Strona główna Archiwum 2011 - 2013 Recenzja: 1920 Bitwa Warszawska 3D
Jakiś czas temu głośno zrobiło się wokół nowej produkcji Jerzego Hoffmanna. Kolejne dzieło historyczne, które - zgodnie z zapowiedziami twórcy - miało okazać barwną opowieść  okresu, kiedy Polska odzyskała niepodległość i stanęła w obliczu zagrożenia ze strony Rosji bolszewickiej. Z wielką nadzieją oczekiwałem na ten film. Nadzieją, że w końcu Hoffman stworzy dzieło dostosowane do standardów XXI wieku, którym będziemy mogli pochwalić się w Europie i na całym świecie.

Film przenosi nas do roku 1920. W Polsce trwa mobilizacja. Na wschodzie Lenin po uporaniu się z rosyjską burżuazją przygotowuje się do Wielkiej Światowej Rewolucji. Droga socjalizmu wiedzie przez odradzającą się Polskę. Nieformalną kontrolę nad Rzeczpospolitą sprawuje Naczelnik Państwa – Józef Piłsudski. W tę postać wcielił się Daniel Olbrychski i w mojej opinii zagrał marszałka rewelacyjnie.

Zgodnie z kanonem światowego kina nie mogło w naszej rodzimej superprodukcji zabraknąć wątku miłosnego. Młody Jan (Borys Szyc), poeta i kawalerzysta, oraz piękna Ola (Natasza Urbańska), aktorka teatru rewiowego tuż przed wybuchem wojny pobierają się. W ciekawy sposób wpleciono tutaj wątek postaci młodego księdza – Ignacego Skorupki (Łukasz Garlicki), który to udziela ślubu młodej parze. Po tym sielankowym wstępie Jan wyrusza na kresy, by służyć ojczyźnie, Ola pozostaje w Warszawie, jeszcze spokojnej, nowoczesnej, pełnej restauracji i kawiarenek, gdzie rozwija się kultura.

Udało się twórcom filmu w wspaniały sposób oddać ducha tamtych czasów. Inteligenci, szarmanccy oficerowie, bogaci arystokraci, piękne damy… Obraz kontrastuje z tym, co niesie ze sobą fala bolszewizmu. Zapada w pamięć scena, kiedy to sołdaci po zdobyciu jednego z wielu majątków strzelają do herbu, zapijają się na umór, a jakby tego było mało, jeden oddaje stolec do wcześniej rozbitego przez bolszewików fortepianu. Mamy więc niejako dwie postawione naprzeciw siebie rzeczywistości – Polską i bolszewicką. Jerzy Hoffman w bezceremonialny sposób przedstawił ówczesny świat, używając kontrastu. Co dobre, w filmie jest białe, złe natomiast – czarne (choć może lepiej byłoby użyć słowa czerwone).

Niestety: taki zabieg nie pozostawił wiele miejsca na domysły czy ocenę własną. Bardziej wybredny widz po jakimś czasie zaczyna odczuwać zmęczenie i znużenie. Nie ma miejsca na odcienie szarości. Czekista Bykowski (Adam Ferency), który ucieleśnia okrutne oblicze bolszewickiej rewolucji, od samego początku jest zły, okrutny i całkowicie obcy polskiemu duchowi narodowemu. Armia Czerwona jest zbieraniną motłochu, który myśli jedynie o gwałtach i rabunkach. Stronę białą, dobrą, ucieleśniają ułani, żołnierze w okopach na przedpolach Warszawy czy też młodzi skauci, prowadzący oddziały obrońców w Radzyminie.

Pierwsza superprodukcja polska za 27 mln złotych nie mogła ujrzeć światła dziennego w niemodnych już dwóch wymiarach. Film zrealizowano więc w technologii 3D i mogę powiedzieć, że w porównaniu do ostatnich hollywoodzkich produkcji nasz film wypada naprawdę dobrze. Trzeci wymiar jest w Bitwie Warszawskiej prawdziwy, nie pełni roli piątego koła u wozu. W połączeniu z naprawdę doskonałymi zdjęciami Sławomira Idziaka, nominowanego do Oscara za zdjęcia do Helikoptera w ogniu, obraz Jerzego Hoffmana wbija wręcz w fotel. Armia Budionnego ciągnąca się po bezkresnych polach wschodniej Polski nakręcona w 3D jest prawdziwa, realna i przerażająca. To naprawdę warto zobaczyć.

c.d. na kolejnej stronie


Podobnie ma się sprawa z wszystkimi scenami batalistycznymi, które – rzekłbym w dwóch słowach – są mocne i przekonywujące. Obok Sławomira Idziaka przy produkcji filmu Hoffman sięgnął po wypróbowanego kompozytora – Krzesimira Dębskiego, który cały obraz ubrał w nutę pompatyczną, podniosłą i dramatyczną, czyli taką, jakiej można było się spodziewać po  produkcji zrealizowanej w duchu patriotycznym.

