Strona główna Archiwum 2011 - 2013 Dzisaj w Betelejem …
Płyną lata. Ileż to już tych świąt i Wigilii mamy za sobą? Bywały różne, smutne i radosne, dostatnie i biedne, z wiktuałami na kartki lub zapasami gromadzonymi na długo wcześniej. Ale zawsze były to święta pełne tego niezwykłego nastroju, składającego się z pierwszych, wieczornych gwiazd, aromatów dolatujących z kuchni, zimy za oknami i rozświetlonej lampkami choinki.

Zawsze sobie wówczas myślałem, że ten jedyny, niepowtarzalny nastrój Bożego Narodzenia i wigilijnego wieczoru – to właśnie jesteśmy my sami, nasze serca i wszystko, co jest w nas najlepsze. Bo corocznie każdy z nas niezmiennie z takim samym wzruszeniem jak w dzieciństwie, wpatruje się w niebo za oknem w poszukiwaniu betlejemskiej gwiazdy, żeby można z jej blaskiem szukać pod choinką prezentów. W gruncie rzeczy bowiem święta Bożego Narodzenia są ciągle świętami dzieciństwa i wspomnień o latach przeszłych i tych, którzy kiedyś razem z nami siedzieli przy wigilijnym stole.

Ja ze wszystkich swoich przeżytych Wigilii najbardziej pamiętam te okupacyjne. Jeździliśmy wtedy do stryja pod Małogoszcz do domu dużego, z wielką kuchnią i pokojem stołowym. W dzieciństwie
wszystko było duże więc tamten dom tak zapamiętałem. Przed wigilią stawiano w kącie pokoju duży snop zboża, żeby się w przyszłym roku darzyło, a pod obrusem na stole rozkładano cienką warstwę siana. W kominku trzeszczał ciepły ogień, a szafkowy zegar tykał jednostajnie. Jeśli miałem wtedy jakieś wyobrażenia o Raju, to mógł on tak właśnie wyglądać.

Pamiętam też, że panicznie bałem się kolędników. Rogaty diabeł straszył bowiem widłami, a dobry anioł, zamiast być dobrym, groził mi rózgą, że jak nie będę grzeczny, to… Najgorszym jednak z trzech kolędniczych króli był ten z gębą umazaną czarną pastą do butów i łypiący białkami oczu. Trzymałem wtedy mocno stryja za rękę, bo czułem się przy nim bezpieczny.

Dziwne, ale przez wiele lat potem, kiedy z różnych powodów przychodziło mi się bać – zawsze brakowało mi takiej pewnej, serdecznej dłoni, jaką miał mój stryj…

Wigilię zawsze rozpoczynał gospodarz domu. – Daj nam Panie Boże – mówił – abyśmy na przyszły rok łamali się ze sobą opłatkiem w takim samym gronie, jak dziś, w szczęściu, zdrowiu i pokoju.

Potem nasz stryj z opłatkiem w ręku wychodził na dwór, patrzył w niebo i coś tam po cichu uradzał z Panem Bogiem.

Potem płynęły lata, ludzie się zmieniali i domy, a wszystkie następne święta Bożego Narodzenia okazywały się być coraz bardziej miejskie, zwyczajne i telewizyjne. Prawie nikt już nie śpiewa kolęd przy wigilijnym stole – bo czynią to mp3 i inne takie. Nie wszyscy o północy spieszą do kościoła, bo mają w domu telewizyjną pasterkę prosto z Rzymu. Nie w każdym domu łamanie opłatkiem jest oznaką serdeczności i pokoju.

I żal nieraz, że coraz mniej ludzi pamięta, jak ongiś pachniały świerki przy głównym ołtarzu w kościele, jak parskały konie, czekające na swoich gospodarzy na przykościelnym placu, jaki
urok miały wykonywane własnoręcznie choinkowe cacka.

Czas zatarł wszystko, pogubił gdzieś w pośpiechu i zubożył prawdziwy urok tamtych dni. Dlatego warto może powspominać dawne dzieje i na starą modłę złożyć świąteczne życzenia, szczególnie tym czytelnikom, którzy od jakiegoś czasu czytają moje Gawędy. Im to pod choinkę składam najlepsze życzenia poetyckimi strofami mistrza Ildefonsa Gałczyńskiego.

Naszym żonom daj oczy szafirowe,
Niech mają srebrne palce i suknie hiacyntowe.
Naszym dzieciom pokarmy pożywne,
Żeby rosły i były proste, a nie dziwne.
O kominie także nie zapomnij Panie:
Niech jada swą brzezinę na drugie śniadanie.
I o kota naszego zatroskaj się ładnie,
Żeby mu ciepło było, kiedy śnieg upadnie.
Wróć zdrowie obłąkanym, kraj wybaw od wojny,
Daj chwilę odpocznienia wszystkim niespokojnym.
A teraz mili – do uciech stołu.

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl