Izabela Walczak: Czy przed zagłosowaniem w wyborach zapoznajemy się z programami partii politycznych? Czy może głosujemy raczej intuicyjnie? Przykładamy dużą wagę do tego obywatelskiego obowiązku?
Jerzy Mizgalski: Wyborcy nie stanowią grupy jednolitej. Część z nich – niestety nieznaczna – z zainteresowaniem śledzi programy partii politycznych i ciągle analizuje ich nowe odsłony. Znaczna część przed wyborami odczuwa potrzebę pogłębienia swojej wiedzy. W zależności od czasu i przygotowania, przeglądają przed wyborami programy poszczególnych partii i zastanawiają się nad tym, który z kandydatów najlepiej reprezentuje ich interesy. Niestety sądzić można, iż zdecydowana większość polskich wyborców głosuje „intuicyjnie”. Bez głębszej analizy podejmuje decyzje o tym, przy czyim nazwisku postawić krzyżyk. Często decyzja taka podejmowana jest dopiero nad kartką do głosowania. Wartym podkreślenia jest fakt, iż z takim stanem rzeczy mamy do czynienia nie tylko w Polsce, ale także w dojrzalszych demokracjach. Jeden z amerykańskich politologów, Robert Putnam już w latach 70. ubiegłego stulecia w jednej ze swoich prac, podzielił wyborców na elity decyzyjne, elity partyjne, wyborców zdecydowanych, wyborców niestabilnych, wyborców biernych i wyborców nieuczestniczących. Wskazana typologia może dowodzić, że od dziesięcioleci także w skonsolidowanych demokracjach, tylko część głosujących w pełni orientuje się w programach politycznych i odpowiedzialnie oddaje swoje głosy.
IW: Które elementy programów wyborczych interesują Polaków? Na jakie informacje powinniśmy zwracać szczególną uwagę, aby podjąć odpowiedzialną decyzję?
JM: Wyborców w programach wyborczych często interesują te obietnice, które zostają wyartykułowane w wyrazisty, by nie powiedzieć spektakularny sposób. Poruszają wyborców obietnice, takie jak tysiąc boisk, czy milion mieszkań. Zwykle większość Polaków nie analizuje wykonalności programu oraz tego, że za wprowadzenie proponowanych zmian koniecznie ktoś będzie musiał zapłacić, co w praktyce oznaczać może chociażby zwiększenie podatków. Warto więc zwracać uwagę na realizowalność obietnic. Z drugiej strony same partie polityczne coraz rzadziej składają obietnice o charakterze ilościowym, gdyż te łatwo można zweryfikować. Warto przywołać tu słynną obietnicę Lecha Wałęsy, który deklarował niegdyś sto milionów dla każdego młodego człowieka. Dziś w obietnicach formułowanych w programach przeważa jednak walor jakościowy, który sprowadza się do obietnicy, iż będzie lepiej. Zaś magicznym słowem staje się pojęcie reformy, gdyż ta zawsze kojarzy się z poprawą istniejącej sytuacji.
IW: Czym podczas głosowania kierują się wyborcy, którzy nie zapoznali się z programami wyborczymi? Na jakiej podstawie oddają wówczas swój głos?
JM: Oczywiście wyborcy, którzy nie czytają programów kierują się innymi przesłankami. W jakimś stopniu wyglądem, po części opinią innych. Ta grupa wyborców w największym stopniu podatna jest na wszelkie formy działań marketingowych. Politycy, a ściślej biorąc sztaby wyborcze zdają sobie sprawę, jakie działania wizerunkowe w określonym segmencie rynku wyborczego są najskuteczniejsze.
IW: Czy dokładne przeczytanie samych programów wyborczych wystarczy, aby mieć pełny ogląd danej partii? Jakich dodatkowych informacji na temat typowanych kandydatów powinniśmy dodatkowo zaczerpnąć?
JM: Sądzę, że warto posiąść informacje na temat wykształcenia polityka oraz jego doświadczenia. Jeśli ktoś nigdy nie zajmował się ani ekonomią, ani medycyną, a dowodzi, że posiada szczegółowy program reform służby zdrowia, warto zastanowić się, czy jest to prawdopodobne, aby program taki był rzeczywiście wypracowany i wartościowy. Wreszcie, jeśli osoba kandydująca piastowała już jakieś stanowisko polityczne, warto byłoby zwrócić uwagę na to, czy i w jakim stopniu wywiązała się ze składanych dotychczas obietnic.
IW: Czy język używany w kampaniach wyborczych, debatach politycznych i innych formach reklamy partii, jest dla odbiorców zrozumiały?
JM: Jak już wskazałem, wyborcy są niezwykle zróżnicowani, choćby pod kątem wykształcenia, a co za tym idzie zdolności w zakresie percepcji programu wyborczego i języka, jakim został napisany. Taki stan rzeczy sprawia, że w ostatnich latach mamy do czynienia z daleko idącą potocznością debaty publicznej i jej ogólnikowym charakterem. Dzięki temu osiągamy stan, w którym większość widzów, czy słuchaczy debat rozumie ich treść. Niestety nierzadko wiążę się to z ich daleko idącą ogólnikowością. Takie są jednak koszty dążenia do tego, by język był zrozumiały dla możliwie jak największej części potencjalnego elektoratu.
IW: Jaką taktykę obierają zazwyczaj politycy w swoich spotach, aby przyciągnąć uwagę społeczeństwa i przekonać je do swojej kandydatury?
JM: W swoich spotach wyborczy politycy zwykle decydują się na budowę przekonywującego hasła, które powinno zapadać w pamięć i kojarzyć się z kandydatem. Nierzadko na spotach wyborczych politycy pojawiają się także w towarzystwie liderów swoich partii, by jasne stało się, że są przez nich popierani. Zjawisko takie zwykło się określać jako pławienie się w cudzej sławie. W spotach coraz większą rolę odgrywa także muzyka. Poza tym, nierzadko spoty stawiają sobie za cel zszokować i zaskoczyć widza.
IW: Czy w okresie przedwyborczym obywatele są skłonni uwierzyć w składane przez polityków obietnice? Dlaczego po ewentualnych wcześniejszych rozczarowaniach, wciąż dajemy się mamić obietnicami i zapewnieniami o lepszej przyszłości?
JM: Wydaje się, że wyborcy w Polsce są w coraz większym stopniu rozczarowani obietnicami polityków i coraz rzadziej wierzą w realizowalność ich programów, mimo, że i sami politycy starają się obiecywać nieco racjonalniej niż jeszcze dekadę temu. Bardziej od wiary w obietnicę skłonny byłbym widzieć w Polakach duże pokłady nadziei, że po wyborach będzie lepiej.
IW: Jak często zdarza się, że w kolejnych wyborach popieramy ludzi, którzy wcześniej nas rozczarowali i pomimo zapewnień, nie spełnili naszych oczekiwań?
JM: Mamy tutaj do czynienia ze zjawiskiem rozliczania polityków po wyborach. W Polsce jednak istnieje stosunkowo mała wymienność polityków. Często znane osoby zmieniają partie, z których startują, jednak nie widać zbyt wielu nowych kandydatów, którzy dawaliby nadzieję na to, że będą lepiej od poprzedników sprawować swój mandat. W tej sytuacji często głosowanie jawi się dla wyborców jako wyraz „mniejszego zła”. Wówczas spośród wielu polityków, którzy już raz rozczarowali, koniecznie trzeba wybrać tego, który rozczarował w najmniejszym stopniu.
IW: Dziękuję Panu za rozmowę.