Joanna Ejsmont: Jesteś mistrzynią kraju. Jeszcze wczoraj byłaś bardzo ostrożna w wypowiedziach. Co się stało, że te 3 sekundy przewagi wprowadziły Cię na podium?
Magdalena Plich: Myślę, że bezstresowe podejście do dzisiejszej czasówki dały mi te trzy sekundy. Odpowiednie przygotowanie z panem Grześkiem (Gronkiewiczem – trenerem klubu). Siła walki i oczywiście chęć wygrania w wyścigu dały mi taki upór, by dobrze jechać. Bardzo dobrze się dzisiaj czułam. To też wpłynęło na dzisiejszy wyścig.
JE: Jeszcze tego rana miałaś egzamin w szkole. Poszło równie dobrze jak na rowerze? Nauczyciel życzył Ci sukcesu?
MP: Tak, tak. Zdałam. O czwartej rano wstałam, obudziłam się i jeszcze się uczyłam. O 7.30 byłam w szkole. Zdawałam chemię . Wszyscy nauczyciele dali mi kopniaki na szczęście (śmiech). Zaraz potem przyjechał pan Grzesiek i zabrał mnie prosto na wyścig.
JE: Zawsze malujesz paznokcie na wyścig.
MP: Zgadza się (śmiech).
JE: Tym razem też? Na jaki kolor?
MP: Na taki szary, a jeden paznokieć na srebrno.
JE: Czy to jest Twój talizman na szczęście?
MP: Nie wiem czy to jest taki talizman. Chyba nie. W zeszłym roku pomalowałam paznokcie na barwy naszego klubu, czyli na granatowo-biało-czerwono i… nie pomogło. Dlatego teraz wybrałam taki jakiś kolor nietypowy (śmiech).
JE: Niektórzy kolarze mówią, że jak staną na starcie, to czują czasem taką moc, że są pewni wygranej. Też miałaś takie uczucie dzisiaj?
MP: Nie miałam takiego uczucia. Jeszcze trzy minuty przed startem stałam z jednym z sędziów, był bardzo miły, i żartowałam z nim. Dzisiaj podeszłam do zawodów całkowicie na luzie. Stanęłam na starcie, przekręciłam jeszcze raz korbą. Podeszłam do tego bezstresowo.
JE: Która wystartowałaś? Od kiedy objęłaś prowadzenie?
MP: Wystartowałam pierwsza. Śpieszyliśmy się z trenerem, bo prosto ze szkoły jechaliśmy na wyścig a miałam startować pierwsza. Czułam się dobrze na czasówce. Przyjechałam na metę. Potem przyjechało kilka kolejnych dziewczyn, a nadal wymieniano moje nazwisko na pierwszej pozycji. To było nie do wiary.
JE: Czy wtedy denerwowałaś się?
MP: Tak, gdy następne zawodniczki przyjeżdżały, miałam coraz większy stres. A największy przeżywałam, gdy zostały cztery zawodniczki na trasie. A dokładniej: Kinga Sowa, Karolina Jurczak, Katarzyna Niewiadoma i Alicja Ratajczak. Wtedy miałam największe obawy. Najpierw przyjechała Kinga Sowa, nie przegoniła mnie. Następna była Ratajczak – wyczytali ją na drugim miejscu. Nadal wyczytywali mnie na pierwszej pozycji. Później przyjechała Katarzyna Niewiadoma. Przeczytali, że jest druga, a ja nadal pierwsza. I ostatnia przyjechała Jurczak na czwartym miejscu. Po prostu kamień spadł mi z serca. Od razu się rozpłakałam. To było dla mnie coś niewiarygodnego, że mogłam aż tak z siebie wszystko dać. Wykrzesałam z siebie tyle sił i zajęłam pierwsze miejsce!
Trener też przeżył chwile zwątpienia. Przed zakończeniem zawodów powiedział mi, że za niedługo jedziemy do domu, bo i tak nie wygram. Po chwili dodał jednak „chociaż… raz w roku słonie latają”. No i jak ogłosili, że jestem mistrzynią, powiedziałam mu, że dzisiaj słonie latały (śmiech).
JE: Jak się czujesz w roli Kopciuszka kolarskiego z Częstochowy?
