Rafał Kuś: W Hiszpanii nie zdobył pan medalu, choć był w zasięgu…
Janusz Darocha: Medal był bardzo blisko. Niestety popełniłem bardzo poważny błąd. Wcześniej nigdy to się nie stało. Na jeden z punktów zwrotnych przyleciałem o minutę za wcześnie. Pilnowałem sekund, a zgubiłem minuty. W rajdowym lataniu kontrola czasu jest tylko na punktach zwrotnych. Podczas przelotu między punktami szukałem obiektów. To był teren urbanistycznie rozwinięty. Przeglądałem każde podwórko ze znakami i zdjęcia. Gdzieś uciekła mi minutka. To nie były moje zawody. Przez mój błąd straciliśmy drugie miejsce.
RK: Co roku startuje pan w Memoriale Piotra Sikorskiego. Jak latało się w kolejnej edycji?
JD: W dniu zlotu pogoda była fatalna. W piątek do południa były mgły. Utrudniało to zawodnikom przylot z różnych stron polski. Później pogoda się poprawiła i przy silnym wietrze rozgrywaliśmy konkurencje. Lataliśmy m.in. po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.
RK: Kim był dla pana Piotr Sikorski?
JD: To był wspaniały człowiek. Bardzo dużo pracy i pieniędzy włożył w sprawy klubu. Inicjował wiele ciekawych rozwiązań. Niestety odszedł przez tragiczne zdarzenia. Ale pamięć pozostała.
RK: Wynik nie jest tutaj najważniejszy…
JD: Cieszy, że z roku na rok przylatuje coraz więcej załóg. Wszyscy mówią, że jest tu fantastyczna atmosfera. To nie są najtrudniejsze zawody i taka jest zasada. Chodzi o to, żeby była to impreza rodzinna.
RK: Dziękuję za rozmowę.