Wszyscy, którzy postanowili wybrać się w sobotni wieczór (25 lutego) na koncert Krzycha Niedźwieckiego z pewnością tego nie żałowali. Jego solowy występ wypadł bowiem naprawdę świetnie. Częstochowski gitarzysta i właścicel klubu Zero, który tworzy także muzykę i piszę teksty, zaprezentował na scenie zarówno swoje autorskie piosenki, jak i utwory Andrzeja Grabowskiego, Bonifacego Dymarczyka czy piosenkę zespołu Tie Break. Nie zabrakło także akcentów reggaeowych i brzmień zespołu Bakshish, w którego skład wchodzi Niedźwiecki. Muzyk przypomniał też o swojej byłej grupie, czyli częstochowskim zespole Habakuk.
Usłyszeliśmy naprawdę świetne piosenki, w których w bardzo trafny sposób zawarte były spostrzeżenia m.in. na temat życia w naszym kraju. Jednym z takich kawałków był utwór „Gdyby nie te raty”, po wykonaniu którego wykonawca żartobliwie stwierdził, że koncert zorganizował po to, by pozyskać darczyńców na wydanie płyty – bo sam nie podoła właśnie przez… te raty.
Słuchając koncertu mogliśmy poznać Krzycha jako bardzo dobrego gitarzystę, prawdziwego muzyka kochającego granie oraz – co według mnie jest najważniejsze – człowieka, który nie zwraca uwagi na teraźniejsze trendy i z dala od komercji robi swoje.
Oprócz dźwięków gitary elektrycznej i akustycznej, na których grał Niedźwiecki, na scenie towarzyszyły mu klawisze i laptop, co wzbogaciło występ przeróżnymi brzmieniami i efektami. Dodatkowo z kartonowych pudeł ustawione zostały dwie ściany, na których przez cały występ mogliśmy oglądać wizualizacje, za które był odpowiedzialny Szczepan Szczepan (Close Up). Wszystko razem skleiło się w jedną spójną całość, co publiczność doceniła, dziękując za ten koncert głośnymi brawami. Bohater wieczoru zareagował wyjściem na – jak stwierdził – niespodziewany bis.