50-letni Zbigniew K. z Częstochowy budynek przy ul. Kiepury dzierżawił od pewnego małżeństwa. Jak ustalili śledczy, mężczyzna zamontował w cukierni chałupniczo wykonaną kuchnię gazową, wykorzystywaną do ogrzewania produktów (w żargonie piekarzy to tzw. „taboret”). – Niestety, urządzenie było wadliwe – tłumaczy Romuald Basiński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. – Kuchnia nie miała zaworu, odcinającego dopływ gazu.
W cukierni brakowało także odpowiedniej wentylacji. – Propan butan to gaz cięższy od powietrza, dlatego w pomieszczeniach, w których jest używany, wentylacja powinna być montowana nisko – tłumaczy Basiński. – W tym przypadku tak nie było, dlatego ulatniający się gaz zalegał przy podłodze.
Do wybuchu doszło w nocy 21 stycznia tego roku. Iskra, która spowodowała eksplozję, prawdopodobnie powstała w jednym z licznych w cukierni urządzeń elektrycznych. Budynek, w którym mieścił się zakład, uległ zniszczeniu. Jego właściciele – para małżeńska, która mieszka obok – zostali lekko ranni. Siła wybuchu uszkodziła także trzy sąsiednie budynki (zniszczenia dachów, pęknięcia murów, rozbite szyby i drzwi).
Zbigniewa K. nie było w tym czasie w zakładzie. Przyznał się jednak do winy. Prokurator postawił mu zarzut nieumyślnego sprowadzenia eksplozji i pożaru. Grozi za to kara do 5 lat pozbawienia wolności, jednak oskarżony dobrowolnie poddał się karze, proponując rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz grzywnę i pokrycie kosztów sądowych. Niewykluczone, że będzie musiał także pokryć koszty naprawienia szkód. Pokrzywdzeni mogą się tego domagać w odrębnym postępowaniu cywilnym.
56