Strona główna Archiwum 2011 - 2013 Senator dr Mieczysław Wyględowski
0 komentarze 81 views

Senator dr Mieczysław Wyględowski

Opisać w jednym krótkim tekście wszystkie zasługi dra Wyględowskiego - nie tylko dla Częstochowy, ale dla całego kraju również - wydaje się przedsięwzięciem niemożliwym. Z konieczności więc zaprezentować mogę jedynie zasługi te najważniejsze, i to w dużym skrócie, takim, no powiedzmy... na kształt wizytówki.

Dr Mieczysław Wyględowski znany jest od lat jako znakomity lekarz i zasłużony dyrektor (niestety już na emeryturze) szpitala chirurgicznego na częstochowskim Zawodziu. Musiał dobrze zasłużyć się miastu, skoro wolą jego mieszkańców już w Polsce niepodległej został senatorem Rzeczpospolitej i pełnił potem szereg bardzo odpowiedzialnych funkcji, zarówno w Senackiej Komisji Zdrowia, której był przewodniczącym, jak również w Sejmiku Śląskim czy dwukrotnie jako radny miasta Częstochowy.

Wcześniej jednak zorganizował i był dobrym duchem I Światowego Kongresu Polonii Medycznej, jaki odbył się w Częstochowie w czerwcu 1991 roku, a zakończył uroczystościami na za Zamku Królewskim w Warszawie. Kongres ten był wielkim wyzwaniem zarówno dla środowiska lekarskiego w Częstochowie, jak i polskich lekarzy rozrzuconych po całym świecie. Poza licznymi sesjami naukowymi kongres miał również udokumentować wkład polskiej nauki w dorobek światowej medycyny. Przebieg tego Kongresu został ze znawstwem i bardzo wnikliwie omówiony przez dr. M. Wyględowskiego w bardzo pięknie napisanej i wydanej książce, poświeconej temu właśnie wydarzeniu.

Takich książek, związanych ze swoją ukochaną medycyną, stworzył dr Wyględowski już ponad 12, w trym takie ważne jak: „Pamiętniki lekarzy” „Almanach częstochowskich lekarzy” czy „Ochrona zdrowia w Częstochowie”. W drukarni jest już koleina książka pt. „Apteki i
aptekarze w Częstochowie”.

Zainteresowania senatora Wyględowskiego nie ograniczają się jednak tylko do spraw medycznych. Jest też wielkim kolekcjonerem i znawcą sztuk pięknych, zaś jego częstochowskie mieszkanie to wspaniałe muzeum z wieloma unikalnymi dziełami sztuki. Dodać do tego należy również, że to znawstwo odnosi się również do dobrych trunków i pięknych kobiet.

Dr Wyględowski jest już na emeryturze. To stan tylko pozorny, bo energią i chęcią życia imponuje nawet młodym. Po przeszło 40 latach lekarskiej służby w Częstochowie zostawił miastu na pamiątkę odbudowany i świetnie wyposażony szpital im. Rydygiera na Zawodziu.
 
Dr Wyględowski o sobie mówi niechętnie. Ale przez kilka wieczorów i na zasadzie wieloletniej przyjaźni udało mi się w końcu wydębić od niego kilka interesujących informacji. Oto one.

POCZĄTKI – CZYLI DOM RODZINNY

Zacząć trzeba od dziadków, którzy od prawieków byli rolnikami, żyjącymi w zgodzie z porami roku i polskimi tradycjami patriotyczno-religijnymi. Ojciec jednak za pracą w polu jakoś nie
przepadał, bo gdy tylko nadarzyła się okazja, natychmiast osiadł w pobliskim Sochaczewie. Po latach pracy dorobił się tu w końcu zupełnie dobrze funkcjonującego młyna, mama zaś
 prowadziła niewielki sklepik kolonialny, który potem, gdy na ich rodzinę spadną wielkie nieszczęścia związane z ówczesną bolszewicką nacjonalizacją polskiego rzemiosła, pozwolił im przetrwać najgorszy czas.

Ale wracając do początków… Już przed wojną dom rodzinny państwa Wyględowskich wypełniała trójka dzieci, z której średni Mietek już wtedy lubił pasjami rozbierać żaby, ryby i inne robale, żeby zobaczyć, co mają w środku. Nikt wtedy nie przypuszczał pewnie, że to odzywało się powołanie. Ganili go nawet za to.

c.d. na kolejnej stronie


Ten spokój unormowanego życia, podobnie zresztą jak wszystkich innych polskich rodzin, zakłócił wybuch wojny. Niemcy napadli na Polskę. Papa Wyględowski otrzymał powołanie do wojska i ruszył na front. Po pierwszym szoku, wynikającym z nagłej klęski, zaczął się wnet tworzyć podziemny ruch oporu. Ojciec dr Wyględowskiego natychmiast wstąpił w szeregi Armii Krajowej. Musiał tam znaczyć niemało, skoro odbito go nawet z płockiego więzienia w kilka dni po aresztowaniu przez gestapo.

– O całej tej swojej konspiracyjnej działalności ojciec mówił niechętnie – wspomina dzisiaj dr Wyględowski. I chyba miał powody, skoro w kilka tygodni po tak zwanym wyzwoleniu, czyli wkroczeniu wojsk radzieckich do Sochaczewa, został znowu aresztowany. Tym razem przez NKWD i ślad wszelki po nim zaginął. ..

Rodziny aresztowanych akowców próbowały ich oczywiście odnaleźć. Byli w powiatowym i wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa, w radzieckiej Komendanturze Miasta i nic, jak kamień w wodę . Nigdzie o niczym nie wiedzieli, nic nie słyszeli, dziwili się nawet i współczuli. Dopiero zatrudniony w tej sprawie słynny adwokat Maślanko z Warszawy ustalił w końcu ich miejsce pobytu. Wszyscy przebywali w sowieckich łagrach, het za Uralem. 

Ojciec dr Wyględowskiego wrócił szczęśliwie do domu po czteroletniej prawie katordze . Był jednym z trzech ze 162 wtedy aresztowanych sochaczewskich akowców, którym udało się uratować życie. – Radość w domu była oczywiście ogromna – wspomina dr Wyględowski. Niestety, nie na długo. Nie minęły dwa lub trzy tygodnie, kiedy w progu domu stanęło znowu dwóch nieznajomych panów, tym razem w skórzanych płaszczach, i powiedzieli do ojca: – Pójdziecie z nami.

Kiedy po roku ciężkiego więzienia i nocnych przesłuchań wrócił do domu, syn Mieczysław kończył właśnie ogólniak. Pod nieobecność ojca mały sklepik mamy pozwoliły im przetrwać
najtrudniejszy czas.

MEDYCYNA PASJĄ ŻYCIA

O dziecięcych fascynacjach przyrodą pana doktora Wyględowskiego i zaglądaniu do wnętrza różnych żyjątek już państwu wyżej pisałem. Te medyczne inklinacje dały o sobie znać również w harcerstwie, do którego druh Mietek należał z całym skautowskim zaangażowaniem. Na wszystkich obozach harcerskich, zbiórkach, zlotach i biwakach nie rozstawał się z torbą sanitariusza. Lubił opatrywać zadrapania i drobne urazy poturbowanych w różnych zabawach kolegów i przemywać im siniaki.

 Nikogo więc nie zdziwił fakt, że zaraz po maturze Mietek Wyględowski złożył „papiery” do Akademii Medycznej w Łodzi. Chciał bowiem zgodnie z marzeniami zostać lekarzem. – Studia, jak studia, przebiegły spokojnie – wspomina dzisiaj. Ale po moim pytaniu o Częstochowę i związki z tym miastem ożywia się wyraźnie.

CZĘSTOCHOWA TO CAŁE MOJE ŻYCIE

 – Bo tu właściwie spełniło mi się wszystko. Zarówno w sensie zawodowym, jak osobistym. Dwie moje córki są bowiem lekarzami, dość wysoko już ustawionymi hierarchistycznie w zawodzie. W sensie politycznym też osiągnąłem sukces, zostałem przecież wybrany senatorem Rzeczpospolitej Polskiej.

c.d. na kolejnej stronie


Pierwszy raz przyjechał do Częstochowy z kilkuosobową grupą młodych lekarzy dyplomantów łódzkiej Akademii Medycznej, żeby odbyć w tym mieście tak zwaną obowiązkową praktykę lekarską. – Pojedziecie kolego do wiejskiego Ośrodka Zdrowia w Gidlach – zaproponowano mu wówczas. Ale akurat wtedy nastąpiły w Polsce październikowe przemiany 1956 roku, w wyniku których zniesiono między innymi tzw. nakazy pracy, wręczane wszystkim absolwentom szkół średnich i wyższych. Teraz oni sami mieli decydować o swojej przyszłości.

