Zgodnie więc z tą zasadą do każdego listu i utworów w nim zawartych odnosimy się z przyjaźnią i szacunkiem, staramy się doradzać i inspirować twórczo. Ale nasza „Poczta…” nie jest – bo nie może być – szkołą pisania wierszy, ani też jakimś uniwersalnym poradnikiem. Skrótowa ocena przysyłanych mam utworów ma służyć jedynie ogólnej orientacji i prowokować przez to autorów do dyskusji, ale wyłącznie z samym sobą.
Bo pisanie to głównie praca nad sobą, a bywa, że bardzo długa i mozolna. Tymczasem niektórzy uważają, że Andrzej Kalinin ma w tej „Poczcie…” coś w rodzaju misji do spełnienia, a bywa czasami niesprawiedliwy, bo jednych krytykuje, a innych wychwala. Już z tych opinii widać, z jaką powagą niektórzy autorzy traktują swoje dzieła.
Tymczasem my w „Poczcie…” mówimy przeważnie o sprawach warsztatowych. Że – pisząc wiersze czy inne literackie utwory – trzeba głównie zwracać uwagę na sprawy elementarne, jak budowa zdań, celność metaforyki, przejrzystość kompozycji, synchronizacja obrazów. Bo te rzeczy powinny być poza krytyczno–literacką interpretacją utworu. Tymczasem istnieje powszechne przekonanie, że pisać każdy może, nawet nic nie czytając, w dodatku dochodzi do tego wiara, że poezja jest sztuką o znamionach łatwej dostępności.
Jeśli więc nasza „Poczta literacka” ma być solidna, życzliwa twórcom, ale i obiektywna, nie możemy w niej nikogo głaskać na wyrost. Przeciwnie. Jeśli trafimy, naszym zdaniem, na
wiersze dojrzałe i godne publikacji, to je oczywiście pokażemy. Ku chwale autorów i zadowoleniu naszych czytelników. Te mniej udane kwitujemy jedynie życzliwą uwagą i zachętą do dalszego pisania. Bo mimo wszystko piszcie do nas. Sam fakt bowiem, że coś się w Was dzieje, że chcecie to przelać na papier, podzielić się swoją wrażliwością z innymi, już czyni was lepszymi w całym tym jednakowym i zwyczajny świecie.
A więc do dzieła, poeci i wierszokleci! Zaczynamy kolejny rok „Poczty literackiej”.
A teraz, jak zwykle na wstępie, sylwetka i kilka wierszy (żeby było z kogo brać przykład) jednego ze znakomitych częstochowskich poetów – księdza poety Jerzego Hajdugi, ur. 1952 r. w Krakowie.
Ksiądz Jerzy należy do Zgromadzenia Kanoników Laterańskich. Do niedawna pracował we Mstowie koło Częstochowy. W tym czasie bardzo aktywnie uczestniczył w życiu literackim naszego miasta. Jest autorem 12 tomików poetyckich, sztuk teatralnych, licznych felietonów oraz innych form publicystycznych i literackich. Swoje utwory publikował między innymi w Tygodniku Kulturalnym, Poezji, Literaturze, w Więzi i Przeglądzie Powszechnym. Wiersze Jerzego Hajdugi przekładano na język niemiecki i angielski. Jest też autorem spektaklu poetyckiego „Ten pusty krzyż”, wystawionego w olsztyńskim Teatrze im. S. Jaracza (1991 r.). Dorobek literacki poety został uhonorowany medalem Zasłużony dla Kultury Polskiej.
Wiersze publikowane poniżej pochodzą ze zbioru pt: „Rozerwanie Nieba” (mam ten tomik z piękną dedykacją). Wydawnictwo MINIATURA, Kraków 2006.
niech mi świadkiem będzie nocna lampka
jak mam papier przed sobą jak mam
pióro w ręku
ćma mi prędzej na kartce usiądzie niż
wiersz napiszę
przyrzeka sobie człowiek przyrzeka drugiemu
a pisze wiersze i gdy kroi chleb i gdy
wino czerwone pije gdy mówi zabiję i gdy
nic nie mówi
zastępuje czyny słowami
troskliwie pielęgnuje swoją bezczynność
na czas kiedy nocną lampkę zapali
czy tak?
Pozostawiony
sam w wagonie nocnego pociągu
na brudnej szybie oddech
wciągnięty ustami
nie było wzruszeń
wymiany adresów
odchodząc
powiedziałaś
zostań z Bogiem
odchodząc
wróciłaś jeszcze
dziękować
ze zostaję
Reszta zdrady
Bóg jeden wie
czy to było potrzebne
ta godzina z tobą
ta wieczność
cały dzień
nachyla się nami
ku wieczorowi
pod lampą
jeszcze leży
trzydzieści srebrników
dotykam
jak kapłan
dotyka
kielich
c.d. na kolejnej stronie
Z tomiku Beze mnie (1996)
Chciałbym napisać ci o murach.
