Samhain było świętem, podczas którego żegnano lato, a witano zimę. Celtowie wierzyli, że w ten specyficzny dzień ich solarny bóg Lug tracił swą moc, przez co granica pomiędzy zaświatami a krainą żywych zacierała się. Był to trudny okres dla wszystkich. Nikt nie mógł spędzać tego święta samotnie. Groźne upiory i sidhe czyhały na wszystkich zbłąkanych podróżników, by pożreć ich dusze. Jedynym sposobem, by odpędzić złe duchy, było palenie wielkich ognisk.
Celtowie gromadzili się podczas święta na głównych placach, gdzie palono ofiary dla boga Luga. Były to przeważnie wybrane ze stad zwierzęta, które wrzucano do ognisk zwanych bonfires (z ang. bone – kości, fires – ognie). Każdy mieszkaniec zabierał ze sobą ogień do swojego domostwa. Zapalano wiele latarni, gdyż mroczne istoty pojawiały się jedynie w nieoświetlonych miejscach.
Przebieranie się w czasie Halloween również ma swoje korzenie w celtyckich wierzeniach. Ludzie w tę niebezpieczną noc malowali twarze i przebierali się tak, żeby wyglądać odrażająco. Wierzyli, że w ten sposób zniechęcą upiory i żaden z nich nie będzie chciał opętać tak odstraszającego człowieka. Noc z 31 października na 1 listopada była dla Celtów nocą magiczną, dlatego wierzono, że wszystkie wróżby, które odprawiono w Samhain, miały się spełnić. Do dnia dzisiejszego podczas zabaw halloweenowych wrzuca się orzechy do ognia. Jeżeli orzechy spłoną po cichu, osoba, która je wrzuciła, będzie żyć w dobrobycie. Gorzej jeśli orzech wystrzeli w ognisku.
Skąd wzięła się dynia?
Jack O’Lantern, czyli wydrążona dynia, która posiada otwory wyglądające jak oczy i uśmiech, pierwotnie była przygotowywana z rzepy. Cała historia latarni wiąże się z dawną, liczącą sobie setki lat opowieścią o skąpym Jacku. Był on niezwykłym włóczęgą i pijakiem, który robił dowcipy wszystkim, których spotkał na swojej drodze. Pewnego dnia wykiwał również diabła, który za namową Jacka wszedł na drzewo. Wówczas na korze skąpy Jack wyrył znak krzyża, przez co diabeł nie mógł z niego zejść. Jack miał usunąć znak, jeżeli diabeł obieca, że nie przyjmie go do piekła. Wiele lat później Jack umarł. Do nieba za grzechy św. Piotr go nie wpuścił, do piekła również nie mógł wejść. Pozostało mu więc tylko włóczenie się pomiędzy światami w wiecznych ciemnościach. Ponieważ bez latarni nie było to możliwe, Jack wybłagał u diabła, żeby podarował mu żarzący się węgielek. Włożył go następnie do wydrążonej rzepy i tak po dziś dzień snuje się zagubiona dusza skąpego Jacka pomiędzy niebem a ziemią…