Od początku rodzina Kamila L. z Grodziska obarczała policjantów winą za śmierć syna. Ci tłumaczyli, że młody mężczyzna podczas przesłuchania w czerwcu 2009 roku nagle zaczął zachowywać się agresywnie, a śmiertelne obrażenia powstały, gdy Kamil L. nagle upadł i uderzył się o podłogę. Ewa L., matka Kamila, jest przekonana jednak, że jej syn podczas rozmowy na komendzie został zabity. Kobieta wytoczyła przeciwko policjantom prywatny akt oskarżenia. Wspomaga ją krakowska Fundacja Support Center.
Dziś 7 listopada miało dojść do rozpatrzenia tej sprawy. Rozchorował się jednak obrońca, a poza tym na sali rozpraw obecnych było tylko dwóch z trzech oskarżonych policjantów. Nieobecny na dzisiejszym posiedzeniu sądu był trzeci funkcjonariusz, który leczy się pychiatrycznie.
– Sąd musiał odroczyć tę sprawę, bo na rozprawie nie stawił się adwokat oskarżyciela. Mecenas jest chory – wyjaśnia sędzia Bogusław Zając, rzecznik częstochowskich sądów. – Nie mieliśmy innego wyjścia. W innym przypadku pewnie padłyby zarzuty, że strona nie była należycie reprezentowana.
Jak udało nam się dowiedzieć, sąd zastanawia się nad umorzeniem sprawy w takiej formie, w jakiej skonstruowany jest prywatny akt oskarżenia. Rodzina Kamila L. oskarża policjantów o to, że śmierć syna nastąpiła na skutek śmiertelnego pobicia, oraz o przekroczenie uprawnień przez funkcjonariuszy. – Głównym oskarżycielem w tej sprawie była prokuratura. Akt oskarżenia dotyczył nieumyślnego spowodowania śmierci. Matka Kamila występuje z innym aktem oskarżenia – tłumaczy Zając.
– To działanie na zwłokę – uważa Jerzy Rawicz Popławski, prezes Fundacji Support Center. – Fakty świadczące na niekorzyść policjantów są przybite do ławy trzycalowymi gwoździami.
Sąd nie zgodził się, aby Popławski był oskarżycielem posiłkowym w tej sprawie. – Oskarżycielem posiłkowym może być poszkodowany albo osoba z jego rodziny. A ten pan nie jest członkiem rodziny Kamila L. – wyjaśnia Zając. – W tej sytuacji może być jedynie przedstawicielem społecznym, jeśli złoży odpowiedni dokument w sądzie.
Dorota Jakubik z Fundacji Support Center uważa, że policjanci uciekają w chorobę, bo wiedzą, co zrobili. – Fakty są niezaprzeczalne – twierdzi Jakubik. – Zaraz po tym zdarzeniu jeden z funkcjonariuszy zgubił policyjną pałkę, zniknął też gdzieś dywan z sali, w której Kamil był przesłuchiwany. Mamy też dowody, że spalona została jego odzież. A policjant nie poinformował komendanta o zaginięciu swojej pałki… Znaków zapytania jest dużo.
Jak przekonuje Jakubik, w protokole sprawy odnotowano, że przyczyną śmierci mogło być uderzenie tępym narzędziem, nie wykluczając policyjnej pałki.