W 2007 roku Grzegorz S. postanawia wziąć kredyt na syna. Syn jednak – żeby pożyczkę uzyskać – musi wykazać się umową notarialną kupna nieruchomości z udziałem własnym. Ojciec i syn zawierają więc umowę kupna i sprzedaży przed częstochowskim notariuszem, przy czym cena domu ustalona zostaje na kwotę nieco ponad 400 tys. zł, bez wkładu własnego syna.
– Po tym jednak umowa notarialna zostaje sfałszowana – mówi prokurator Romuald Basiński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. – Posłużono się różnymi technikami. Sfałszowano m.in. pieczęcie i podpis notariusza. Po co? Po to, żeby podwyższyć wartość nieruchomości o 200 tys. zł, czyli do ponad 600 tys. zł., a tym samym podwyższyć wartość kredytu. Jednocześnie chodziło o to, aby w umowie zadeklarowane było 200 tys. zł jako wkład własny syna, przyszłego kredytobiorcy.
Dodatkowo sfałszowane zostały dokumenty, potwierdzające zatrudnienie i wysokie wynagrodzenie syna. To wszystko mężczyźni złożyli w przedsiębiorstwie, pośredniczącym w kredytach bankowych.
– Uzyskali kredyt, który zresztą jest spłacany – kontynuuje prokurator Basiński. – Nie mamy więc zarzutu przywłaszczenia pieniędzy. Natomiast – ku zaskoczeniu również prokuratury – pod koniec 2010 roku Grzegorz S. znów pojawia się w kancelarii notarialnej. Tej samej, w której wraz z synem podpisywał umowę o sprzedaży i kupnie domu kilka lat wcześniej… Mężczyzna okazuje wtedy notariuszowi umowę-falsyfikat, licząc naiwnie na to, że notariusz nie rozpozna nawet fałszerstwa własnego podpisu!
Po co Grzegorz S. ryzykuje i zgłasza się do notariusza z fałszywą umową? Chce uzyskać potwierdzenie kosztów, związanych z kupnem i sprzedażą wspomnianej nieruchomości. Notariusz jednak orientuje się, że z dokumentem coś jest nie tak. O swoich podejrzeniach informuje prokuraturę.
– Wtedy w sposób nie budzący wątpliwości okazało się, że rzeczywiście mamy do czynienia z mistyfikacją, z falsyfikatem – dodaje Basiński. – W tej chwili obaj mężczyźni, czyli ojciec i syn, zostali oskarżeni o to, że posługiwali się fałszywą dokumentacją przy umowie kredytowej.
Prokuratorzy uważają, że rola ojca w tym „rodzinnym interesie” była wiodąca. Sam mężczyzna zresztą przyznaje, że wymyślił całą intrygę i bez udziału syna fałszował dokumenty. Śledczy nie wierzą jednak w zapewnienia, że syn w ogóle nie brał udziału w mistyfikacji. – Grzegorz S. zapewnia, że syn nie był świadom oszustw – mówi prokurator Basiński. – My jednak nie dajemy temu wiary. Uważamy, że syn Grzegorza S. wiedział o fałszerstwach i był świadomy, że bierze udział w intrydze. Być może rzeczywiście namówiony został do tego przez ojca, ale jako osoba dorosła odpowiada za swoje czyny.
Obu mężczyznom grożą kary do 5 lat pozbawienia wolności. – Najbardziej intrugujący w tej sprawie jest tupet Grzegorza S. – dodaje rzecznik prokuratury. – Odważył się przecież iść do notariusza z falsyfikatem umowy, zawartej u tego właśnie notariusza! Nie wiem, na co Grzegorz S. liczył, ale przekroczył wszelkie granice…
Teraz mężczyzna może liczyć jedynie na wyrozumiałość sądu.