– Mamy czterech pacjentów – mówi Magdalena Sikora, rzeczniczka prasowa WSzS. – W najcięższym stanie jest kobieta, która przeszła operację klastki piersiowej. Jej stan jest jednak stabilny i jeśli nie pojawią się jakieś dodatkowe okoliczności, to w ciągu tygodnia wyjdzie do domu. Pozostali pacjenci, przebywający na ortopedii i chirurgii urazowej, są potłuczeni, mają otarcia, czy np. jak jeden z panów złamane śródstopie.
Rzeczniczka podkreśla, że pacjenci o sobotnich wydarzeniach nie chcą już mówić. Największe problemy ma młoda kobieta, która jednym z pociągów podróżowała razem z dziadkami – oni także są z nią w szpitalu.
– Pytana o to, co się wydarzyło w sobotę, płacze, dlatego niesłychane ważne jest, by zapewnić jej teraz spokój – mówi Sikora.
Prosimy o rozmowę z chorymi. – Nie chcą już rozmawiać – mówi Sikora. – W opowieściach jeden z panów podkreśla: to przecież nie ja jestem bohaterem, ważni są ci ludzie, którzy nam pomagali, ci mieszkańcy pobliskiej wsi, którzy zaopiekowali się rannymi. Wspominał – mówi Sikora – że chłopak, który się nim zaopiekował, stał przy nim do momentu, gdy dotarły służby ratownicze.
Kolejnych trzech pacjentów trafiło do szpitala miejskiego. Podobnie jak chorzy z Parkitki fizycznie czują się już dobrze, a ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.