– Kłusownictwo ma w Polsce swoje wielowiekowe tradycje – mówi pan Andrzej Bekus, leśniczy z „Zielonej Góry”. – I tak łatwo, jedną ustawą, nie da się zjawiska zlikwidować…
W naszych lasach więc aż roi się od kłusowników. Zamiłowanie do sideł i wnyków jest w polskich wioskach, rzec by można, genetyczne i przechodzi z ojca na syna, z syna na wnuka.
– Jeszcze do niedawna były to kłusowania, powiedziałbym… w normie – mówi pan Andrzej. – Wiązało się to trochę z emocjami: złapie się zwierzyna w sidła czy nie złapie, trochę też
pomagało w zaopatrzeniu domowej spiżarni.
Za to dzisiaj grają już ambicje. Każdy kłusownik udaje myśliwego i zasadza się na zwierzynę przeważnie z bronią w ręku. Czyni to o każdej porze roku, wcześnie rano albo wieczorem, nie
bacząc na żadne okresy chroniące zwierzęta przed zabijaniem. Bo o strzelby do kłusowania wcale w Polsce nie jest trudno. Można je kupić ukradkiem na targowiskach na przykład, albo strzelać w lasach z flint własnej produkcji. Tak czy siak – broni myśliwskiej różnego typu i autoramentu jest na naszych wsiach więcej nawet, niż w kołach łowieckich razem wziętych.
Ukrócić ten proceder wcale nie jest łatwo, pomimo że obecnie strażnicy leśni wyposażeni zostali w niemałe uprawnienia i mogą w potrzebie użyć nawet broni. Do lamusa też odeszły czasy, kiedy kłusowanie w lesie uznawane było przez sądy jako przewinienie o niewielkiej szkodliwości społecznej. Dzisiaj wystarczy posiadanie przy sobie „akcesoriów” kłusowniczych, jak linka na sidła, potrzask czy broń palna, nie mówiąc już o zabitym zwierzęciu, aby powędrować na parę lat za kratki lub zapłacić grzywnę, niepomiernie dużą w stosunku do wartości zdobyczy.
A mimo to na polskiej wsi wciąż sprawdza się stare powiedzenie, że „chłop żywemu nie przepuści”. I dlatego pewnie w naszych lasach wciąż buszują całe watahy przypadkowych
myśliwych, walących ze strzelb do wszystkiego co się w krzakach rusza.
– To nie jest prawda, że kłusownikami są przeważnie bezrobotni lub ludzie biedni – mówi pan Władysław Tyfel z częstochowskiego koła myśliwskiego „Borsuk”. – My znamy to środowisko i wiemy, że nikt nie zabija zwierzyny z głodu ani dla zarobku, bo też nie zawsze kłusownik ma pożytek z tego co ustrzeli. Skóra zwierzęcia bywa najczęściej podziurawiona, zniszczona, a mięsa tyle, że nie zrównoważy włożonego wysiłku. Poluje się więc dla samego zabijania, dla niewytłumaczalnej przyjemności zadawania śmierci. Ludzie strzelający bez żadnego pardonu do ciężarnej sarny strzelać będą z równą łatwością do drugiego człowieka. Nie ma w nich przecież żadnych ludzkich zahamowań…
c.d. na kolejnej stronie
Polowanie na kłusowników
Rankiem las jest oszroniony. Wyraźne ślady gumowych butów prowadzą w stronę sosnowej gęstwiny. W niej, zatknięty między dwa pnie drzewa, snopek słomy, który ma wabić zwierzynę. Tuż obok, na ziemi w ściółce lasu widać ustawiony, masywny, żelazny potrzask. Wystarczy go lekko dotknąć patykiem, a zamknie się z impetem ciosu. Takie potrzaski-pułapki majstrują kłusownicy własnoręcznie albo bez kłopotu kupują na którymś z gminnych jarmarków. Sprzedawane są przeważnie pod niewinnym pretekstem obrony przydomowych
kurników i króliczarni przed drapieżnikami.
Wszystkie metody kłusowania mają jedną wspólną cechę. Zwierzęta złapane w sidła umierają w straszliwych męczarniach, zazwyczaj duszone powoli albo ginące z głodu. Jedynie lis i dzik potrafią odgryźć sobie kończynę, która uwięzła we wnyku, i umierają nie poddawszy się
kłusownikowi.
Na bażanty rozkłada się kunsztownie wiązane oczka, zrobione z cienkich żyłek lub cieniutkich sznureczków. Ptak drapiąc grunt, na którym wysypane są ziarna, wplątuje łapki w niewidoczną pętlę, która zaciska się unieruchamiając go, co w następstwie powoduje śmierć z głodu.
Innym sposobem są siatki, które przygwożdżają ptaki do ziemi. W zeszłym roku policja wszczęła wprawdzie kilka postępowań przeciwko kłusownikom, łapiącym ptaki w tzw. siatkę, ale oni wytłumaczyli się kłamstwem, że chcieli tylko pokazać dzieciom, jak wyglądają prawdziwe bażanty.
Kuropatwy „łowi się” na butelkę, do której sypie się ziarno i zakopuje pod odpowiednim kątem. Ptak nie może wyciągnąć głowy z butelki i po kilku dniach umiera z głodu i cierpienia.
Aby zamordować sarnę czy jelenia, kłusownicy stosują specjalne pętle z cienkiej stalowej linki.
