Częstochowska Aleja Dobrego Smaku, zyskuje coraz większa popularność. Nie tylko wśród kupujących. Impreza zaczyna przyciągać także zagranicznych sprzedawców – jeden z nich przyjechał z Austrii i oferuje do sprzedaży sery. Oczywiście nie jako jedyny. Serów, wędlin, przypraw, miodów, nalewek, wszelakiego rękodzieła, ozdób, biżuterii, naczyń, ubrań w III Alei co nei miara. Jak się okazuje impreza ma swych stałych uczestników.
– Jestem tu co roku – opowiada Nikodem Karólewski, prowadzący pięknie wystylisowany wóz, w którym sprzedaje pieczywo. – Sprzedaję chleb ze smalcem, ogórki, kwas chlebowy. Wszystko własnej produkcji, nawet woda jest z mojej studni, sam topię smalec, piekę chleb – jest na naturalnym zakwasie, w 60 procentach żytni, w 40 procentach pszenny. Przez siedem dni nie czerstwieje. W pierwszych latach świetnie się to sprzedawało, teraz jednak konkurencja jest coraz większa, a i ludzie mają mniej pieniędzy w okresie kryzysu
.- Ja również jestem u was co roku – mówi Dariusz Lewczuk ze stoska z wędlinami obok którego wiszą kiełbasy o wymyślnych nazwach Ogierowy galop, Barani śmiech, Złojona Jagna. – Ludzie do nas przychodzą i mówią , że cały rok czekali, żeby kupić wreszcie porządną wędlinę.
Niektórzy podobno z wyprzedzeniem odkładają pieniądze, żeby kupić ulubiony przysmak, bo ceny do niskich nie należą – kilogram kiełbasy to wydatek rzędu 80 zł
.- U nas wszystko jest naturalne, bez chemii i robione ręcznie bez żadnych maszyn. – Niektóre kiełbasy wędzimy nawet po cztery tygodnie, na specjalnych odmianach drewna. Po takim czasie z kilograma mięsa, zostaje mały kawałek. To wszystko kosztuje – tłumaczy sprzedawca.
– To prawdziwe święto dla osób, które lubią jedzenie, a ja do takich należę, więc przychodzę i zawsze coś dla siebie wybiorę – mówi pani Alicja.
Jutro przez cały dzień kolejny, trzeci już dzień Alei Dobrego Smaku.