MP: Bardzo dobrze. Dzięki temu artykułowi w portalu kolarskim wszyscy mówią do mnie „Kopciuszku, Kopciuszku” . I to jest takie miłe, przyjemne.
JE: Za kilka dni wyścig ze startu wspólnego. Czy dzisiejszy sukces coś zmienił w Twoich zapatrywaniach na ten wyścig?
MP: Tak, upewniło mnie to, że mogłabym zdobyć tytuł mistrza Polski także w tej konkurencji, ponieważ jestem dobrze przygotowana. Tak jak mówiłam, dzięki Grzegorzowi Gronkiewiczowi, mojemu trenerowi. Jestem mu wdzięczna, że poświęcił mi tyle czasu i uwagi na moje treningi. Spędził ze mną masę czasu, żeby coś wypracować.
JE: Rok temu żaliłaś się na swój los, że zostałaś tylko rezerwową na mistrzostwa świata. Czy teraz czujesz, że wygrałaś bilet na tegoroczne mistrzostwa w Valkenburgu?
MP: Tak, wydaje mi się, że tak. To jest takie podsumowanie tych wszystkich moich zdobyczy i Pucharów Polski, które ostatnio powygrywałam. Takie ukoronowanie tego wszystkiego.
JE: Czy w tym roku mierzysz w wygraną Pucharu Polski i Challengu PZKol?
MP: Wydaje mi się, że tak. Po dzisiejszej czasówce – tak. Miałam już dużo punktów, w PZKol-u jestem pierwsza. Nie wiem ,czy ten start zaliczany jest do Pucharu Polski. Chciałabym wygrać i Puchar Polski i Challenge.
JE: Jak narodziła się Twoja pasja kolarska? Skąd akurat kolarstwo?
MP: Kolarstwo wzięło się znienacka. Zaczęło się od Ligi Rowerowej, która była organizowana co roku w mojej podstawówce. Zaczęłam startować od czwartej klasy. I przez cały czas od czwartej klasy do pierwszej gimnazjum byłam zawsze na podium. Zajmowałam pierwsze, drugie, trzecie miejsca. W pierwszej klasie gimnazjum miałam olbrzymi stres, gdyż dowiedziałam się, że będziemy startować ze starszymi dziewczynami. Obawiałam się, że nie dam rady, że mnie pokonają. Starsze dziewczyny są przecież silniejsze. Miałam tremę. Zaczepił mnie wtedy Dariusz Kuroń, nasz drugi trener. Taki nasz dobry duch klubu. On odpędził moje obawy. Powiedział, że wszystko będzie dobrze, że sobie poradzę. Zapytał jak się nazywam. Gdy usłyszał moje nazwisko, stwierdził, że klub próbował się ze mną skontaktować, ale jakoś nie wyszło. Zaproponował mi wtedy jazdę w klubie. Byłam zainteresowana tą propozycją i zgodziłam się. I tak się zaczęło moje kolarstwo.
JE: Opowiedz o swoim pierwszym wyścigu na szosie.
MP: Pierwszy wyścig to była czasówka dwójkami. Jechałam wtedy z „Cytrynką”, Karoliną Kozik (zawodniczka innego klubu – przyp. redakcji). Jechałyśmy wtedy razem, bo nie miałam pary. Pan Grzegorz załatwił, żeby Cytrynka jechała ze mną. To był pierwszy wyścig i na tym pierwszym wyścigu wygrałyśmy. To było coś pięknego. Po prostu nie wierzyłam w to. Tak samo jak dzisiaj nie wierzyłam w to, że wygrałam. Lecz dzisiaj, wiadomo, radość jest o wiele większa. To jest podsumowanie mojej kilkuletniej pracy.
JE: Bardzo dobry początek kariery. Dzisiaj olbrzymi sukces. Co dalej?
MP: Chciałabym pojechać na mistrzostwa Europy, pokazać się tam z dobrej strony. I dalej na mistrzostwa świata. A takie bardzo dalekosiężne plany to olimpiada za cztery lata. Chciałabym tam wystartować, to jest takie moje marzenie.
JE: Życzę Ci w takim razie spełnienia marzeń i gratulacje.