Młoda kobieta, która na stacji pod szyldem Orlen na Aniołowie zatrudniona była przez pół roku, jest przekonana, że dostała wypowiedzenie, gdyż odmówiła pracodawcy grabienia liści wokół obiektu. – Miałam to robić za darmo i poza godzinami pracy! – żali się.
Zwolniona postanowiła domagać się swoich praw, zwracając się o wsparcie do działaczy NSZZ „Solidarność”. Ci dziś (28 listopada) zorganizowali na stacji pikietę. Podkreślali – jak zresztą sama zainteresowana – że Szarek, choć na stacji nie pracowała długo, ze swoich obowiązków (wynikających z umowy z pracodawcą) wywiązywała się wzorowo.
– Ma ona bardzo pozytywną opinię, potwierdzoną odgórnymi kontrolami z firmy – zapewniał dziennikarzy Mirosław Kowalik, przewodniczący Zarządu Regionu Częstochowskiego NSZZ „Solidarność”.
Jego zdaniem jednym z powodów wyrzucenia kobiety z pracy jest jej przynależność do związku zawodowego. – Nie możemy ujawnić pozostałych pracowników, którzy są członkami związku, bo na pewno zostaliby natychmiast zwolnieni… Mogliśmy ujawnić tylko tę jedną osobę, która ma ochronę stosunku pracy – tak Mirosław Kowalik mówił reporterce częstochowskiej telewizji kablowej Orion.
Kierownik stacji przy ulicy Warszawskiej wypowiedzenie Monice Szarek wręczył 13 listopada.
– Oficjalnym powodem zwolnienia, podanym przez pracodawcę, było to, że nie wykonałam polecenia służbowego. Szef podsunął mi papier i nie dał nawet czasu na zapoznanie się z jego treścią. Kazał od razu podpisać! – twierdzi zwolniona. – W tym miesiącu miałam otrzymać premię od Orlenu, wynikającą z systemu tzw. tajemniczego klienta. Właściciel stacji odebrał mi jednak wszystko. Za co? Za sprzeciw wobec nakazu sprzątania liści po godzinach…

– Zwolnienie Moniki Szarek nie jest jedynym powodem naszej pikiety – mówili działacze „Solidarności”. – Na stacji brakuje zabezpieczenia przed kradzieżami w postaci monitoringu, za co nierzadko pokutują pracownicy.
– Z naszych pensji potrącane były pieniądze za skradziony w danym miesiącu towar – tłumaczy zwolniona. – Ani w sklepie, ani przy dystrybutorach nie ma kamer, więc z własnych kieszeni musieliśmy pokrywać koszty m.in. kradzionego paliwa.
Takie sytuacje zdarzają się na każdej stacji. Z półek sklepów znikają m.in. napoje, są też kierowcy, którzy zamiast płacić za paliwo, wolą po prostu uciec z pełnym bakiem. Jeśli jednak numery rejestracyjne pojazdu złodzieja zostaną zapisane na nagraniach monitoringu, policja ma szansę szybko do niego dotrzeć. Monika Szarek narzeka: bez sprawnego systemu kamer pracownicy stacji są wobec takich nieuczciwych „klientów” bezsilni. Po prostu nie są w stanie wystarczająco szybko zareagować i zapamiętać numerów rejestracyjnych.
Do sądu wpłynął już pozew o przywrócenie do pracy Moniki Szarek. Ta liczy jednak nie tylko na powrót do firmy, ale przede wszystkim na zmiany organizacyjne.
– Oczekuję, że na tej stacji zostanie zatrudniony inny kierownik, który będzie przestrzegał praw pracowniczych. Jeśli to nie będzie możliwe, liczę, że aktualny szef dostanie upomnienie od firmy w sprawie karygodnego podejścia do podwładnych – podsumowuje zwolniona pracownica, która podkreśla, że swoje pretensje kieruje nie do koncernu Orlen, ale do kierownika stacji przy ul. Warszawskiej.
Kierownik stacji nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Odmówił jakichkolwiek komentarzy w tej sprawie.