Rafał Kuś: Wracasz jeszcze myślami do rewanżowego barażowego meczu w Częstochowie. Start Gniezno był bardzo blisko awansu do ekstraligi…
Mirosław Jabłoński: Wracam jeszcze myślami do tego meczu i kombinuję, co by było, gdybyśmy wygrali ostatni bieg. Sądzę, że wówczas nie jeździłbym w Częstochowie. Jestem jednak tutaj i z tego bardzo się cieszę. Na częstochowskim torze czuję się znakomicie. Już układam w głowie, jak będę jeździł w przyszłym sezonie.
RK: W przyszłym sezonie częstochowski tor ma być nieco bardziej przyczepny.
MJ: Są insynuacje, że nie lubię przyczepnych torów. Jestem zwolennikiem nawierzchni, na których można walczyć z przeciwnikiem, a nie o własne życie. Nie preferuję twardych, betonowych torów, gdzie tylko decyduje start, ale również takich, na których ściganie przypomina corridę. Chodzi o to, żeby cieszyć się jazdą na żużlu, tak jak to było podczas ostatniego meczu w Częstochowie.
RK: Twój brat będzie reprezentował barwy Falubazu Zielona Góra. Czy to, że będziecie jeździć w innych drużynach, ma dla ciebie jakieś znaczenie?
MJ: Były czasy, gdy jeździliśmy razem i w innych drużynach. Dla mnie nie jest to jakaś nowość. To rzeczywistość. Na pewno spotkamy się w Częstochowie i w Zielonej Górze. Będziemy rywalizować między sobą, ale jestem pewien, że nie zmieni się nasza współpraca. Podobnie jak dotychczas będziemy sobie nawzajem pomagać i współpracować tak, aby nasze indywidualne wyniki były jak najlepsze.
RK: Uważasz, że Włókniarz zbudował zespół, który gwarantuje emocje na torze?
MJ: W tej drużynie nie ma zawodnika, który odda centymetr toru. Każdy z nasz będzie jechał do ostatniego metra, co zagwarantuje publiczności niesamowite emocje. Zespoły, które przyjadą do nas, będą musiały obawiać się Włókniarza. Naszym celem powinno być spokojne utrzymanie w ekstralidze i ominięcie baraży. Osobiście jestem przekonany, że częstochowski Włókniarz będzie czarnym koniem w sezonie 2012. Mamy bardzo duży potencjał, który może przynieść wymierne korzyści.
RK: Dziękuję za rozmowę.