Zbiórka uczestników protestu przeciwko rosnącym cenom paliw rozpoczęła się o godz. 18 na parkingu przy parku Lisiniec, nad zalewem Bałtyk. Na miejscu stawiło się blisko 100 samochodów, które – po krótkiej odprawie i omówieniu zasad uczestnictwa – wyruszyły na stację przy częstochowskiej komendzie policji, przy ul. Popiełuszki. Auta zajęły cały teren stacji, po czym ich właściciele rozpoczęli „symboliczne tankowanie” swoich pojazdów. Wlewano minimalne ilości paliwa, a rachunki opiewały na kilkadziesiąt groszy, czasem złotówkę.
– To już drugi protest w Częstochowie. Pierwszy zorganizowaliśmy miesiąc temu – mówi Damian Teperski, jeden z organizatorów akcji. – Do przygotowania tej akcji tchnęło mnie, gdy po prostu kiedyś podjechałem pod dystrybutor i zobaczyłem, że ceny paliw znów poszły w górę. Pomyślałem wówczas – o nie! Coś z tym trzeba zrobić!
– Wszyscy kierowcy powinni wziąć udział w proteście – mówił Kamil Garncarek. – Ceny paliw galopują, przekładając się na ceny innych towarów, mimo że złotówka w stosunku do dolara się umocniła. Więc paliwa powinny stanieć. To jakiś absurd!
Podobne protesty odbywały się dzisiaj również w innych polskich miastach, m.in. Warszawie, Krakowie, Łodzi i Poznaniu. Ich koordynatorem jest powstała niedawno Inicjatywa Obywatelska Przeciwko Podwyżkom Cen Paliw.
– Liczymy, że polski rząd potraktuje poważnie te protesty i zmniejszy akcyzę oraz podatki, jakimi obłożone są paliwa, tak, że ich cena spadnie przynajmniej do 5 zł za litr – wyjaśnia Garncarek. – Jeśli tak się nie stanie, zintensyfikujemy działania w całej Polsce. Będą blokady dróg i autostrad oraz dojazdów do rafinerii.
Po opuszczeniu stacji przy ul. Popiełuszki, uczestnicy protestu wyruszyli na DK-1, aby dojechać trasą w kolumnie do Poczesnej, zawrócić przy hipermarkecie Auchan i rozjechać się do domów.