Strona główna Archiwum 2011 - 2013 Recenzja.O „Rozmowach z Piotrem”
„Naprawdę nie działo się nic” - o „Rozmowach z Piotrem”, przedstawieniu inaugurującym V Przegląd Przedstawień Istotnych „Przez dotyk”.

Już w minioną sobotę 24 września w Częstochowie rozpoczął się V Przegląd Przedstawień Istotnych „Przez dotyk”. Miał się rozpocząć – jak zapowiadał organizator, czyli Teatr im. Adama Mickiewicza – „w klimacie krakowskiej Piwnicy pod Baranami”. A klimat ten zapewnić miało przestawienie Jana Nowickiego (współpracującego z płockim Teatrem Dramatycznym im. Szaniawskiego) pt. „Rozmowy z Piotrem”. Z Piotrem, czyli Piotrem Skrzyneckim, założycielem i filarem Piwnicy. I, muszę to ze wstydem przyznać, opuściłam widownię przed końcem tego przedstawienia…
 
Ze wstydem, bo recenzentowi nie wolno wychodzić przed końcem. Recenzent musi wysiedzieć do happy endu, choćby przedstawienie było bardzo kiepskie. Ja wytrzymałam godzinę i osiem minut tego ckliwego chłamu. Z całym szacunkiem dla Pana Piotra Skrzyneckiego i legendy Piwnicy pod Baranami – nie dałam rady. 

Założenie „projektu” Jana Nowickiego jest takie, że spektakl ten ma odzwierciedlać jego rozmowy z przyjacielem – Piotrem Skrzyneckim. Rozmowy, które prowadził poprzez listy, już po śmierci przyjaciela. Są to niewątpliwie bardzo osobiste rozmowy na różne tematy, ale rozmowy te niekoniecznie powinny ujrzeć światło dzienne. Albo zostać inaczej przełożone na język sceniczny, bo sposób w jaki Jan Nowicki (będący jednocześnie reżyserem spektaklu) przetransportował wartość emocjonalną listów na scenę (bo głównie o uczucia tu chodzi) – jest w bardzo kiepskim stylu.

Czegóż to nie ma na scenie? Są i dwa okienka otoczone anielskim przychówkiem – w jednym z nich sam Piotr Skrzynecki (w tej roli Marek Walczak), a w drugim wdzięczna księżniczka Justyna (Gabriela Oberek), kusząca drugiego lokatora swymi wdziękami i łamanym niemieckim (może to bawarska księżniczka?). Jest i bar pełen trunków, gdzie rezyduje Jan Nowicki, skrobiąc na jego blacie listy do przyjaciela. Są młodzi tancerze, śmigający po scenie w walcu i tangu (?). Są bańki mydlane, fortepian, biała róża i charyzmatyczny narrator (Piotr Bała – jedyna obroniona rola w tym spektaklu). I fiołki, i bzy… Tylko sensu nie ma. Albowiem – jak śpiewa jeden z piwnicznych artystów – na scenie „naprawdę nie dzieje się nic”. Spektakl jest niespójny, głównie pod względem treści: rozmowy obu panów nie dość, że są chaotyczne, to jeszcze przerywane dialogami z księżniczką Justyną, czy wywodami Narratora. Gdybyż jeszcze rozmowy te były ciekawe… Ale są to gawędzenia o żółtej trawie rosnącej w niebie, latających literkach w książkach (bo w niebie wszystko się unosi, gdyż nie ma grawitacji), sensie i bezsensie życia i śmierci (patetyczne do bólu). Nic nie wnoszą występy pary tanecznej, nie wiadomo dlaczego pojawia się ona kilkukrotnie na scenie.
 
Co gorsza, nie pomogły nawet „piwniczne” piosenki. Zostały zatopione w tej emocjonalnej grafomanii słownej płynącej ze sceny. Wyszłam, żeby i mnie nie zatopiło, i nie zdążyłam obejrzeć wystawy „Teatr od kulis” (pokłosia projektu „Częstochowa obiektywnie). Ale nadrobię to niebawem, bo już dziś i jutro kolejne odsłony V Dotyku – na początek dwa koncerty: Mirosława Czyżykiewicz Katarzyny Groniec. Liczę na prawdziwe wzruszenia.

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl