Sala koncertowa Carpe Diem wypełniła się aż po same brzegi. Po październikowym rozczarowaniu, gdy koncert odwołano, piosenkarz nie zawiódł częstochowskiej publiczności. Artysta, nazywany przez fanów polskim Tomem Waitsem, w Carpe Diem dał z siebie wszystko.
Dyjaka trudno zaszufladkować. Jest trochę bardem, trochę jazzmanem. W jego twórczości przebija się nieprawdopodobna szczerość, bezpośredniość i tragizm. Emocje, jakie towarzyszą tej twórczości, wyłożone są bez zbędnych dodatków, ale najmocniejszym chyba atutem Dyjaka są teksty. Z drugiej strony w niektórych utworach, zabarwionych jazzem, takich jak Człowiek (Złota ryba), Dyjak pokazuje swoją inną stronę. Marek, nazywany bardem z ciekawym, zachrypniętym głosem, w tych utworach pokazuje także, że ma ogromny talent muzyczny.
W Częstochowie Dyjak wystąpił w trio. Przy wsparciu znakomitych muzyków potrafił pokazać, jak dobre ma wyczucie czasu i jak doskonale potrafi swingować, wchodząc w swoisty dialog z instrumentami.
Myślę, że wszyscy, którzy zarezerwowali sobie niedzielny wieczór na akustyczny koncert Marka Dyjaka w klubie Carpe Diem, byli z tego wyboru zadowoleni.