Rafał Kuś: Jak pan się czuje po 30. latach spędzonych na scenie?
Piotr Machalica: Przeleciało jak jeden dzień. Nie było łatwo, ale pięknie.
RK: Czy jest coś, do czego pan wraca?
PM: Ten zawód uprawiam już od 30 lat i raczej nie staram się wracać do tego, co było. Może kiedyś, gdy będę pisał wspomnienia. To my tracimy, gdy oglądamy się do tyłu. Trzeba żyć dniem dzisiejszym i tym, co jeszcze przed nami. To wszystko, co spotkało mnie w tym zawodzie, uważam za niestracony czas. Los mnie obdarował. W tym czasie nie miałem pustych przebiegów. Zawsze coś robiłem.
RK: A jak pracuje się panu w częstochowskim teatrze?
PM: Częstochowksi teatr tworzy bardzo zawodowy zespół. Problem polega na tym, że jesteśmy jedynym teatrem w tym mieście, a Częstochowa jest mało teatralna. Stąd też musimy lawirować w tym, co chemy pokazać widzom. Trzeba też robić bajki, bo niczego takiego tutaj nie ma. Szkoda byłoby przez kłopoty finansowe przestać być istotnym. Praca w częstochowskim teatrze to moja kolejna przygoda. Chodzi o to, żeby nie żyć z zaciśnietymi pośladkami.
RK: Na dużym ekranie grywa pan w telenowelach. Obecnie można pana zobaczyć w serialu „Prosto w serce”. Jakie ma to dla pana znaczenie?
PM: Przede wszystkim finansowe. Nie mogę nić więcej na ten temat powiedzieć, bo w tym przypadku moje doświadczenia są żadne. Kilka miesięcy grałem w „Złotopolskich”, a teraz gram w serialu „Prosto w serce”. To przejściowa przygoda. Doskonale pamiętam swoją rolę w 13-odcinkowym serialu „Najdłuższa wojna nowowczesnej Europy”. To był prawdziwy serial. Jego realizacja trwała trzy lata.
RK: Dziękuję za rozmowę.