Strona główna Archiwum 2011 - 2013 Pierwszy Wyszehradzki zakończony
0 komentarze 65 views

Pierwszy Wyszehradzki zakończony

Góralska muzyka, niecodzienna w naszych stronach, towarzyszyła mszy świętej w kościele w Starokrzepicach, otwierającej I Wyszehradzki Festiwal Kultur. Pionierskie, pierwsze na taką skalę przedsięwzięcie, to efekt współpracy dwóch Lokalnych Grup Działania: „Zielony Wierzchołek Śląska” i „Perły Beskidu Sądeckiego”. 24 i 25 czerwca do Starokrzepic w powiecie kłobuckim zjechały zespoły nie tylko z całej Polski, ale także goście z Węgier, Czech i Słowacji, krajów grupy wyszehradzkiej.

Widowiskowego przemarszu orkiestr i zespołów folklorystycznych z kościoła na stadion w Starokrzepicach, zaplanowanego jako pierwszy punkt programu, o mały włos nie zepsuła kapryśna pogoda. Ale od czego mamy górali? Wychodząc w strugach deszczu na ulice Starokrzepic śpiewali „Nie lij, dyscu, nie lij, bo cie tu nie trzeba!” – i… już po kilku minutach wyszło słońce, a barwny korowód tym chętniej witali mieszkańcy zgromadzeni przy trasie przemarszu.

– Jestem zaszczycony, że I Wyszehradzki Festiwal Kultur odbywa się na terenie naszej ziemi – powiedział podczas powitania gości Krystian Kotynia, burmistrz Krzepic. – Pozostawi on trwały kulturalny ślad w naszej gminie. Niech więc pierwszy festiwal otwiera bramy i będzie progiem do kolejnych takich spotkań – dodał.
– Mam nadzieję, że ten festiwal zbliży do siebie jeszcze bardziej narody Europy Środkowej – dopowiedział Csaba Gyutai, burmistrz Zalaegerszeg z zachodnich Węgier, skąd na festiwal przyjechała znakomita orkiestra dęta.

Sceniczną część festiwalu otwarła muzyka rodem ze Szkocji. Zespół Pipes & Drums z Częstochowy ożywił widownię grą na oryginalnych szkockich dudach do rytmu wybijanego na bębnach w niezwykle efektowny sposób. Zespół kierowany przez Tomasza Ujmę, razem z muzyką zaprezentował w tradycyjnych militarnych strojach interesujący układ sceniczny, oklaskiwany przez widzów i… bardzo inspirujący dla dzieci próbujących naśladować występujących artystów.

Dwa kolejne zespoły reprezentowały Piwniczną-Zdrój w Beskidzie Sądeckim. Orkiestra Mandolinowa „Echo” pod kierownictwem Antoniego Leśniaka przedstawiła m. in. własną aranżację „El cóndor pasa” i „O sole mio”, a zespół Dolina Popradu jako pierwszy zaprezentował na scenie polski folklor, konkretnie pieśni i tańce górali nadpopradzkich.

Występy artystów z naszego regionu rozpoczął Zespół Folklorystyczny „Kamienica” z Kamienicy Polskiej, mający w składzie dzieci i młodzież, który przedstawił między innymi „Suitę częstochowską”.
Jednym z głównych punktów programu pierwszego dnia festiwalu był wspólny występ dumy Starokrzepic – miejscowej Młodzieżowej Orkiestry Dętej – i gości z Węgier, Orkiestry Dętej miasta Zalaegerszeg, symbolicznie podkreślający jednoczenie przez kulturę jako jedną z głównych idei festiwalu.
– Nigdy wcześniej razem nie występowaliśmy, nawet nie mieliśmy wspólnej próby. Mam nadzieję, że nam dobrze wyszło – zaraz po występie martwiła się niepotrzebnie młoda flecistka ze Starokrzepic, bo widzowie obie orkiestry nagrodzili gromkimi brawami. I raczej nikt nie domyślił się, że obyło się bez prób.

Jeszcze kilka zespołów reprezentowało powiat goszczący festiwal. Zespół Pieśni i Tańca „Ziemia Kłobucka” przedstawił folklor z tego terenu, a Dziecięco-Młodzieżowa Orkiestra Dęta przy GOK w Lipiu występowała naprzemiennie z zespołem tańca nowoczesnego „MagMa” z MOK w Kłobucku.

Festiwalowy wieczór miał z pewnością dwie gwiazdy. Najpierw wystąpiła Orkiestra Dęta miasta Zalaegerszeg. Założona przez László Farsanga w 1975 roku, występuje w całej Europie. Już po  pierwszych taktach można rozpoznać wysoką klasę muzyków. Orkiestra prezentuje profesjonalny poziom i podczas jej występu można się było poczuć jak na koncercie w filharmonii. Widowni festiwalu muzycy z Węgier przedstawili zróżnicowany repertuar: od utworów w stylistyce typowej dla orkiestr dętych poprzez kompozycje brzmiące bardziej jazzowo po takie, które są bliższe muzyce pop.

Najgoręcej przyjęta została młodzieżowa orkiestra ze Starokrzepic. To zrozumiałe – wszak występowali u siebie. Ale owacje były zasłużone także ze względu na umiejętności młodych instrumentalistów. Warto podkreślić, że orkiestra ta jest w całości złożona z muzyków-amatorów, którymi są uczniowie tutejszych szkół. Jej umiejętności doceniane są zresztą także poza rodzinną miejscowością – wyniki konkursów sytuują ją bowiem w ścisłej czołówce amatorskich orkiestr dętych w Polsce. Podczas występu orkiestrze towarzyszyły z przygotowanym układem scenicznym dwie grupy mażoretek: starsza, która aktualnie z nią występuje i młodsza, tworzona z myślą o występach w kolejnych latach.

Na koniec pierwszego dnia festiwalu wystąpiła Kłobucka Kapela Ludowa, która wykonała popularne w naszym regionie tradycyjne piosenki. Zaraz po jej koncercie w sąsiedztwie stadionu rozpalono świętojańskie ognisko, które okazało się jednak mniej popularne wśród obecnych, niż rozpoczynająca się równocześnie dyskoteka.

W sobotę już w południe otwarty został drugi dzień festiwalu. Rozpoczęła go seria krótkich występów zespołów folklorystycznych przy aktywnie działających od dobrych kilku lat kołach gospodyń wiejskich z całej okolicy: z Zajączek I, Szarlejki, Popowa, Rębielic Królewskich, Przystajni. Co prawda paniom znów przeszkodziła krótkotrwała ulewa, ale folkowy klimat festiwalu już na tyle udzielił się wszystkim, że impreza na tę chwile przeniosła się pod namioty dla widowni, gdzie prym wiedli zwłaszcza Węgrzy, głośno śpiewający jakieś pieśni, kto wie, może też „przeciwdeszczowe”…

Następnie przyszła kolej na zespoły wykonujące tańce nowoczesne, m. in. Flying Dragons i Level z Łabowej na Sądecczyźnie. Szczególnie występ młodych breakdance’owców zwrócił uwagę widzów, gdyż wykonywali oni swoje akrobatyczne popisy na scenie pokrytej kostką brukową, a więc z dużym poświęceniem.

Po południu rozpoczęły się występy gości zagranicznych. Zespół „Lubovnik” ze Starej Lobovni na Słowacji zdołał swą muzyką zachęcić do tańca przed sceną członków kilku innych zespołów ludowych. Dzieci ze szkoły w Opavie w Czechach przedstawiły z kolei choreograficzną inscenizację bajki o Czerwonym Kapturku.

Potem na scenę weszli górale. Najpierw polscy – z podhalańskiego Bustryku, członkowie zespołu Zawrat. Potem słowaccy – z zespołu Goral z orawskiej Suchej Hory. Trudno się oprzeć chęci znajdowania licznych podobieństw w obu tych występach: i w strojach, i w tańcu, i w muzyce. Choć język, w którym śpiewały zespoły, różnił się, to można zauważyć, jak bardzo, mimo granicy, bliskie są sobie na tych górskich terenach kultury polska i słowacka. Zresztą Słowacy na koniec swego występu zaśpiewali „W murowanej piwnicy” – po polsku. I to zupełnie poprawnie.

Prawdziwą furorę zrobili występujący zaraz potem Węgrzy ze wsi Rábaszentmiklós na północy tego kraju. Męski zespół nie tylko zaśpiewał i zaprezentował tańce rzadziej u nas widywane, ale także, zaraz po występie, poczęstował widzów węgierskimi biszkoptowymi obwarzankami i zaprosił na specjalnie przyrządzoną w wielkim garncu zupę gulaszową. Co zrozumiałe, miejsce pod sceną opustoszało, za to prawie wszyscy ustawili się w kolejce po specjały kuchni węgierskiej, do tego przygotowane przez rodowitych Madziarów.

Nie tylko języki państw grupy wyszehradzkiej można było usłyszeć z festiwalowej sceny. Zespół Dialog z Dylaków na Opolszczyźnie, reprezentujący mniejszość niemiecką, śpiewał piosenki i po niemiecku, i po polsku, w tym także w śląskim dialekcie, który solista zespołu ochoczo wykorzystywał również do opowiadania słynnych śląskich dowcipów.

Uznanie publiczności zdobył Zespół Tańca Artystycznego „Miniatury” z Krynicy-Zdroju. Założony przez Władysława Szlęka, prowadzony od początku przez wykwalifikowanych instruktorów, zespół ma w swych programowych założeniach nie tylko naukę tańca, ale też edukację w zakresie historii baletu, teatru i muzyki. Podczas koncertu festiwalowego zaprezentował kilkanaście tańców klasycznych i inspirowanych baletem, w tym niektóre w premierowych układach choreograficznych. Kunszt młodych tancerek, doceniany nie tylko w Polsce, został nagrodzony brawami także prze publiczność festiwalową. Ciekawostką tego występu było przeplatanie tańców klasycznych z występami zespołu breakdance. Pod koniec w jednej inscenizacji brawurowo połączono te style, by po chwili tańcem finałowym do „Marsza Radetzky’ego” pożegnać się z publicznością.

Festiwal zamknął występ zespołu „Manijoce” z Pucka. Mimo wieczornego chłodu Kaszubom udało się nadspodziewanie rozruszać wszystkich obecnych. Śpiewali oczywiście po kaszubsku, ale zdołali skłonić widzów do wspólnego odśpiewania refrenu w tym języku, do udziału w konkursach niczym na tradycyjnym wiejskim weselu i w ogóle tryskali humorem, który nadspodziewanie łatwo udzielał się publiczności.

Na przyszłoroczny Wyszehradzki Festiwal Kultur serdecznie zapraszano wszystkich do Łabowej koło Nowego Sącza. I naprawdę szkoda, że taki festiwal, z taką barwną mozaiką folkloru kilku nacji, nie odbędzie się za rok ponownie u nas.

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl