Przeszło rok temu ekipa prezydenta Krzysztofa Matyjaszczyka zaczęła mówić o nowatorskim w skali kraju pomyśle na naprawę i rozbudowę częstochowskich dróg, z których fatalnej kondycji nasze miasto słynie. Najogólniej przedsięwzięcie miało polegać na tym, że prywatny inwestor modernizuje naszą infrastrukturę drogową wykładając setki milionów złotych, a miasto sukcesywnie w kolejnych latach spłaci te inwestycje.
Jak informował magistrat, latem zainteresowane przystąpieniem do projektu były cztery podmioty, które zaprezentowały trzy koncepcje przedsięwzięcia. Pierwsza przypominała zwykły kredyt – oferent pożycza miastu pieniądze, a ono samo buduje, czy też remontuje drogi.
Druga opcja mówiła o utworzeniu przez miasto i kontrahenta spółki, która realizuje inwestycje za pieniądze inwestora, a w kolejnych latach, gmina odkupuje w niej udziały.
Trzecia wersja była podobna: inwestor wykłada pieniądze, buduje drogi, a miasto spłaca inwestycję w określonych w umowie ratach. Jak podkreślało miasto, żadna z opcji nie powoduje wzrostu wskaźników zadłużenia miasta.
Jesienią rozmowy weszły w kluczową fazę. W niej zrezygnowały dwa z czterech podmiotów. Jak wynika z nieoficjalnych informacji, na placu boju pozostały firmy Strabag i Bilfinger Berger. Miasto zażyczyło sobie, aby inwestorzy szczegółowo poinformowali, jakie zadania i za jakie kwoty są w stanie zrealizować. Wyznaczony na to termin upłynął w końcówce listopada, oferty finansowej nie złożyła żadna firma.
– Oferenci poprosili o dodatkowy czas – mówi Mirosław Soborak, zastępca prezydenta Częstochowy i przyznaje, że miasto może tylko czekać na to co zaproponują inwestorzy. Częstochowa nie ma bowiem alternatywnego pomysłu na poprawę jakości naszych dróg. Jak poinformował kilka miesięcy temu magistrat, ponad 82 procent z 644 km dróg w naszym mieście wymaga pilnych napraw. Na ich przywrócenie do właściwego stanu trzeba 2 miliardów złotych. Więcej na ten temat tutaj.