Jest ich dużo, jakby wszystkie
wyrosły ze mnie i z ciebie
po ostatnich dniach milczenia.
Przy klasztorze, gdzie mieszkam,
jest jeden wysoki mur
ciągnący się jak nasz pożegnalny wieczór.
Co noc, już ci zresztą pisałem,
wychodzę na spacer wzdłuż muru:
przechadzam się tam i z powrotem,
trochę zamykam oczy, trochę otwieram.
Ostatnio po murze ruszam palcami.
Czasami palce pragną ciepła,
czasami chłodu.
Nie jestem samotny.
A teraz nasza „POCZTA LITERACKA”:
Agata Lorenz (jak pisze w swoim liście – częstochowianka z Rybnika).
Pani Agato. Przeczytałem Pani wiersze uważnie i jakoś nie mogłem się pozbyć wrażenia, że są to raczej notatki do wierszy niźli już gotowe utwory. No choćby taki wiersz „Wieczerza”:
Winem dojrzewasz głęboko we krwi
pożywam chleb jaśniejszy niż srebro
A ty sam jak trzy smutki
I cierpki jak wino
W moich ustach
Pewnie się Pani ze mną nie zgodzi, bo autorzy zazwyczaj wiedzą, o co w wierszu chodzi. Ale czytelnikowi trudno to znaleźć. I to jest błąd. Wieloznaczność wiersza jest zupełnie czym innym
niż brak przejrzystej konstrukcji. O ile pierwsze dwa wersy są dobre i mogłyby zapowiedzieć ciekawy utwór, o tyle koniec wiersza psuje cały efekt. Zaczyna się od swoistej komunii, a dalej
zupełnie nieczytelne. Te trzy smutki, co to jest? Pani pewnie wie, więc trzeba to jaśniej napisać. Wiele jest w Pani wierszach takich grzeszków. Proszę to wszystko przemyśleć na spokojnie, bo jest w tych wierszach sporo wrażliwości i takie ładne, filozoficzne zamyślenia. Tylko trzeba to jakoś ładnie wyklarować.
Pan Marek Jadlak z Tysiąclecia.
Reportażu z Pana wakacyjnej podróży do Afryki nie mogę, niestety, opublikować, a to z powodu jego rozmiaru, jak i nazbyt geograficznej narracji. Dzisiaj trudno panie Marku zainteresować czytelnika opisem krajobrazów czy kenijskich parków przyrodniczych, bo ludzie widzą to wszystko w telewizorze, w dodatku w kolorach i z fachowym komentarzem.
W pana opisach brakuje mi na przykład jakiś ciekawostek obyczajowych czy specyficznych, afrykańskich ewenementów, które mogłyby zaciekawić i zaskoczyć czytelnika. Niech pan o tym pomyśli. Może zamiast schematycznych i długawych relacji, napisze pan jakieś dowcipne i lekkie w formie impresje z podróży? Łatwiej to potem gdzieś wydać czy opublikować. W sprawie ewentualnych prezentacji „slajdów” z tej afrykańskiej wycieczki w którejś z częstochowskich placówek kulturalnych, proszę zwrócić się z tym do Wydziału Kultury i Sztuki
Urzędu Miasta. My tam, niestety, nie mamy chodów.
Pani Mirosława Bala z Trzech Wieszczów w Częstochowie.
Dobrze by było, gdyby Pani przeczytała swoje wiersze na głos. Zapewne usłyszy Pani wtedy wiele niezręczności w doborze słów i rymowaniu. Czterowierszowej zwrotki nie wypełnia się słowami w jednym stylu, np. „straszycie, mówicie, robicie”, bez zachowania sensu i rytmu.
Wprawdzie żyjemy w Częstochowie sławnej również z pewnego rodzaju poetyckich rymów, ale taka forma pisania sławy ani satysfakcji Pani nie przyniesie. Wnuczkowi, który (jak Pani pisze) ma również inklinacje do poezji, radzimy najpierw dużo czytać. Da mu to potem pewną skalę porównawczą z wierszami innych poetów i może przyda trochę krytycyzmu w stosunku do własnej osoby.
Pani Kamila Werner
W ostatnim dniu sierpnia br. otrzymałem od Pani kolejny e-mail z wierszami, które omawialiśmy już w lipcowej „Poczcie literackiej”. Pewnie przeoczyła pani ten fakt, wiec proszę łaskawie
tam zajrzeć. Odpowiedz jest pod: „pani Kamila W.”
To tyle na dziś. Pięknie się Państwu kłaniam.