Dr Wyględowskiemu Częstochowa się spodobała. Postanowił dłużej zagrzać tu miejsca. To dłużej przeciągnęło się potem na zawsze i trwa do dziś. Znalazł niewielkie mieszkanie w alei
 Pokoju na Rakowie i pracę w szpitalu im. Rydygiera na Zawodziu. Ten szpital, kiedyś żydowski, a potem wojskowy, zrujnowany przez Niemców, a później sowietów leczących tu wojenne rany, skazany był właściwie na likwidację. Termin ten z konieczności przesuwano jednak z roku na rok i jeśli dzisiaj szpital wciąż istnieje, to zasługa w tym niewątpliwa dra Mieczysława Wyględowskiego.

Przeszedł on w tym szpitalu właściwie wszystkie szczeble medycznej kariery, od praktykanta po jego dyrektora. Po paru latach wygrał bowiem konkurs na stanowisko naczelnego tej placówki. Konkurentów, trzeba przyznać, nie miał zbyt wielu, bo kto przy zdrowych zmysłach brałby sobie na głowę taki latami całymi zaniedbany szpital. Tylko lekarze byli tu znakomici i z ich pomocą dr Wygledowski rozpoczął prace nad unowocześnieniem placówki. Trwało to, bo trwało, ale dziś szpital na Zawodziu z małego stułóżkowego stał się trzykrotnie większy, a jeden z jego pawilonów nie ma sobie podobnego w całej Polsce. Są tu bowiem dwuosobowe pokoje dla chorych, oddzielne dla nich łazienki i inne szpitalne cuda rodem już z XXI wieku.
 
Praca na rzecz „swojego” szpitala, do którego dr Wyględowski odnosi się niezmiennie z ogromnym, sentymentalnym uczuciem, zyskała niebawem wielkiego sprzymierzeńca w osobie senatora Rzeczpospolitej Polskiej. Dr Wyględowski zdołał bowiem pogodzić swoje polityczne obowiązki z pracą na stanowisku dyrektora szpitala. Chwalebny to ewenement w polskich, parlamentarnych zwyczajach, zwłaszcza że wymaga pracy podwójnej i podwójnej odpowiedzialności

SENTYMENTY DO MIEJSC I LUDZI

Sentymenty dr. Wyględowskiego to przede wszystkim Szpital na Zawodziu. Dyrektorował tu przecież przez wiele lat, ale ewenementem z gatunku tych zadziwiających niech będzie fakt, że dr Wyględowski przez długie 42 lata nie zmienił miejsca pracy. Niezmiennie w tym samym szpitalu i przy „tym samym” stole operacyjnym przywracał ludziom zdrowie, a bywało, że ratował życie. To szmat czasu i zapewne mało jest rodzin w Częstochowie, które w ratowaniu zdrowia czegoś tam dr Wyględowskiemu nie zawdzięczają. Dlatego z objawami pamięci i szacunku pan doktor spotyka się nader często.

Sentyment drugi to miłość do sztuk pięknych, a szczególnie malarstwa, staroci, bibelotów. Bakcylem kolekcjonerskim zaraził się przed wielu laty od nieżyjącego już dra Karczewskiego, w równym stopniu znakomitego lekarza, co znawcy sztuki. Był zafascynowany jego zbiorami i wtedy postanowił, że kiedyś będzie miał podobną kolekcję. Zrealizował ten cel z równą konsekwencją, jak wszystkie, które przed sobą stawiał. 

 Dzisiaj prywatne mieszkanie Państwa Wyględowskich to swoiste muzeum sztuk pięknych i rzeczy urokliwych. Kilka pokoi obrazów, rzeźb, zegarów, starych mebli, a wszystko zakomponowane z takim smakiem i znawstwem, że niezmiennie tworzy ciepły rodzinny dom.

Pan dr Mieczysław Wyględowski jest już, jak to się mówi, na zasłużonej emeryturze, ale gdzie mu tam do spokoju… Wciąż czegoś szuka, wciąż odkrywa w sobie nowe zainteresowania. Pisze teraz książki o Częstochowskiej służbie zdrowia, o ludziach, z którymi pracował, o miejscach, które zapamiętał. Powstaje z tego spory zbiorek nie tylko z dziedziny faktu, ale także bardzo ciekawy literacko. 

Kuszą również zachowane i odzywające się każdego lata i każdej zimy zamiłowania do żeglarstwa i narciarstwa. Obydwie pasje datują się jeszcze z czasów harcerskich i tkwią w niezmiennie młodej naturze dr Wyględowskiego do dziś. Bo – jak sam mówi – na emeryturze nie koniecznie trzeba być starym.

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl