Antosia jest uroczą, komunikatywną dziewczynką. Chętnie zagaduje, opowiada o ulubionych bajkach i przedstawia ukochaną maskotkę. W czasie, gdy rozmawiamy z jej mamą, ona wdzięczy się do obiektywu fotoreportera, rozczulając nas wszystkich. Trudno uwierzyć, że ta niespełna trzyletnia dziewczynka za sobą ma trzy poważne operacje serca, kilkanaście godzin spędzonych pod narkozą i kilka infekcji, niby normalnych w tym wieku, w jej przypadku jednak stanowiących zagrożenie dla życia.
O tym, że Antosia urodzi się z hypoplazją lewego serca HLHS, jedną z najcięższych wad, a więc właściwie bez lewej komory serca, jej rodzice dowiedzieli się, gdy pani Agnieszka była w 27 tygodniu ciąży. – To był cios, nagle dowiedziałam się, że jeżeli moje dziecko właściwie natychmiast po porodzie nie zostanie zoperowane, to nie przeżyje – mówi Agnieszka Kowalczyk. – Nagle moja normalnie przebiegająca ciąża stała się ciążą zagrożoną. Pojechaliśmy do kliniki w Łodzi, tam dowiedzieliśmy się, że nie mamy gwarancji, że – gdy Antosia przyjdzie na świat – w klinice będzie dla niej miejsce. Dowiedzieliśmy się, że może zostać zoperowana w Monachium, gdzie pracuje jeden z najwybitniejszych polskich kardiochirurgów, profesor Edwarda Malec. Za operację trzeba było jednak zapłacić ponad 120 tys. złotych… Mieliśmy niespełna dwa miesiące na zebranie tej kwoty.
Rodzice Antosi mieli nóż na gardle. – Siedziałam w domu, wydzwaniałam gdzie się da i wszędzie słyszałam: nie – wspomina Agnieszka Kowalczyk. – Nie wierzyłam, że się uda, ale jednak ruszyło.
W akcję gromadzenia środków na operacje dla Antosi zaangażowała się rodzina, znajomi. Pieniądze zbierano w Częstochowie, gdzie rodzina Kowalczyków mieszka, w Sieradzu, skąd pochodzi pani Agnieszka, i w Oleśnie, gdzie pracuje pan Michał, tata Antosi. Temat podchwyciły media, najpierw lokalne, z czasem także ogólnopolskie. – Odezwały się osoby, które chciały nam pomóc, i fundacje, a wśród nich LCHeard, która dała największe wsparcie – wspomina Agnieszka Kowalczyk. – Gdy wyjeżdżałam do szpitala, mieliśmy na koncie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Wtedy wiedziałam już, że się uda, że brakujące pieniądze zbierzemy, choćbyśmy mieli wykopać je spod ziemi. A gdy wracaliśmy do domu po pierwszej operacji, którą Antosia przeszła w 6 dobie swojego życia, mieliśmy już kolejna kilkadziesiąt tysięcy na następną operację.
W sumie Antosia przeszła trzy operacje. Drugą, gdy miała 6 miesięcy, trzecią w wieku 2 lat. Na dwie kolejne operacja nie trzeba było właściwie przeprowadzać żadnej kampanii . – To było niesamowite, środki na leczenie serduszka naszej córeczki stale wpływały, część od fundacji, część od indywidualnych osób, wiele z 1% podatku – wspominają rodzice. – Obcy nam ludzie tak po prostu przekazywali swoje pieniądze, po to, by ratować życie naszego dziecka. Nie sądziłam, że to jest możliwe…
Od ostatniej operacji minęło 8 miesięcy. Antosia biega, skacze, rodzice nie mogą za nią nadążyć. – Odetchnęliśmy z ulgą, choć podobno komplikacje mogą pojawić się do roku, po tej trzeciej operacji – mówi mama dziewczynki. – Dzięki Bogu, z miesiąca na miesiąc jest lepiej. Chciałabym, by już zawsze tak było, by Antosia była zdrowa i by medycyna się rozwijała.
Antosia ma szansę na normalne życie. We wrześniu ma iść do przedszkola. Stale jednak musi być pod opieką lekarza. Całe życie będzie musiała brać aspirynę.