógł. Efekt takich starań widoczny jest już od ok. dwóch tygodni. Na ulicach coraz trudniej zobaczyć samochód bez łopoczącej na wietrze biało-czerwone flagi, z półek błyskawicznie znika asortyment, który estetyką opakowania nawiązuje do wydarzenia. Punkty handlowe od dawna nęcą klientów „patriotycznymi” piłkami, czapkami, koszulkami, trąbkami, breloczkami, kubkami, długopisami i wszelkiej maści gadżetami. Ceny piwa czy czekolad z logo Euro znacznie przewyższają koszt towaru z „uboższym” estetycznie opakowaniem, a mimo to schodzą jak świeże bułeczki. Dlaczego z dziecięcą naiwnością dajemy się złapać na te marketingowe chwyty? 

– Gadżety związane z Euro są wyjątkowo brzydkie, a mimo to znajdują się na nie kupcy. Przyznaję, że za każdym razem, kiedy obserwuję kupujących je ludzi, zastanawiam się, dlaczego wydają pieniądze na coś tak niepraktycznego i brzydkiego. Z socjologicznej perspektywy zakupy te mają jednak sens. Kupno piłki, szalika, koszulki w barwach narodowej reprezentacji mieści się w swego rodzaju rytuale związanym z Euro. W niestabilnych czasach płynnej nowoczesności, poprzez zakup gadżetu związanego z Euro stajemy się członkami wspólnoty Euro – wyjaśnia specjalistka. 

Teraz jesteśmy po jednej stronie barykady, a co będzie później?

Kibic czy nie-kibic, każdy Polak w głębi ducha liczy na narodową reprezentację. Wspólne oglądanie meczów w domach, w pubach czy w strefach kibica, śledzenie relacji ze stadionów i komentarzy ekspertów, wyzwala w społeczeństwie poczucie narodowej wspólnoty. 

– Mecze międzypaństwowe  mają znaczenie szczególne. Zaryzykuję i przyrównam je do wojny, walki między dwoma państwami. W przeszłości toczyliśmy bitwy militarne. I to one budziły uczucia patriotyczne i często stanowiły czynnik tożsamościowy i narodotwórczy. Współcześnie  nie toczymy walk zbrojnych, a do potyczek międzynarodowych najczęściej dochodzi na boiskach sportowych. Sportowe wydarzenia budzą w kibicach trudne do opisania uczucia. Mecz piłki nożnej pozwala nam w symboliczny sposób wyrazić dumę narodową, a nie miewamy do tego zbyt wielu okazji. Socjologowie fenomen kibicowania opisują w perspektywie „niewidzialnej religii”. Mecz to święto, obrzęd liturgiczny, który wymaga szczególnej celebry. Podczas takiego spotkania w kibicach rodzi się uczucie wspólnoty, identyfikacji z własną drużyną i z tymi, którzy jej kibicują – podkreśla socjolog.

Tak jest teraz, co jednak będzie za trzy tygodnie, kiedy sportowcy zejdą ze stadionów, Euro-propaganda przestanie nas bombardować, a podniosły nastrój opadnie?

– Niestety takie poczucie nie trwa zbyt długo. Mija wraz z wydarzeniem, z którym się pojawiło. Tak zapewne stanie się z kibicami polskiej drużyny. Poczucie wspólnoty, jedności będzie zależne  od wyników, jakie piłkarze osiągać będą na  boisku. Im lepiej i dłużej będą grać na Euro, tym dłużej będzie trwać poczucie dumy i wspólnoty narodowej. Złe wyniki naszych piłkarzy zaowocują narzekaniem i szukaniem winnych porażki. Myślę, że media zbyt mocno nadmuchały balon drużyny narodowej i jeśli piłkarze nie spełnią wygórowanych oczekiwań kibiców, skończy się tak, jak zwykle… – podsumowuje dr Pawlica.

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl