Rafał Kuś: Częstochowianie wygrali dwa pierwsze sety z Politechniką. Dobrze rozpoczęli trzecią partię. Warszawiacy nie zamierzali się jednak poddać i mały włos, a to oni cieszyliby się ze zdobycia pucharu Challenge…
Marek Kardos: Politechnika postawiła bardzo ciężkie warunki. Chwała im za to. Konsekwentnie realizowali taktykę i to doprowadzało nas do szaleństwa. Cały czas coś zmienialiśmy. Czapka z głowy dla Radka, że tak dobrze przygotował ten zespół.
RK: Czy kontuzja Damiana Wojtaszka ułatwiła zadanie naszym siatkarzom?
MK: Nie wiadomo, jakby było bez kontuzji ich najlepszego zawodnika. Oczywiście, to my zablokowaliśmy ataki gości. To był nasz atut. Cuda zdarzają się tylko i wyłącznie w Częstochowie.
RK: Co pan czuł, gdy w złotym secie Tytan przegrywał 1:7?
MK: Czułem to samo, co Sopot z Dąbrową Górniczą. Przypomnę, że siatkarki z Sopotu przegrywały w tie-breaku 7:0, a mimo to wygrały 15:12. W takich sytuacjach trener może tylko robić zmiany. Dzisiejsza siatkówka jest taka, że wygrywa ten, który w decydujących momentach potrafi wytrzymać presję.
RK: Były chwile zwątpienia?
MK: Nie było na to czasu. Pamiętam całe akcje, ale nie pamiętam, jak udało nam się wyjść
z tak beznadziejnej sytuacji.
RK: Dziękuję za rozmowę.