– Jestem bardzo zatroskany tą sytuacją. Dla mnie jedynym miejscem zarobkowania jest huta – mówi Józef Krzysztof Zatoński, wieloletni pracownik Huty Częstochowa. – Huta była kiedyś kwitnącym organizmem. Zatrudniała ok. 14 tys. ludzi. Wszyscy mieli pracę i stosunkowo dobrze zarabiali. Teraz każdy myśli o swoich rodzinach i o tym, jak będzie dalej żył.
Zarząd Huty Częstochowa ma zwolnić połowę załogi z 3 tys. pracowników w efekcie programu dobrowolnych odejść. W innym przypadku drugi co do wielkości zatrudnienia w Częstochowie zakład ogłosi upadłość.
Hutnikom, którzy skorzystają z programu dobrowolnych odejść (chroni ich pakiet socjalny do października 2015 roku), proponuje się 16 pensji plus te wynikające z trzymiesięcznego okresu wypowiedzenia.
– Nie możemy sprzeciwiać się programowi dobrowolnych odejść. To jest wola pracodawcy i pracownika. Naszym zdaniem stosuje się tu jednak dobrowolny przymus – uważa Jacek Strączyński, wiceprzewodniczący hutniczej „Solidarności”. – Oczekujemy, że zarząd huty w dalszym ciągu będzie prowadził działalność. Z uwagi na to, że w rynek pracy w Częstochowie jest bardzo słaby, nie możemy zgodzić się na zwolnienie aż 1500 osób.
W ubiegłym tygodniu hutnicy podpisali aneks do pakietu socjalnego, który mówi, że zwolnienie pracownika następuje w wyniku porozumienia stron, ale z winy pracodawcy. Dlatego mają prawo do zasiłku i mogą skorzystać ze świadczenia przedemerytalnego.
W sytuację Huty Częstochowa zaangażował się ostatnio europoseł Paweł Kowal, który podjął się roli mediatora między związkowcami a zarządem huty. – Coś konkretnego powiem dopiero na początku lipca, gdy będę wiedział, jaki jest efekt mediacji – twierdzi Kowal. – Myślę, że będzie większy, niż wszyscy sądzą.