Strona główna Archiwum 2011 - 2013 Recenzja, czyli sezon w teatrze okiem Julii
Świnki, Wołek, nowa dramaturgia szwedzka i commedia dell'arte, czyli podsumowanie sezonu 2010/2011 w Mickiewiczu.

Sezon artystyczny 2010/2011 w częstochowskim teatrze im. Mickiewicza obfitował w wydarzenia. Dano sześć premier, odbyła się kolejna – bardzo udana zresztą –  edycja przeglądu „Przed dotyk” i „Przeglądu Zespołów Teatralnych Szkół Średnich”; teatr brał udział w akcjach i imprezach miejskich (m.in. w Nocy Kulturalnej), jeździł na festiwale i występy gościnne. Jednak miarą dobrego sezonu są przede wszystkim premiery.
Co do nowości w repertuarze, to na pozór chaos. Na początek Gombrowicz („Ferdydurke”), potem adaptacja bajki braci Grimm („Trzy świnki”), na Sylwestra spektakl śpiewany („Tacy duzi chłopcy”), później ciężkotematowy monodram („Znikomość”), na wiosnę Szekspir („Wieczór trzech króli”) i na koniec sezonu bajka dla starszych dzieci  („Królewicz i żebrak”), plus – w przygotowaniu sztuka Ludmiły Pietruszewskiej z songami Agnieszki Osieckiej („Do dna”). Pomieszanie z poplątaniem.
Ale, jak się okazało – „w tym szaleństwie jest metoda”. Ta różnorodność autorów, tematów i przede wszystkim, sposobów patrzenia na teatr przez różnych reżyserów – sprawdziła się w tym sezonie doskonale. Nie było ani jednej „klapy”. Co prawda  niektóre oczekiwane premiery nie do końca spełniły pokładane w nich nadzieje – mam tu na myśli pierwsze od ponad ćwierćwiecza wystawienie Szekspira na częstochowskiej scenie, czyli „Wieczór trzech króli” w reżyserii Gienadija Trostanieckiego, ale były dwa bezsprzeczne hity: świetnie zagrany przez Macieja Półtoraka monodram „Znikomość” i, od dawna planowany spektakl z piosenkami Jana Wołka – „Tacy duzi chłopcy” (z gościnnym udziałem Mariana Opanii, któremu jednakże częstochowscy aktorzy nie ustępowali pola).
Aż trzy pozycje w repertuarze skierowane do dzieci i młodzieży – też niezłe: w miarę lekko zagrany Gombrowicz, „Trzy świnki” z kolorowymi pomysłowymi kostiumami i najciekawszy spektakl z tej trójki: „Królewicz i żebrak” (w adaptacji i reżyserii Dariusza Wiktorowicza)  z dobrze pomyślanymi podwójnymi rolami Sylwii Oksiuty i Sylwii Kaczmarczyk.
Cieszy, że po 27 latach znów zawitał do nas Szekspir. Pomysł trójki twórców częstochowskiej wersji „Wieczoru trzech króli”: Gienadija Trostanieckiego – Viaczesława Okuneva – Vladimira Goncharowa na zrealizowanie tej sztuki w konwencji comedii dell’arte – jest dość kontrowersyjny i w pierwszej chwili wydał mi się nietrafiony. Ale, po kilkukrotnym obejrzeniu przedstawienia, skłaniałabym się do zaakceptowania takiego Szekspira („Wieczór trzech króli” jest przecież, nie zapominajmy, komedią). Co więcej – sceny z udziałem wesołków i błaznów – uwiodły mnie bardziej niż te „na serio”, a najbardziej – genialny Adam Hutyra w nieprzeciętnie pomyślanej roli Malvolia, z którego reżyser zrobił niemieckiego oficera o wyjątkowo „pedantycznej” osobowości. Hutyra potrafi podkreślić obie cząstki skomplikowanego charakteru Malvolia: tragizm i komizm i połączyć je w tej doskonale przemyślanej i zagranej kreacji. Trostaniecki wydobył z „Wieczoru…” dowcip Szekspira i namalował tę komedię po swojemu. Ustrzegł się pułapki patetyzmu, w którą wpadł niejeden wybitny twórca. Dobrze, że ten Szekspir powstał akurat u nas.
Na plus minionego sezonu trzeba policzyć też dyrekcji teatru to, że wprowadza nową dramaturgię. Po bardzo dobrym przyjęciu dramatu Sybille Berg „Patrz, słońce zachodzi” (granego przy pełnych salach już trzy sezony), poruszającego trudny temat wypalenia się człowieka na przełomie wieków (XX i XXI), zdecydowano się wystawić monodram Larsa Norena –  „Znikomość”.  Temat ciężki – molestowanie i poniżanie w szkole, które doprowadza bohatera sztuki Norena do zbrodni.
I strzał w dziesiątkę, a raczej dwa strzały w dziesiątkę – Andre Ochodlo jako reżyser i Maciej Półtorak jako aktor. Ochodlo i Półtorak zrobili z tej wielokrotnie już powtarzającej się (w mediach, sztuce, filmie) historii – przejmujący, ostry, uwierający spektakl, który ogląda się z zapartym tchem.
Także, planowana od kilku lat, realizacja piosenek Jana Wołka, z zespołem grającym na „żywo” i ze świetnymi interpretatorami tych trudnych tekstów – Piotrem Machalicą, Marianem Opanią, Waldemarem Cudzikiem i Adamem Hutyrą, okazała się sukcesem.  
Okazuje się, że nie trzeba opierać repertuaru na farsie, żeby do teatru przyszła publiczność. Ten sezon w naszym teatrze bardzo podniósł mnie na duchu. Oby teatr nie obniżył lotów w kolejnym sezonie, żeby częstochowska Melpomena mogła już całkiem rozprostować ramiona.

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl