O tym, jak jest w szpitalu, wiedzą niby wszyscy, związane z tym problemy omijają jednak szerokim łukiem. Zarówno powiat, który wydzierżawił budynek prywatnemu dzierżawcy, jak i Narodowy Fundusz Zdrowia, który podobno w sprawę wyżywienia nie bardzo się wtrącać może. Nie reagują też lekarze, nie interweniuje pozostały personel. No cóż, o pracę każdy się boi… A pacjent jest pozostawiony sam sobie.
Za drugie danie trzeba zapłacić
Sygnałów dotyczących kiepskiego wyżywienia w szpitalu w Blachowni spłynęło do naszej redakcji kilka. Potwierdziły się one po naszym przyjeździe na miejsce. W salach kartki: „Informujemy pacjentów, że szpital nasz zapewnia następujące posiłki: śniadania, obiad. Istnieje możliwość zakupu kolacji i dodatkowych posiłków.”
– Jakie śniadanie??? Jaki obiad??? – irytuje się Stanisław Rospendek, jeden z pacjentów. – Trzy kromki chleba na śniadanie, masła naparstek, a na obiad zupa wodzianka. I tyle. Jasne, że mogę sobie drugie danie dokupić. Na to trzeba mieć jednak pieniądze…
W podobnym tonie wypowiadają się inni pacjenci. Jeden ze starszych panów mówi: – Płakać się chce. Człowiek przez całe życie płaci składki, a gdy co do czego przyjdzie, to nawet normalnego obiadu w szpitalu nie dostanie. To skandal!
Inni tylko z politowaniem kiwają głowami.
NFZ: wyżywienie to sprawa dietetyka
Szpital w Blachowni jest w tej chwili prywatną własnością. Trzy lata temu od częstochowskiego Starostwa Powiatowego budynek placówki wydzierżawił przedsiębiorca Cezary Skrzypczyński. Placówka ma jednak podpisany z Narodowym Funduszem Zdrowia kontrakt na leczenie. Kontrakt, który uwzględnia także wyżywienie.
– Nie mamy możliwości, by sprawdzić, czy posiłki są prawidłowe – mówi Marcin Pakulski, po. dyrektora śląskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. – To zresztą, czy jedzenie jest dobre czy nie, to sprawa obiektywna.
– Tyle że w tym przypadku nie o gusta i smaki chodzi, a o to, że to jedzenie jest w minimalnych dawkach – odpowiadamy.
– Nie ważna jest ilość, a wartość kaloryczna posiłków i ich jakość, a te powinny być dostosowane do schorzenia chorego – dodaje Pakulski. – Nie nam jest jednak to oceniać, to sprawa dietetyka.
Czy szpital dietetyka nie ma? A jeśli jednak go ma, to dlaczego zalecił wszystkim pacjentom drakońską dietę odchudzającą? Nie wiadomo. Właściciel szpitala jest na urlopie. Do czwartku nie jest osiągalna także dyrekcja placówki. Na temat żywieniowych problemów w szpitalu nikt inny oficjalnie nie może i nie chce z nami rozmawiać.
Powiat: nic nie możemy
Ręce umywa także zarząd powiatu częstochowskiego, który przed laty zlikwidował szpital powiatowy, a budynek wydzierżawił prywatnemu przedsiębiorcy.
– Niewiele możemy – mówi Janusz Krakowian, wicestarosta częstochowski. – Sygnały o niewłaściwym wyżywieniu i innych naruszeniach w placówce do nas docierają. Sygnalizowaliśmy sprawę i w Narodowym Funduszu Zdrowia i w sanepidzie. Podobno były kontrole, ale nieprawidłowości nie wykryły. Co ja poradzę, że gdy dochodzi do sprawdzenia, to personel nic nie mówi? Mieliśmy wyjątkowego pecha, że trafiliśmy na takiego, a nie innego dzierżawcę…
Tematu jakby nie było też dla lekarzy. Ci wprawdzie o problemach w szpitalu informowali m.in. Okręgową Izbę Lekarską, ale skargi dotyczyły warunków ich zatrudnienia, a nie diet pacjentów.
– Lekarz nie ma możliwości, by z prywatnym właścicielem rozmawiać o dietach pacjentów – mówi Mariusz Malicki, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Częstochowie. – My także jako OIL takiej możliwości nie mamy, tym bardziej w przypadku prywatnej placówki, a taką przecież szpital w Blachowni jest.
A może rzecznik pomoże?
Chorzy ratują się jak mogą. Są tacy, którzy żartują, że przynajmniej trochę schudną, choć jednocześnie dodają, że do śmiechu wcale im nie jest. Ci, którzy mogą, korzystają z pomocy rodziny. Co jednak z tymi, którzy takiej możliwości nie mają? Są pozostawieni sami sobie. Według interpretacji rzecznik praw pacjenta mogą ewentualnie sprawę zgłosić dyrektorowi szpitala, organowi założycielskiemu (tego jednak szpital w Blachowni nie ma) lub skierować ją do Narodowego Funduszu Zdrowia. Mogą też skierować ją bezpośrednio do rzecznika, który zapewne zwróci się do: dyrektora, organu założycielskiego, do NFZ… Koło się więc zamyka.
NA TEN TEMAT Krystyna Barbara Kozłowskia, Rzecznik Praw Pacjenta:
W dniu 5 czerwca br. wystąpiłam do Ministra Zdrowia z prośbą o zajęcie stanowiska w sprawie odpłatności za wyżywienie i zakwaterowanie w szpitalach. Odpowiedź, którą otrzymałam, jest jednoznaczna z dotychczasową interpretacją, stosowaną w Biurze Rzecznika Praw Pacjenta, z której wynika, że szpitale nie mają żadnych podstaw prawnych do pobierania od pacjentów takich opłat.
Zgodnie z ustawą o świadczeniach opieki zdrowotnej, finansowanych ze środków publicznych – świadczenie opieki zdrowotnej obejmuje świadczenie zdrowotne, świadczenie zdrowotne rzeczowe i świadczenie towarzyszące. Natomiast świadczeniami towarzyszącymi są zakwaterowanie i wyżywienie w zakładzie opieki zdrowotnej całodobowej lub całodziennej, a także usługi transportu sanitarnego.
Pacjenci, którzy znaleźli się w sytuacji, w której szpital nie chce zapewnić im wystarczającego wyżywienia, powinni skontaktować się z dyrektorem szpitala, organem założycielskim, który sprawuje nadzór nad działalnością szpitala, lub z ddziałem Narodowego Funduszu Zdrowia. Pacjenci mogą również zadzwonić do Biura Rzecznika Praw Pacjenta – najszybciej za pośrednictwem ogólnopolskiej bezpłatnej infolinii 800-190-590, czynnej pn. – pt. w godz. 9.00 – 21.00. Dyżurujący pracownicy udzielą informacji, co w danej sytuacji zrobić, a w razie potrzeby podejmą interwencję.