– W tym roku klub dostał 460 tys. zł na promocję poprzez sport, w ubiegłym było to 270 tys. zł. Dodatkowo prezydent Częstochowy na spotkaniach z przedsiębiorcami nakłania ich do wspierania częstochowskiego sportu – twierdzi Aleksander Wierny, naczelnik wydziału kultury, promocji i sportu w Urzędzie Miasta Częstochowy. – Oczywiście, miasto stara się szukać dodatkowych pieniędzy dla klubu. W tej chwili sytuacja jest jednak ciężka. Pomagamy na tyle, na ile możemy.
Konrad Pakosz, prezes AZS-u, otwarcie mówi, że do zamknięcia skromnego budżetu klubu potrzeba jeszcze 2 mln zł. Na razie negocjacje z potencjalnymi sponsorami nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Pomoc w kwestii rozmów z zainteresowanymi firmami, jak również miastem, zaoferował senator Andrzej Szewiński. Póki co, niewiele wskórał. Włodarze AZS-u liczą, że w trudnej sytuacji finansowej klubu, z odsieczą przyjdzie miasto. Tymczasem Częstochowa ma też wiele innych problemów, jak choćby kłopoty związane z oświatą. Niedługo trzeba będzie zmierzyć się z faktem utrzymania hali widowiskowo-sportowej na Zawodziu. Według wstępnych szacunków to koszt 2 mln zł.
Sytuacja AZS-u podobna jest do tej, w jakiej po sezonie żużlowym w 2011 roku znalazł się Włókniarz. Z powodu problemów finansowych istniało poważne zagrożenie, że częstochowski klub nie przystąpi do rozgrywek ekstraligi. Wtedy doszło do całkowitej wymiany zarządu, znaleźli się sponsorzy i Włókniarz wyszedł na prostą. Może warto zrobić to samo w AZS-ie? Jeszcze niedawno Konrad Pakosz mówił przecież, że jest gotowy oddać stery w klubie. Ale, jak twierdzi, nie ma chętnych…