Strona główna Archiwum 2011 - 2013 Recenzja: Zielona Latarnia
Green Lantern to jeden z bardziej znanych, zaraz po Supermanie i Batmanie, superbohaterów z uniwersum DC Comics. Nic więc dziwnego, że nie musieliśmy zbyt długo czekać na kolejną już w ostatnim czasie ekranizację komiksu. Niestety dobry komiks nie wystarczy, by powstał dobry film. Potrzebny jest przede wszystkim w miarę spójny i ciekawy scenariusz, o którym Martin Campbell – reżyser Green Lantern'a - najwidoczniej zapomniał.

Film opowiada historię Hala Jordana, pilota pracującego w zakładach Ferris Aircraft, który jako pierwszy ziemianin zostaje wybrany przez pierścień i dołącza do korpusu Zielonych Latarni. W postać Hala wcielił się Ryan Reynolds, który przez 114 minut filmu próbuje w dość nieudolny sposób uratować film, którego nie uratowałaby nawet cała potęga Green Lantern’ów. Oglądając film, od pierwszych minut widz odnosi wrażenie, że „dzieło” jest niedokończone. Olbrzymie pieniądze wydane na efekty specjalne (200 mln dolarów) nie wnoszą do filmu niczego szokującego. Planeta Oa, siedziba nieśmiertelnych, którzy stworzyli „Zielone Pierścienie”, jest bardzo ładna. Nie możemy jednak się nią nacieszyć zbyt długo. Sprawia wrażenie marginalnej i niepotrzebnej. Podobnie wygląda sytuacja ze szkoleniem Hala. Ot, masz tu pierścień i sobie radź. Postacie znane z kart komiksu, takie jak Sinestro (grany przez Marka Stronga) czy Kilowog, którzy odegrali ważną rolę w trakcie treningu Jordana, tutaj są jakby nieistotni i papierowi. W ogóle większość postaci, z którymi zetkniemy się podczas seansu, są albo karykaturalne (Hector Hammond, w którego wcielił się Peter Sarsgaard) lub żałosne (główny Schwartz Character – Parallax).

Jeszcze gorzej od papierowych postaci wyglądają dialogi w filmie. Groteskowe sentencje na temat siły woli i walki ze strachem niweczą przesłanie całego filmu. Nad scenariuszem filmu „pracowało”, aż czterech specjalistów i tu tkwi chyba największy problem Green Lantern’a. Panowie najwidoczniej w tak dużej grupie pogubili się w trakcie prac, zapomnieli również do kogo film chcą skierować. W efekcie dialogi są na poziomie pięcioletniego odbiorcy, a przesłanie oraz efekty specjalne (choć nie wszystkie) skierowane są do dojrzalszego widza. Apogeum tandety nadchodzi jednak wraz z kulminacyjną walką Hala z Parallax’em. Największy przeciwnik całego Korpusu, którego obawia się nawet rada nieśmiertelnych, okazuje się być głupkiem jakich mało. Walka tak szybko się kończy, jak szybko się zaczyna. Później jest jeszcze gorzej. Pochwały z ust Sinestro to już szczyt papierowości. O wątku romantycznym nawet nie wspominam, bo równie dobrze mógłby w tym filmie nie zaistnieć.

Szukając jakichkolwiek, nawet najmniejszych plusów, by obronić w choć niewielkim stopniu Zieloną Latarnię, mogę jedynie powiedzieć, że film na całe szczęście nie jest zbyt długi. Drugi plusik należy się za ładną animację kombinezonu Hala. Miłośników komiksu ucieszą z pewnością sceny z planety Oa. W miarę dobrze zrobiona jest również początkowa scena walki Abin Sura z Parallax’em, przynajmniej w porównaniu do późniejszych nie trąci nudą i utrzymuje odpowiednią dynamikę. Warner Bros, jeżeli zdecyduje się na stworzenie kontynuacji Green Lantern, powinno bardzo poważnie pomyśleć nad zwolnieniem czterech, a zatrudnieniem jednego dobrego scenarzysty. Tym bardziej, że komiks opowiadający o losach Korpusu oraz Hala Jordana to właściwie gotowy screen-play, na podstawie którego można stworzyć coś znacznie lepszego od groteski, którą zaserwowano nam w części pierwszej Zielonej Latarni.

Film można zobaczyć w kinach CinemaCity.

tytuł oryginalny: Green Lantern
reżyseria: Martin Campbell
scenariusz: Michael Goldenberg, Greg Berlanti, Michael Green, Marc Guggenheim
premiera: 29 lipca 2011 – Polska, 14 czerwca 2011 – Świat
produkcja: USA
gatunek: Przygodowy, Akcja, Sci-Fi
czas: 114 min

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl