Kamil Kacperak: Byłaś pierwszy raz w Afryce. Opowiedz nam o tym, co wydało Ci się najbardziej odmienne i egzotyczne?
Bogumiła Raulin: W Nairobi zauważyłam, że na ulicach jest zdecydowanie więcej mężczyzn niż kobiet. To bardzo zatłoczone i hałaśliwe miasto, ale ma swój urok. Zwłaszcza nocą (śmiech). Wiem, bo miałam okazję bawić się w jednym z klubów, gdzie poza muzyką typowo afrykańską (głównie reggae) można było usłyszeć hity Abby, czy poszaleć przy rock 'n’ roll’u.
W Nairobi w parku Jevanjee byłam świadkiem sytuacji raczej rzadko spotykanej w Polsce. Zauważyłam kobietę, która z parkowej ścieżki głośno krzyczała coś w języku suahili do
grupy mężczyzn siedzących na metalowych krzesłach na trawniku. Kobietę i siedzących przed nią mężczyzn dzielił jedynie niski żywopłot. Właściwie nikt nie zwracał na nią uwagi. Dopiero
gdy zakończyła te pokrzykiwania formułą „Amen”, a siedzący mężczyźni wstali i zaczęli podawać jej rękę zorientowałam się, że była to modlitwa. Co jeszcze mogę dodać? Zarówno w Kenii, jak i Tanzanii je się duże ilości frytek i popija to coca-colą. Reklamy z tym ostatnim produktem są naprawdę wszechobecne. A szkoda, bo w Afryce mają pyszne świeże soki z mango. Wolałabym widzieć reklamy soków, a nie coca-coli.
KK: To chyba następstwo europejskiego kolonializmu?
BR: Z całą pewnością też, ale to chyba też taki pęd ku zachodowi. I przeświadczenie, że to co piją i jedzą biali jest lepsze. Narodową potrawą w Tanzanii i Kenii jest ugali. Jest to rodzaj gęstej papki kukurydzianej (bądź kukurydziano-ryżowej), którą spożywają z sosem i mięsem rybim bądź wołowiną. Częstym dodatkiem do ugali są fasola, sosy warzywne i kukurydza. Gorące ugali ugniata się w dłoni i spożywa dopiero po uformowaniu kulki. Posiłki je się głównie rękoma.
KK: Jaki jest podział społeczeństwa ze względu na wyznanie? Są tam chrześcijanie, muzułmanie, czy może jeszcze inne grupy wyznaniowe?
BR: Podział jest mniej więcej równy. Chrześcijanie i muzułmanie dominują. Widziałam też hindusów i sikhów, którzy normalnie żyją głównie w indyjskim Pendżabie.
KK: Budują świątynie?
BR: Tak, spotyka się tam przeróżne świątynie. W samym Moshi można znaleźć meczety, świątynie hinduską, czy kościół katolicki bądź protestancki.
KK: Biali, którzy przybywają do Afryki to głównie turyści? Czy są może też businessmani, kapłani?
BR: W dużych miastach Kenii i Tanzanii biali ludzie to bardzo częsty widok. Zdarza się, że biali, którzy tam przyjechali zakładają swoje firmy i ściągają do Afryki rodziny. Jeśli masz kapitał, znasz rynek, wiesz w co zainwestować – jedź do Aftyki. Mówi się, że biali ludzie szybko dorabiają się w Afryce dużych pieniędzy. Poza tym, jeśli działa się w sektorze turystyki, to biały chyba szybciej zaufa białemu…
c.d. na kolejnej stronie
KK: Jaki ogólnie jest stosunek do białych w Afryce?
BR: Ja byłam dla nich po prostu Muzungu (w języku suahili oznacza „ten który musi wkrótce odejść – wyjechać” tak nazywają turystów w Afryce Wschodniej). Zasada jest prosta – skoro miałeś pieniądze na bilet lotniczy, żeby tu przyjechać to znaczy, że musisz być bardzo bogatym człowiekiem. W związku z powyższym Tanzańczycy nie mają większych skrupułów, żeby „wyciągnąć od ciebie ostatni grosz”. Trzeba się nauczyć z nimi handlować. Należy zakładać, że cena, którą ci proponują jest dwukrotnie wyższa od rzeczywistej. Jeśli masz za coś zapłacić 10 USD to znaczy, że rzeczywista wartość towaru to 5 USD lub mniej.
KK: Opowiedz może nam z czego żyją tam ludzie? Co robią na co dzień, gdzie pracują?
BR: Bardzo dużo ludzi handluje wszelkiego rodzaju towarami na ulicach – żywnością, ubraniami. Na ulicach można spotkać ludzi, którzy naprawiają i czyszczą obuwie. Mężczyzn, którzy malują kobietom paznokcie, kobiety zaplatające fikuśne warkocze swoim klientkom, no i oczywiście naganiaczy. Czyli chłopców, którzy za wszelką cenę będą cię przekonywać, że właśnie ten hotel, albo ta agencja turystyczna jest najlepsza – w końcu mają z tego profit. Właściciele agencji turystycznej płacą naganiaczom profity od każdego przyprowadzonego do biura Muzungu.
KK: Wspominałaś już wcześniej o Masajach – opowiedz proszę o nich coś więcej.
BR: Masajowie żyją w Kenii i północnej Tanzanii. Prowadzą półkoczowniczy tryb życia. Mówią w języku maa i pomimo tego, że rządy Kenii i Tanzanii próbowały namówić ich do porzucenia tego trybu życia, oni za nic w świecie nie chcą zrezygnować ze swojej kultury. Osobiście nigdy nie mogłabym zostać Masajką. Nie jadam mięsa, a ich dieta w zdecydowanej większości składa się z mięsa krów, kóz i owiec. Masajowie mogą pochwalić się umiejętnością uprawy roślin na terenach piaszczystych i suchych. Są silni, wysportowani i szczupli. Nie zobaczysz Masaja z brzuchem. Wszędzie przemieszczają się pieszo. Warto dodać, że w przeciwieństwie do buszmenów nie jedzą dziczyzny, a jedynie zwierzęta, które hodują. Są poligamistami, a ich majątki przelicza się w ilości posiadanego bydła. Stadko 50 sztuk jest już całkiem pokaźnym majątkiem. Każda żona Masaja ma obowiązek wybudowania swojemu mężowi domu. Przejeżdżając koło wioski Masaja można łatwo policzyć ile ma żon (śmiech). Nowej żonie w budowie domu pomagają inne żony, które muszą zaakceptować nowego członka rodziny.
KK: Planowałaś wejść na Kilimandżaro trasą Marangu Route, ale w trakcie wyprawy zmieniłaś plany. Którą trasą ostatecznie wchodziłaś?
BR: Na miejscu dowiedziałam się, że trasa Marangu, zwana też CocaCola Route (Trasa CocaColi) jest strasznie monotonna i mało atrakcyjna widokowo. Inne drogi nazywane są Whiskey i z tymi określeniami spotkasz się w co drugiej agencji turystycznej. Dodatkowo trasa Marangu wytyczona została w ten sposób, że wchodzimy i schodzimy tą samą drogą – nie ma szans zobaczenia szczytu Kilimandżaro z kilku różnych perspektyw. Dlatego zdecydowałam się iść przez Machame Gate (1800 m n.p.m.) – Machame Hut (3000 m n.p.m.) – Shira Hut (3800 m n.p.m.) – Lava Tower (4600m n.p.m.) – Baranko (3800 m n.p.m.) – Barafu (4600 m n.p.m.) – Uhuru Peak (5895 m n.p.m.), a wracałam przez Mweka Gat do Moshi.
KK: Czy możesz zdradzić ile kosztuje taka wyprawa?
BR: Myślę że ktoś kto wybiera się do Afryki powinien liczyć się z kosztem 3800 USD. Aczkolwiek można taki wyjazd zorganizować taniej. Jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć czegoś więcej proszę śmiało pisać – bogumila.raulin@wp.pl
KK: Dziękuję za rozmowę.
BR: Ja również dziękuję.