Strona główna Archiwum 2011 - 2013 Dziś będzie wyłącznie o prozie
Sam jestem prozaikiem, więc ten dział literatury jest mi najbliższy. Znawcy tego gatunku powiadają, że jest też od poezji trudniejszy. Wszystko tu bowiem trzeba umotywować, opisać, uwiarygodnić. Zupełnie odwrotnie niż w poezji. W dodatku nutka poezji też tu musi być, zwłaszcza w opisach plenerów, w emocjach czy miłosnych deeja vute. 

Drodzy prozaicy, drodzy poeci. Jeśli już przysyłacie nam swoje utwory, to bardzo proszę napiszcie choć kilka zdań o sobie. Inaczej przecież czyta się i ocenia kogoś z jakimś już doświadczeniem życiowym, a inaczej osobę wkraczająca dopiero w fascynacje świata sztuki. Bez obaw, bo już sam fakt, że interesujecie się literaturą, czyni z was ludzi pięknych.

A teraz pod pręgierz.

Otrzymałem niedawno egzemplarz debiutanckiej książki pani Marty Pustuł pt.„Blue Drink”. Przeczytałem i biję brawo. Pani Marta jest studentką trzeciego roku naszej częstochowskiej Politechniki i jak pisze, w wolnych chwilach zajmuje się literaturą. Jej książka opowiada o dwutygodniowych wczasach w Tunezji. Ale jak to jest napisane! Pięknym językiem i z taką młodzieżowa werwą, ale bez żadnych wulgaryzmów i modnych teraz w literaturze wzorców typu pani Masłowska.

Rano, po wczorajszej „powitalnej kolacji” poszłyśmy z Adą odpoczywać na plażę. Głowy nam trochę ciążyły, więc gapiłyśmy się na morze, a tam kilka mew kołysało się na fali.

– Jestem pewna – powiedziała Ada – że w przyszłym życiu będę mewą.

– Taak! A czemu? – zapytałam.

– Bo tylko popatrz stara, one przecież nic nie robią, kołyszą się tylko po morzach. Czasem jakieś sushi zjedzą i znowu nic nie robią. Żyć im nie umierać.”

Podobnych odkrywczych opisów jest w tej książce sporo. I czyta się jednym tchem.

Marek Dawid z Tysiąclecia przysłał nam zupełnie baśniową opowieść z opisem pewnego zamku i przeszkodami dla kogoś, kto musi przejść przez jego lochy. Stary motyw z jeszcze starszych baśni. W dodatku ani to proza poetycka, ani opowiadanie, a zbytni sentymentalizm psuje efekt, Trzeba się na coś zdecydować, panie Marku, bo takie pomieszanie gatunków zaciemnia tylko obraz. I na puentę wtedy brakuje pomysłu.

A tak na marginesie i ku przestrodze innych piszących. Pewnych górnolotnych zdań, jak u pana Marka, po prostu nie należy używać. Takich na przykład: „Nagle bez skrępowania ubrała sukienkę słabości”. Pomijam pretensjonalność zdania, ale sukienki się nie ubiera, tylko wkłada. I nie jest to mój wymysł, tylko twórców języka polskiego. Namawiałbym Pana do bardziej dynamicznej tematyki, bo jakiś pazur w tym wszystkim powinien jednak być.

Pan podpisujący się adresem internetowym djboomber@ przysłał nam swoje futurologiczno-polityczne opowiadanie, a na końcu napisał tak: „Teraz pytanie droga redakcjo! Mam tego więcej, ale nie wiem czy opłaca się przepisywać. Oceńcie sami. Z góry dziękuję”.

Oczywiście, że przepisywać i to uparcie, wiele razy, żeby powstała z tego literatura. Wydaje mi się, że ma Pan ku temu duże predyspozycje. Tylko na Boga, niech pan da spokój polityce, a zajmie się opisywaniem życia, bogatszego i prawdziwszego niźli wszystkie razem zakłamane polityczne wizje. Mamy tego w TV po dziurki w nosie. Jeśli się uda Panu napisać coś innego, to proszę mi przysłać.

c.d. na kolejnej stronie

 


Ryszard Wijas z alei Niepodległości.

