Z ogrodu państwa Kalininów rozpościera się wspaniały widok na jurajskie skałki i ruiny olsztyńskiego zamku. Pan Andrzej wraz z żoną Katarzyną przeprowadził się tu ponad dwudzieścia lat temu. Cisza, spokój, wymarzona atmosfera do konwersacji. Pisarz opowiada chętnie o swoim domu i ogrodzie. Uwagę przykuwa zabytkowa chałupa, usytuowana wśród krzewów i kwiatów. – Ta chałupa, która stoi w ogrodzie, też ma swoją historię. Ja mam przyjaciela, Andrzeja Niedobę, znanego dramaturga, który był kiedyś spikerem w telewizji krakowskiej i katowickiej. Ma on dwóch synów, bliźniaków. Jeden z nich ożenił się z taką szaloną etnografką. Ona wynalazła kiedyś tę chałupę, którą razem z mężem zakupili. Niestety nie mieli gdzie jej postawić. Wtedy udostępniłem im miejsce u mnie na działce. Potem przestali się domkiem zupełnie interesować. Na stałe mieszkają w Katowicach, a brat bliźniak mieszka w Wiśle. Tak już w życiu bywa, że brat ciągnie do brata i przyjazd do Kusiąt zawsze był im nie po drodze. Domek więc stał u nas i niszczał. Pewnego dnia w domku grupa pijaczków urządziła sobie libację. Powybijali szyby, zrobili ognisko. Skontaktowałem się wtedy z właścicielami prosząc, by coś zrobili z tym zabytkowym przecież domkiem. Oni stwierdzili, że domek trzeba sprzedać. Niestety nie udało się znaleźć kupca. Ostatecznie przekazali mi chałupę, którą wyremontowaliśmy wraz z żoną i zrobiliśmy wewnątrz swojego rodzaju muzeum pamiątek rodzinnych, ale również galerię malarską Ireny Młynarczykowej – opowiada Kalinin.
W tym roku obchodzimy Rok Miłosza. Literat urodził się 30 czerwca 1911 roku w Szetejniach na Litwie. Setna rocznica jego urodzin przypadła w przeddzień objęcia przez Polskę po raz pierwszy prezydencji w Unii Europejskiej (1 lipca). Czy można sobie wyobrazić bardziej symboliczną wymowę dat i wspanialszego patrona tego wydarzenia niż autor „Rodzinnej Europy”? Życie Andrzeja również związane jest z tym wielkim pisarzem. Na ogrodzeniu posesji w Kusiętach rzuca się w oczy tablica, upamiętniająca pobyt w tym miejscu Czesława Miłosza. Na tablicy możemy przeczytać:
„Czesław Miłosz, poeta światowej sławy, laureat literackiej Nagrody Nobla, gościł w tym domu w maju 1994 roku, na zaproszenie pisarza Andrzeja Kalinina, którego książkę pt. „… i Bóg o nas zapomniał” uhonorował swoją nagrodą. Tablice ufundowała Rada Gminy w Olsztynie.”
– Na pierwszym oficjalnym spotkaniu z Miłoszem był też wójt gminy, pan Tobolewski – wspomina Andrzej Kalinin. – Po wyjeździe Miłosza przyjechał tu do mnie. Opowiedział, że niedawno przejeżdżał przez Międzybrodzie koło Bielska i tam na budynku szkoły zobaczył tablicę informującą, że w tym budynku nocował generał Haller. Pomyślał wtedy, że dlaczego by nie umieścić podobnej tablicy w Kusiętach. Informującej, że w tym domu gościł Czesław Miłosz. Był to 1994 rok, a inicjatywa była o tyle ciekawa, że była pierwszą formą trwałego uczczenia poety w Polsce. Dla Czesława Miłosza to było bardzo duże wyróżnienie, ale nie wypadało mu przyjeżdżać na odsłonięcie. Przybył natomiast jego brat Andrzej.
Zastanawiam się, jak doszło do wizyty, którą upamiętniła tablica. Miłosz nie mógł osobiście wręczyć nagrody Andrzejowi Kalininowi w Warszawie w Domu Literatury. – Był wtedy w USA ze swoją chorą żoną – mówi Kalinin. – Zadzwonił do mnie, że nie może dotrzeć na uroczystość, ale zapewnił, że po przyjeździe do kraju na pewno się spotkamy. W maju zjechał do Krakowa, zadzwoniłem do niego, odebrała żona. Wiedziała, kim jestem, poprosiła męża do telefonu. Pogratulował mi, pytając, kiedy się spotkamy. Ja, niewiele myśląc: – Panie profesorze (bo tak kazano mi go tytułować), a gdyby pan tak zechciał przyjechać do mnie do Kusiąt? Chwila milczenia, więc ja myślę: „Boże, jakiś debiutant z Kusiąt zamiast ładnie stawić się osobiście u Mistrza, zaprasza go do siebie na wieś”… a tu nagle słyszę: Właściwie to czemu nie? Pierwsza wizyta była taka całkowicie oficjalna. Byli goście, omawialiśmy książkę. Gdy Miłosz złożył mi drugą wizytę, było już zupełnie inaczej. Poszliśmy zwiedzić ruiny zamku w Olsztynie. Rozmowa wtedy była bardzo przyjemna i dużo luźniejsza. Był wtedy z żoną Carol Thigpen. Byłem Miłoszem zachwycony, jego wiedzą, erudycją, a on mnie traktował jako takiego swojego wychowanka. Bardzo dobrze też wspominam małżonkę Miłosza, Carol. Ona nie wszystko rozumiała, gdyż słabo mówiła po polsku. Jednak emanowała serdecznością i często miałem wrażenie, że rozumie nas bez słów – wspomina Pan Andrzej. – Ja też kilkakrotnie byłem u Miłosza w Krakowie. W stolicy małopolski mieszka pan Jerzy Kuliś, który jest właścicielem kawiarenki Jama Michalika. Równocześnie jest on też właścicielem domu wczasowego Fortuna w Krynicy. Robił tam zjazdy pisarzy w październiku lub listopadzie. Często byłem zapraszany i kilkakrotnie zdarzyło mi się przyjeżdżać tam jednym samochodem z Czesławem Miłoszem.
Słuchając tych opowieści, trudno nie zapytać o pogrzeb Czesława Miłosza, w którym Andrzej Kalinin uczestniczył. – Tak, przemawiałem też na jego pogrzebie na Skałce – wspomina dzisiaj pisarz. – W imieniu laureatów jego nagrody. Tak się jakoś ułożyło, że byłem przy nim do końca. Trudno tutaj jednak mówić o przyjaźni. My podobnie patrzyliśmy na pewne tematy. Świetnie się dogadywaliśmy, a sprawy, o których rozmawialiśmy, potrafiliśmy jakoś zgłębić. Miłosz mówił wszystko tak pro catedra – to były prawdy ostateczne. Ja tych prawd nigdy nie negowałem, często uzupełniałem o swoją argumentację. Może dlatego była pomiędzy nami taka nić sympatii…
Andrzej Kalinin od niedawna ma autorską rubrykę w Gazecie Internetowej wCzestochowie.pl. Zachęcamy do lektury: