Ma dopiero 60 lat, więc może jeszcze pracować. Tak mu powiedzieli na komisji lekarskiej, kiedy starał się o wcześniejszą emeryturę. Dziwne to było tłumaczenie, bo przecież widać po nim
było, że jest stary, schorowany i dawno już stracił wszystkie siły do roboty. Ciągle bolały go stawy, brakowało w piersiach tchu i nieznośnie ćmił woreczek żółciowy.

W hucie zdrowie stracił. Dali mu jak na odczepnego rentę III grupy i zostawili na pastwę losu, biedy i doktorów. Dużo by mówić…
 
Sam właściwie jak palec został wtedy na świecie. Dzieci dawno poszły na swoje, do zagranic różnych powyjeżdżały, żona odeszła do nieba, a on został z tą mizerna rentą, że ani żyć,
 ani umierać. – Jak człowiek nie ma już nikogo bliskiego, to zostaje mu tylko czekanie na śmierć, jak w poczekalni kolejowej na pociąg – mówił potem.

Wstyd się przyznać, ale tak właśnie wtedy myślał. Godzinami z okna swojego domu patrzył na pole za torami kolejowymi, gdzie rozciągały się tereny puste i niczyje. Biegły tam pod ziemią
 ogromne rury z gazem albo gorącą wodą i pewnie dlatego na wierzchu niczego nie budowano. Po jakimś czasie znał ten widok na pamięć, widział go nawet za zamkniętymi powiekami. I chyba wtedy przyszedł mu do głowy ów pomysł z królikami.

Postanowienie, że będzie je hodował, przyszło któregoś ranka, gdy wracał z kościoła do domu. Obok internatu jednej ze szkół zawodowych zobaczył wtedy sporo wyrzuconej na śmietnik żywności. Aż stanął zdziwiony. Tyle wszędzie biedy – pomyślał – na świecie o kryzysie mówią. Wczoraj w radiu mówili, że na terenach popowodziowych głodują dzieci, a tu… Boże wielki, takie marnotrawstwo!

Zirytował się. Sam nie wie dlaczego, ale zaczął uważniej przyglądać się podwórzowym śmietnikom. Wszędzie walało się mnóstwo powyrzucanego jedzenia. Gniew wtedy podchodził mu do gardła i bywało, że klął szeptem, i to dosadnie. Pamiętał przecież smak okupacyjnego głodu i powojenny niedostatek. Wtedy szanowało się żywność. Nawet małe okruszki chleba podnosiło się z ziemi. A dziś?

 – Co nas tak bardzo odmieniło?- pytał samego siebie. Przecież ani za komuny, ani teraz za demokracji nie mieliśmy i nie mamy dobrobytu. Dlaczego więc obecne pokolenie w ogóle nie ma szacunku dla darów bożych? – powtarzał sobie w duchu.

Za łatwo im wszystko przychodzi – tłumaczył sobie. Tyle, że marnotrawstwo jest marnotrawstwem. Przecież na tej wyrzuconej żywności można by wyhodować świnie, albo kury, a najlepiej króliki. Tak, króliki. Bo króliki są najfajniejsze, puchate takie, a jak się o nie zadba, to potrafią odpłacić się dobrym zyskiem. O właśnie. W nosie będę miał wtedy ich dziadowską emeryturę – myślał uszczęśliwiony swoim pomysłem. – W nosie. Założę sobie hodowlę królików.

Jeszcze tego samego dnia obejrzał dokładnie teren widziany z okna swojego mieszkania.
Pasował mu. Ziemia wyglądała na urodzajną, wprawdzie była zachwaszczona, stwardniała ugorami, ale jak się ją uprawi i podszykuje, to na pewno da plon. Nie powinno przecież nikomu przeszkadzać, że na tym skrawku ziemi niczyjej posieje sobie trochę marchwi i posadzi parę główek kapusty.

W jednym końcu placu, tam gdzie teren się zwężał i rosły zarośla, tworzące coś na kształt zacisznego kąta, postanowił ustawić małą komórkę z klatkami na króliki. Kupi tych królików dwie pary, takich dużych „belgijaków”, dobrych na mięso i futerko. A na przyszły rok wiosną będzie już, jak Bóg da, miał własny przychówek.

Do pracy zabrał się metodycznie. Spenetrował okoliczne budowy i znalazł wszystko, co mu było do postawienia komórki potrzebne. Wdeptane w błoto deski i kawałki dykty, potłuczone szyby i walające się, połamane tafle styropianu. Wszystko to zbierał pracowicie i znosił na swoje poletko. Co rano, pochylony nad kierownicą swojego roweru, objeżdżał okoliczne śmietniki i szukał potrzebnych rzeczy. Zobaczył wyrzucone gazety, zbierał je, bo mogły się przydać do ocieplenia ścian. Stare krzesełko po naprawie będzie służyło do siedzenia w ogródku, wyrzucony na śmietnik duży garnek przyda się do gotowanie jedzenia królikom.
 