Twoje opowiadanie pt: „Ogień i woda” ma nawet pewną fabularną dramaturgię. Gorzej jest tylko z warsztatem pisarskim. W prozie bowiem, podobnie jak w poezji, obowiązują pewne zasady kompozycyjne, których po prostu trzeba się nauczyć. Dotyczy to nawet tych, których Bozia obdarzyła wyjątkowym talentem literackim. Każdy bowiem talent należy najpierw dobrze oszlifować, a potem ciągle go doskonalić.

W twoim opowiadaniu na przykład, wszystkie osoby mówią takim samym językiem, ba! – nawet przeklinają na jedną nutę. Nie mówiąc już o niefortunnie używanym słowie „bynajmniej”. Jeśli naprawdę chcesz zostać pisarzem, jak zapewniasz w swoim liście, to musisz przede wszystkim dużo czytać i bacznie obserwować życie. Napisz do mnie za jakiś czas, bo wydaje mi się, że jeśli solidnie popracujesz, zasłużysz na debiut.

Wszystkim, których próby literackie oceniałem powyżej, zadedykuję opowiadanie przysłane mi przez pana Jacka Wrzalika. Proszę jak można pięknie i mądrze pisać o zwyczajnych życiowych sprawach. Nieprawdą jest więc, że niesłusznie wszystkiego się czepiam.

A oto opowiadanie pana Jacka.

Byłem wczoraj w moim osiedlowym sklepie spożywczym, gdzie zazwyczaj robię zakupy. Jak to przy tego typu sklepikach bywa, kręci się tam okoliczna żulia, co to i zakupy do auta chętnie odniesie, drzwi otworzy lub wózek sklepowy na miejsce odstawi. Zazwyczaj są to ludzie niezwykle uprzejmi i zadowalają się jakimkolwiek datkiem, choć przeważnie brakuje im do wina jakieś trzypięćdziesiąt. Nie pogardzą też papierosem, ale już żywność w naturze przyjmują raczej z powściągliwym entuzjazmem.

Ubrani są też zazwyczaj dość ekscentrycznie, a i pachną też kontrowersyjnym zestawem różnych woni.

Wczoraj zaczepił mnie jeden z nich, gdy wychodziłem ze sklepu, i z wyszukaną uprzejmością poprosił o wsparcie w postaci piwa. Nie odmówiłem, wszak piwo to porządny napój, więc podarowałem mu flaszkę Carlsberga. Pięknie podziękował i życzył zdrowia w Nowym Roku i wszystkiego najlepszego. Zrobił to z jakąś taką godnością i całkiem elegancką polszczyzną. Śpieszyłem się mocno, więc nie wdając się w dłuższą rozmowę przeprosiłem brodacza z wielotygodniowym zarostem i pognałem do domu. Muszę jednak przyznać, że wydał mi się jakiś nieobcy. Nie potrafiłem jednak ustalić go w przestrzeni osób mi znajomych.

Światełko zapaliło się, gdy wsiadłem już do auta! To był przecież Tomek, znajomy z dzieciństwa i potem z lat pracy w branży „komunikacji międzyludzkiej”, czyli produkcji obuwia (odziedziczyłem kiedyś ten fach i firmę po ojcu). Byłem w szoku. To był facet, który miał kiedyś wszystko – piękny dom, drogie samochody, rodzinę i wianuszek przyjaciół, z którym wymienialiśmy się doświadczeniami i fachowcami przy budowie swoich domów i któremu zazdrościłem rozmachu w interesach.

Zrobiło mi się jakoś dziwnie, jak w kalejdoskopie przeleciały lata, analogie. Złapało mnie to wszystko za gardło, skurczyłem się wewnętrznie…

A może to byłem ja właśnie, a on to ja teraz – pomyślałem. Przecież to ja mogłem teraz tam stać, niewiele wszak brakowało. A może stoję właśnie i piję to piwo, a on zamyślony odjeżdża tym samochodem. Kto jest kim? Może to bez znaczenia w całym tym ludzkim dramacie życia? Wciąż to przeżywam i nie wiem, jak z nami jest naprawdę.

Może prawda jest w strofach jednego wiersza, że „Człowiek jest jeden w kilku miliardach wersji…

To tyle na dzisiaj. Polecam się wszystkim początkującym poetom, wierszokletom i prozaikom.

 

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl