Ledwie przyszło trochę jesiennego ocieplenia, a już w podczęstochowskich lasach zaroiło się od cyklistów, zakochanych i weekendowych grzybiarzy. Do nas, do Kusiąt, przyjechał na rowerze i w dodatku w krótkich, gustownych spodenkach (oj kozak z niego, kozak) skądinąd znakomity aktor kina i naszego częstochowskiego teatru - Andrzej Iwiński.

Moja wnuczka Ania, która go wręcz uwielbia, z miejsca władowała mu się na kolana, a potem zapytała: 
– Wujku! A co to jest seks?
Widziałem, jak Iwiński znieruchomiał. 
– Seks? No… ja, dziecino… – zaczął się jąkać. – Ja chyba nie za bardzo potrafię to wytłumaczyć, ale wiesz co? Zapytaj może swojego dziadka. 
– Co dziadka, co dziadka? – krzyknąłem wtedy. – Dziadek jest za stary, żeby o takich rzeczach pamiętać. Ty to co innego. Kilka razy byłeś żonaty, więc chyba potrafisz wyjaśnić dziecku, na czym seks polega.

No właśnie. Jak to jest, że nikt jakoś z nikim o sprawach seksu nie potrafi szczerze i poważnie rozmawiać? Od razu uciekamy się do stereotypów, że niby wszyscy dobrze wiedzą o co chodzi, więc po co deliberować… 
Rodzice krępują się ze swoimi dziećmi o tym mówić, szkoła nie potrafi, a wszyscy pozostali zgodnie unikają „wstydliwego” tematu, bo w takiej właśnie, wstydliwej tradycji zostaliśmy wychowani. Aż ostatnio wziął się za to Kościół. W Radiu Maryja jakiś biskup tłumaczył wiernym, jak to robić „po bożemu”, bo inaczej seks to oczywiście grzech i nie ma znaczenia, że z gatunku tych najsłodszych zwłaszcza, że popełnić go można myślą, mową i uczynkiem, a ostatnio nawet za pomocą internetu. Różne więc są sposoby seksowej edukacji. 

My z rzeczonym wyżej Andrzejem Iwińskim weszliśmy sobie niedawno, ot tak z czystej ciekawości, do tak zwanego seks-szopu i – co tu dużo opowiadać – byliśmy tym faktem bardzo zażenowani. Zdawało się, że wszyscy patrzą w naszym kierunku z wyraźnym zgorszeniem. Patrzcie, patrzcie, czego się tym dwóm dziadkom zachciewa? 
A nas, pomimo iluś tam dziesiątek lat na karku, wciąż ciekawi świat i pasjonują zachodzące w nim przemiany, zarówno te w obyczajach, jak i moralitetach. 

Nie jesteśmy z moim kumplem żadnymi hipokrytami ani świętoszkami, więc przyznać trzeba, że pierwszym uczuciem, jakie nas dopadło w owym seksownym sklepie, miało w sobie coś w rodzaju żalu, że nas, niestety, wszystko to ominęło, że brakło naszemu pokoleniu dzisiejszej odwagi, która pozwala mówić o seksie otwarcie, jak o naturalnej, bo biologicznej i emocjonalnej części naszego życia.

c.d. na kolejnej stronie


To prawda, że jest teraz w seksie zbyt dużo otwartości na sprawy z najbardziej intymnych stron ludzkiego życia. Stąd się wziął cały ów przemysł porno, niewybrednie żerujący na ludzkich, seksowych słabościach. To co powinno zachwycać, być radością życia, jest tu jedynie uproszczoną wersją zachowań i to głównie na miarę prostackich i niewybrednych wyobrażeń.
Każdy z nas był kiedyś, a wielu jest właśnie teraz, zwyczajnie i po ludzku zakochany. Seks zaś jest tego zakochania nieodłącznym pragnieniem, jest jego urokiem, fascynacją, zapamiętaniem, pięknem nawet. Bo czym dla przykładu jest kwiat, jeśli nie seksem, albo głos tokujących głuszców lub wieczorne trele słowików? 
Tam w przyrodzie dzieje się to wszystko naturalnie, zwyczajne, może właśnie dlatego, że nikt nie nazywa tego seksem, który jedynie w naszych ludzkich mniemaniach ma wiele, przeważnie pejoratywnych znaczeń. Dlatego tak trudno o nim rozmawiać.
 
Nie dziwota więc, że nawet mistrz słowa tej miary co Jędrek Iwinski, nie potrafił wytłumaczyć mojej wnuczce, co to jest seks. Koniak zresztą stawiam z rzędem każdemu, kto sztuki takiej potrafi dokonać, żeby przy tym nie popaść w stereotypy czy zwyczajne śmieszności. Samo bowiem werbalne zdefiniowanie seksu, choćby nawet najbardziej uczone, ale z pominięciem wszystkich jego emocjonalnych stanów z fascynacją piękna ludzkiego ciała czy urokiem chwili, nie odda żadnej o nim prawdy.
Nie dziwota więc, że w tę wstydliwą lukę, wkracza bez żadnych skrupułów wszechobecny biznes, dla którego zakazany owoc seksu ma jedynie wymiar mamony. Zamiast więc normalnej, seksualnej edukacji, młodzież otrzymuje zwulgaryzowaną miłość na płytach DVD czy tzw. „świerszczyki” z brukowymi obrazkami. Jest tego tak dużo, że niektórzy mówią nawet o rewolucji seksualnej.

I tu nasuwa się pytanie. Co będzie dalej?

Nic nie będzie. Ludzie z mojego pokolenia już nie jedną rewolucję seksualną przeżywali, jak choćby tę w latach sześćdziesiątych, kiedy kobiety skróciły spódnice i zaczęły wysoko pokazywać uda. Co to było, pamiętacie? Jaki podniósł się krzyk różnej maści moralizatorów, że to grzech, że rozpusta, że rozwiązłość obyczajów, że zwiększy to ilość gwałtów i nieślubnych dzieci.
I co? Nic. Kolejna rewolucja seksualna postępuje sobie wciąż do przodu i do przodu. Kobiety chodzą już po ulicach z odsłoniętymi pępkami, a że każda z nich chce być młodsza niż jest, więc nawet po czterdziestce przyozdabiają sobie te pępki różnymi kolorowymi klipsami. Co nas czeka w przyszłości? A żebym ja to wiedział… Może przezroczyste sukienki (ho, ho, ho) albo inne seksowne nagości… 
Andrzej Iwiński uważa, że powinniśmy się oszczędzać, mniej pić, nosić się ciepło, dbać o zdrowie, żeby takich czasów doczekać. Tylko… czy nam się to uda? Czy się uda??? 

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl