RK: Częstochowa ma w końcu handicap własnego toru?
Grzegorz Dzikowski: To zaprocentowało już trochę wcześniej, bo w spotkaniu z Gorzowem. Nie jestem czarodziejem i pewne rzeczy muszę poznać. Częstochowski tor zmienił się dość mocno, od czasu gdy byłem trenerem Włókniarza w 2009 roku.
RK: To znaczy?
GDz: Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Nie bawię się w żadne kombinacje i dlatego pilnuję, gdzie robią się ścieżki, po których można wyprzedzać. Nie interesuje mnie jedna szybka ścieżka. Tory powinno przygotowywać się zgodnie z regulaminem. Cieszy mnie to, że nasi zawodnicy dobrze czują się na własnym owalu.
RK: Spodziewał się pan tak okazałego zwycięstwa?
GDz: Liczyłem na trzy punkty, choć początek meczu mieliśmy trochę pechowy. Rune miał defekt na punktowanej pozycji, a Michaelowi przytrafiło się zero. Duńczyk przyznał, że popełnił błąd, dlatego nie przywiózł punktów. Nie zrzucał winy na tor, czy sprzęt. Takie zachowanie ceni się u zawodnika.
RK: Świetny mecz odjechał Adam Strzelec. To rzadkość oglądać takie obrazki, w których młodzieżowiec odbiera punkty Tomaszowi Gollobowi…
GDz: To nie znaczy jednak, że Adam ma pewne miejsce w składzie. Cieszy nas to, że teraz mamy trzech młodzieżowców. Element rywalizacji może tylko zaprocentować na ich korzyść.
RK: Po dwóch słabszych meczach wypalił Rafał Szombierski.
GDz: Rafał przeanalizował wszystko i wyciągnął wnioski. W piątek i sobotę potrenował na torze i znalazł przyczynę swoich słabych występów. Pomógł mu w tym Fleming Gravesen. Rzeczywiście, problem tkwił w gaźnikach.
RK: Dziękuję za rozmowę.