Jeśli pętla zaciśnie się na nodze zwierzęcia, czeka je powolna śmierć, która może trwać nawet kilkanaście dni.
W tym roku w lasach obok Szczekocin znaleziono rozkładającego się łosia. Zwierzę zaplątało się we wnyki i przez dłuższy czas walczyło ze śmiercią. Trawa wokół niego była wyjedzona do gołej ziemi. Nikt za tę zbrodnię nie poniósł odpowiedzialności, bo sprawców nie złapano.
c.d. na kolejnej stronie
Kłusuje się też za pomocą tzw. „wilczych dołów „. Maskuje się je na wierzchu gałęziami, rzuca kilka ziemniaków dla zwabienia zwierzyny i pułapka gotowa. Gdy dzik lub sarna wpadnie do takiego dołu, już po nich. Zamordują je kłusownicy siekierami albo metalowymi łomami.
Kłusownicy czy bandyci?
Na szczęście bandytów, w ścisłym tego słowa znaczeniu, grasuje w naszych lasach coraz mniej. Nie ma już sytuacji jak kilka lat temu obok Przyrowa, gdzie rozegrała się normalna wręcz bitwa, między uzbrojonymi w różnego rodzaju flinty, karabiny i obrzynki kłusownikami a
policją i służbą leśną, gdy ci ostatni zorganizowali obławę na amatorów darmowej, świątecznej dziczyzny. Albo gdy w okolicach Baranowa kilkunastu 16-, 17- letnich wyrostków zaatakowało wracających z polowania myśliwych i przy pomocy kijów basseballowych i metalowych prętów próbowali odebrać im upolowaną zwierzynę. Nie pomogły strzały ostrzegawcze, oddane w górę ani pod nogi napastników. Bandyci wiedzieli, że będą bezkarni, ponieważ są niepełnoletni. Znany jest również przypadek, opisywany nawet w prasie, gdy dwóch kłusowników uciekających maluchem z lasów janowskich ostrzeliwało ostrymi nabojami goniących ich leśników. Kto w takich warunkach będzie miał odwagę chronić las i zwierzynę ?
Charty idą w las
Od dłuższego już czasu modne stały się polowania z psem. Kłusownik jest tu niemal całkowicie bezpieczny. To pies odwala za niego całą brudną robotę. Właścicielowi zaś zostaje tylko wrzucenie zajęcy do worka.
Tej metodzie mordowania zwierząt prawo łowieckie wydało również zdecydowaną wojnę. Z jednej tylko gminy w powiecie włoszczowskim, na wniosek myśliwych i służby leśnej, skierowano do sądu 13 spraw o kłusownictwo z psem. Przestraszeni tym mieszkańcy owej gminy w krótkim czasie zabili około 50 psów, ponieważ okazały się już niepotrzebne. Po co żywić darmozjada i płacić jeszcze grzywnę?
Mimo to, a może właśnie dlatego, w naszych lasach wciąż buszuje sporo głodnych i bezpańskich psów. One polują, żeby żyć a jednocześnie roznoszą choroby po lasach i wiejskich zagrodach. Prawo myśliwskie zabrania odstrzału pomimo, że ciągle ich przybywa.
Nie wolno też strzelać do jastrzębi, bo są pod ochroną. Pan Andrzej twierdzi, że niesłusznie. Populację tych drapieżników powinno się regulować. Na hektar pola winien przypadać najwyżej jeden jastrząb. W tej chwili żyje ich tam, chyba i aż, z 25 sztuk. Tym sposobem na naszych polach nie ma już prawie wcale kuropatw, atakowane są bażanty i młode zające.
c.d. na kolejnej stronie
Las jest niczyj
Koła łowieckie mają obowiązek ścisłej współpracy ze służbami leśnymi. Myśliwy – jeśli indywidualnie udaje się na polowanie – musi o tym zawiadomić leśnictwo i fakt ten zostaje wpisany do specjalnego rejestru. W ogóle każde koło myśliwskie swój plan polowań
musi zatwierdzać w nadleśnictwie. Nieprawdą więc jest, że członkowie kół łowieckich na własną rękę kłusują również.
Dla myśliwego nie ma to po prostu sensu. Starania myśliwych o utrzymanie przy życiu zwierzyny leśnej trwają przecież nieustannie. Bywa jednak często, że jest to praca niemal syzyfowa. Oto w lasach, którymi opiekuje się jedno z kół myśliwskich, poustawiano ostatniej zimy paśniki dla zwierząt. Były jak należy porządnie wykonane, zadaszone, żeby wykładana karma nie mokła, nie gniła i była dostępna zwierzynie. I co? Ta karma była permanentnie rozkradana, dla bydła domowego zapewne, a paśniki rozbierane, bo deski i słupki też się na coś w gospodarstwie przydadzą.
Las dawał kiedyś ludziom schronienie, żywił i ogrzewał, a w czasach wojen był oazą bezpieczeństwa i wolności. Dla wielu współczesnych ludzi jest do dziś miejscem wypoczynku i koniecznym kontaktem z naturą.
Niestety, las jest obecnie miejscem niebezpiecznym. Nie można bowiem ot tak sobie wejść po prostu do niego i iść jak kiedyś na grzyby albo jagody. Bo w lasach, podobnie jak na naszych
ulicach, trafiają się często przestępcy.