Jeździł też po złomowiskach i wysypiskach śmieci, aż znalazł wszystko, co było potrzebne, żeby zamiar swój zrealizować. Ciężka to była praca. Z trudem rozbijał łopatą zjeżdżoną gąsienicami ciężkiego sprzętu, twardą, ubitą ziemię, ale zaparł się i pracował uparcie, świątek, piątek. Gdy ludzie z jego bloku wychodzili do pracy, on już kuł kilofem „swoją” ziemię, bo miał w sobie ową zawziętość i nadzieję, której oni nie umieli zrozumieć.

c.d. na kolejnej stronie

 


Aż nadszedł ten dzień. Pierwszy donos do władz wysłał ktoś jakoś z początkiem jesieni, kiedy komórka dla królików była już gotowa. Cieplutka jak pierzynka – chwalił się tym, którzy przyszli dzieło jego oglądać. Między ściany wepchnięte były całe kilogramy makulatury, kawałki styropianu i waty szklanej, znalezione na pobliskich budowach. Na środku postawił stół i naprawione śmietnikowe krzesła. Usiadł na jednym z nich i nagle poczuł, jak wzbiera w nim duma. Tyle się napracował, naharował, ale ma wreszcie własny kawałek świata.

Policjant z donosem w ręku przyszedł do niego akurat w tym dniu, kiedy z jarmarku we Mstowie przywiózł dwie pary pięknych, belgijskich królików. Zaczynała się zima, najlepsza pora, bo króliki lubią chłód. Jedzą wtedy za dwoje i pięknie lśnią im futerka.

Policjant stał z tym donosem w ręku jakiś dziwnie zmieszany i mówił, że ludzie z pobliskich domów nie chcą, żeby on hodował króliki, bo to smród będzie bił im w okna i – nie daj Boże –
szczury się zagnieżdżą. Piszą, że bezprawnie zajął społeczną ziemię i nakradł materiałów z okolicznych budów. 

Policjant skończył czytanie donosu i rozejrzał się dookoła. – Odwaliłeś tu pan kawał roboty – powiedział i spojrzał Staremu w oczy. Stali teraz naprzeciw siebie i obaj milczeli, aż policjant uniósł raportówkę, położył na niej kartkę z donosem i napisał: „Sprawdziłem, informacja fałszywa”. Wtedy się do siebie uśmiechnęli. – Niech się pan postara o zezwolenie na ten ogródek – powiedział policjant i odszedł, dotykając dwoma palcami daszek czapki.

Stary długo tej nocy nie mógł zasnąć. Komu to przeszkadza – myślał – że jakiś samotny człowiek znalazł sobie sens życia. Ano, tacy są ludzie. Nie należy się nimi zanadto przejmować, tylko robić swoje.
 
Z końcem zimy miał już czternaście królików, czyli taki cieszący wzrok owoc swoich starań i zabiegów. Pierwszą ich partię zamierzał niebawem zawieść na jarmark do Mstowa. Zaczynała się wiosna i było coraz cieplej. Dwa koty przybłędy leżały mu na kolanach i wygrzewały reumatyzm. Króliki w klatkach głośno chrupały marchewki. Co tu dużo mówić, był szczęśliwy.

I nagle, w dwa dni potem, zawalił mu się świat. Szedł właśnie stronę swojego gospodarstwa po sprawdzeniu okolicznych śmietników. W worku niósł kilka kawałków chleba, trochę ziemniaków i inne wyrzucone jedzenie. Było jeszcze wcześnie. Dzień rozpędzał dopiero mroki nocy, więc tę łunę bijącą w niebo zobaczył z daleka. Coś w nim na moment zamarło. Chwilę stał jak skamieniały, a potem rzucił na ziemię worek i pognał w stronę ognia. 

Nie pamięta już dzisiaj, płakał po drodze czy modlił się o cud przemienienia rzeczywistości w zły sen. Ale to płonęła jego komórka. Ogień pospołu z ciemnym dymem walił prosto w
szarzejące niebo. Biegł tam ile sił. Już stąd z oddali słyszał przerażające skowyczenie palących się królików.

Nigdy nie przypuszczał, że ciche i spokojne zazwyczaj króliki potrafią tak głośno i tak rozpaczliwie płakać. Rzucił się im na ratunek, ale żar bijący od ognia nie pozwolił mu się zbliżyć. Zatkał więc uszy, żeby nie słyszeć tego strasznego kwilenia żywcem palących się zwierząt.

I wtedy ujrzał tamtego człowieka. Był młody, miał na sobie dżinsowe spodnie i kurtkę, taką z zagranicznymi napisami. Nie bał się ani się nie wstydził tego, co zrobił. Roześmiał się tylko Staremu w twarz, a potem zgiął rękę w łokciu gestem pokazującym „wała”. Znikł potem szybko w mgłowej dali wstającego dnia.

Staremu wyraźnie ścisnęło się serce. Poczuł w nim jakiś dojmujący ból.

– Jak ty staniesz przed Bogiem, człowieku? – usłyszał nagle swój głos. – Jak staniesz…? – powtórzył jeszcze raz. A potem opanowała go noc.

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl