Marcin Krupiński: Jak zaczęła się Twoja przygoda z tenisem stołowym? Nie jest to zbyt popularny sport w naszym kraju. Zatem dlaczego akurat ta dyscyplina?
Paulina Narkiewicz: Pochodzę z małego miasta Lubartów na Lubelszczyźnie. Mój tata był trenerem koszykówki w Lublinie i chciał, żebym uprawiała jakiś sport. W Lubartowie była tylko sekcja taekwondo i tenisa stołowego. Tata zadecydował za mnie, zaprowadził mnie na ping ponga i tak zaczęłam trenować. A tak na dobre bakcyla złapałam po zajęciu drugiego miejsca na turnieju młodzieży o puchar Przeglądu Sportowego. Wtedy też pojawiło się moje zdjęcie w gazecie i tak zaczęła się przygoda z tenisem stołowym.
M.K.: Jesteś utytułowaną tenisistką, dwukrotnie zostałaś mistrzynią i wicemistrzynią Polski w singlu. Masz na swoim koncie również m.in. medale mistrzostw Europy juniorek i kadetek, a także drużynowe mistrzostwo Polski, zdobyte z zespołem GLKS Nadarzyn. Na pewno zabrakło występu na igrzyskach olimpijskich. Czy czujesz się spełnioną zawodniczką?
P.N.: Czy czuję się spełniona? Na pewno nie do końca. Ukonorowaniem kariery każdego sportowca z pewnością jest udział w igrzyskach. Jednak moje szanse na występ były niewielkie, dwa razy grałam w eliminacjach indywidualnie i raz w grach podwójnych. Zajęłam odległe miejsca i niestety nie udało się. Ciągłe zmiany trenerów, jakie były i są w polskim tenisie stołowym, na pewno też dobrze zawodnikom nie robią…
M.K.: Miałaś możliwość gry w austriackiej Bundeslidze. Jak porównałabyś tamtejszą ligę do polskiej ekstraklasy kobiet?
c.d. na kolejnej stronie
P.N.: W lidze polskiej jest dużo wyższy poziom. W Austrii gra mniej Chinek, bo bardzo trudno dostać zgodę, żeby zawodniczki z Chin mogły grać. Występują tam głównie tenisistki z Czech, Słowacji i Węgier. W ciągu jednego weekendu rozgrywane są trzy mecze, po czym zawodniczki rozjeżdżają się i wydaję mi się, że polska ekstraklasa jest silniejsza. Głównie też z tego tytułu, że gra u nas dużo zawodniczek z Chin.
M.K.: Po sześciu latach powróciłaś do częstochowskiej drużyny. Jak doszło do tego, że znowu będziemy mogli oglądać Cię w barwach AZS-u AJD?
P.N.: Pan Wiesław Pięta, prezes klubu, przydzielił mi funkcję grającej trener. Dostałam też jedną czwartą etatu na uczelni i pracuję ze studentami, prowadząc zajęcia sekcji tenisa stołowego. No i praktycznie przez te wszystkie lata, z roczną przerwą, mieszkałam i trenowałam cały czas w Częstochowie. Jest więc to dla mnie bardzo dobre rozwiązanie.
M.K.: W tegorocznych rozgrywkach ekstraklasy mamy dwie bardzo silne drużyny. Mowa tu oczywiście o zespołach z Tarnobrzegu i z Sochaczewa. Jak uważasz, czy któraś z pozostałych drużyn będzie w stanie wygrać z faworytami ligi i jakie cele przed częstochowską drużyną?
P.N.: Tarnobrzeg ma skład poza zasięgiem wszystkich drużyn, Sochaczew również posiada bardzo dobre zawodniczki, a także dysponuje bardziej wyrównanym składem niż nasz. My walczymy o trzecie miejsce w tegorocznych rozgrywkach. Dowiodłyśmy to, wygrywając w pierwszej kolejce spotkań z zawodniczkami z Polkowic, które zdobyły w poprzednim sezonie brązowy medal.
M.K.: Dziękuję za rozmowę.