1920 Bitwa Warszawska to film, który – pomimo swej autentyczności i zgodności z realiami historycznymi – nie ustrzegł się błędów. Rażą trochę nazbyt wygładzone sceny, w których polscy Żydzi zaciągają się na ochotników do Armii Polskiej. Widać na pierwszy rzut oka, że twórcy starali się uniknąć posądzenia o antysemityzm. Podobnie ma się sprawa z akcentami feministycznymi. Ja rozumiem, że w dzisiejszych czasach temat równouprawnienia jest bardzo ważny, ale scenę batalistyczną, w której Natasza Urbańska pruje z karabinu, wydzierając się przy tym wniebogłosy, Hoffman mógł nam odpuścić. Zresztą wspomniana aktorka to chyba najsłabsze ogniwo całego łańcucha sztuki aktorskiej filmu. Dobrze natomiast wypada obraz związany z naszymi sojusznikami. Akcenty związane ze spotkaniem Jaśka z Kozakami dońskimi czy wypowiedź Piłsudskiego, że Zamościa do ostatniej kropli krwi będą bronili Ukraińcy Semena Petlury, w oddają ducha tamtych czasów. Polacy w wojnie przeciwko Rosji Bolszewickiej nie byli osamotnieni, a stawką nie były jedynie zdobycze terytorialne Lenina, a losy całej Europy Wschodniej (w zamierzeniach Lenina również Zachodniej) – zarówno Ukraińców, Rosjan i Białorusinów, dla których bolszewizm był takim samym zagrożeniem, jak dla odrodzonej Polski. W filmie jest zresztą wielokrotnie podkreślane znaczenie Bitwy Warszawskiej w rozumieniu ogólnoeuropejskim.

Wielu krytyków filmowych zarzuca superprodukcji Hoffmana, że zabrakło w niej prawdziwych bohaterów z krwi i kości, a większość postaci zagrano w sposób sztywny i bez wyrazu. Z tą pierwszą opinią mogę się zgodzić. Brakuje w filmie postaci dominującej, z którą moglibyśmy się utożsamić, przeżywać wraz z nią upadki i wzloty. W zamierzeniach reżysera taką postacią miał być chyba Jan Borysa Szyca. Konstrukcja scenariusza nie pozwoliła jednak, by ten doskonały aktor wyszedł przed szereg i zagrał pierwsze skrzypce w całym filmie. Drugi zarzut jest kierowany przykładowo do postaci pułkownika Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego (Bogusław Linda) czy premiera Grabskiego (Michał Żebrowski), że postacie przez nich odegrane są bez wyrazu, zbyt sztywne i niezbyt przekonywujące. Konia z rzędem temu, kto określi, w jaki sposób oficer polskiej armii lub wybitny ekonomista winien się zachowywać. Zwłaszcza, że okres dwudziestolecia międzywojennego charakteryzował się w polskiej dyplomacji bardzo dużą karnością, dyscypliną (większość stanowisk w rządzie pełnili oficerowie wojskowi związani bezpośrednio z Piłsudskim) oraz powściągliwością.

c.d. na kolejnej stronie


Podsumowując, 1920 Bitwa Warszawska to film, który może nie jest rewelacyjny pod każdym względem. Niedociągnięcia w scenariuszu, niezbyt udane kreacje aktorskie to największe minusy filmu. Plusów jest jednak znacznie więcej. Przede wszystkim widać, że twórcy postawili na realizm i starali się oddać ducha tamtej epoki. Ułani są prawdziwi – zmęczeni w porwanych i brudnych mundurach. Armia bolszewicka to prawdziwa fala, która nie przerwanie ciągnie ze wschodu. Sceny batalistyczne zrealizowano doskonale, jeszcze raz podkreślę znaczenie Sławomira Idziaka, którego zdjęcia to majstersztyk. Film „Cudem nad Wisłą” nie jest, ale z pewnością doskonale obrazuje to historyczne wydarzenie.

Film można zobaczyć w kinach CinemaCity.

tytuł oryginalny: 1920 Bitwa Warszawska
reżyseria: Jerzy Hoffman
scenariusz: Jarosław Sokół, Jerzy Hoffman
premiera: 30 września 2011 – Polska, 26 września 2011 – Świat
produkcja: Polska
gatunek: Dramat, Wojenny, Historyczny
czas: 110 min.

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl