Tomasz Szymczyk: Myślę, że warto zacząć od pytania, skąd wziął się u ciebie pomysł na grę w rugby?
Michał Krzypkowski: Jako dziecko, grając w piłkę nożną, zawsze do domu przychodziłem najbardziej brudny. Po prostu nie wyobrażałem sobie gry bez dobrego wślizgu, czy rzucania się na bramce. Dodając do tego moje warunki fizyczne i chęć uprawiania jakiegoś ciekawego sportu, rugby pasowało do tego wszystkiego idealnie.
TS: Nie myślałeś wcześniej, żeby grać w futbol amerykański?
MK: Raczej nie. Pierwszy raz posmakowałem rugby już jako dziesięciolatek. Ktoś na campingu w Jastrzębiej Górze, gdzie byłem na wakacjach, miał piłkę do rugby i przekazał mi podstawowe zasady. Dzięki temu miałem tę przewagę, że potrafiłem odróżniać te dwa, jakże inne sporty. Futbol amerykański kojarzył i kojarzy mi się z takim negatywnym „zamerykanizowaniem” europejskich tradycji. Dodatkowo w rugby kontakt fizyczny jest bardziej bezpośredni, a sama gra bardziej honorowa. Paradoksalnie jest to według mnie bardziej bezpieczny sport niż futbol, przede wszystkim ze względu na to, że grając w rugby mogę zostać zaatakowany tylko w sytuacji, gdy niosę piłkę, a w futbolu mogę w każdej chwili dostać z „partyzanta”. Ostatnią ważną sprawą była dla mnie ewentualna możliwość gry w reprezentacji narodowej, czego nie ma w swej ofercie futbol.
TS: Grasz na pozycji wiązacza, czyli z numerem 8 na plecach. Na czym polegają twoje zadania na boisku?
MK: Jestem częścią „trzeciej linii młyna”, która odpowiada przede wszystkim za zabezpieczanie większości przegrupowań. Jestem również zaangażowany w formację autową i młyn, w którym to wraz z młynarzem jesteśmy najważniejszymi postaciami. Co do samej „ósemki”, to moją ulubioną zaletą tej pozycji jest możliwość wyjęcia piłki z młyna dyktowanego, co jest bardzo groźną bronią, zwłaszcza w okolicach pola przyłożeń przeciwnika.
TS: Wspólnie z Mateuszem Nowakiem jesteście pierwszymi zawodnikami z naszego klubu, którzy zasmakowali gry w Juvenii Kraków. Jakie to uczucie grać w Ekstralidze z najlepszymi zawodnikami w Polsce?
MK: Na pewno jest to świetne uczucie móc trenować i grać z zawodnikami, których kiedyś jeździło się oglądać z trybun. Miałem okazje stanąć twarzą w twarz z niektórymi zawodnikami reprezentacji Polski i sprawdzenia się z nimi. Inną niesamowitą sprawą jest możliwość zagrania na najsłynniejszych stadionach do gry w rugby w Polsce, jak np. na ul. Górniczej w Łodzi, czy przy sztucznym świetle na stadionie narodowym w Gdyni. Zebrane przeze mnie doświadczenie, mam nadzieję, że będzie oddziaływało na całą drużynę.
TS: Biorąc pod uwagę właśnie Twoje ekstraligowe doświadczenie, jak dużo według ciebie brakuje jeszcze RCC, aby grać w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce?
MK: Pod względem sportowym robimy bardzo duże postępy i jak na klub stworzony w mieście bez większych tradycji rugby, jesteśmy na dobrym poziomie. Niestety, dystans dzielący nas do klubów ekstraligowych jest jeszcze duży. Myślę jednak, że potrzeba nam ogrywać się z różnymi rywalami i jeśli dalej utrzymamy obecny kurs, to już za kilka dobrych lat, będziemy mogli stanąć u bram Ekstraligi.
TS: W rundzie wiosennej w Rugby Club Częstochowa rozegrałeś sporo spotkań w krótkim czasie, do tego grasz jeszcze w Juvenii Kraków. Nie czułeś zmęczenia?
MK: W samej rundzie wiosennej grałem w aż czternastu meczach. Na szczęście przerwy między nimi były co najmniej tygodniowe, z jednym wyjątkiem, dlatego czułem się cały czas dobrze. Choć po ostatnim gwizdku w Zielonej Górze poczułem lekką ulgę, że kolejny mecz dopiero za dwa miesiące.
TS: Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
MK: Chciałbym utrzymać dobrą formę z wiosny, dlatego mam w planach solidnie trenować w przerwie międzysezonowej i starać się to jakoś łączyć z moją wakacyjną pracą. Natomiast jeśli chodzi o kolejny sezon, to oczywiście w miarę możliwości będę wspierał w spotkaniach ligowych RCC. Poza tym najprawdopodobniej znów będę miał okazję zdobywać doświadczenie na ekstraligowych boiskach w barwach Juvenii Kraków, gdzie chciałbym sobie wywalczyć pewne miejsce w pierwszym składzie.
TS: Zatem życzę Ci tego i dziękuję za rozmowę.
MK: Dziękuję bardzo.