Wiadomo było, że Irlandczyk jest dobrym góralem, ale miernym sprinterem. Wiadomo było, że Sagan i Marcato, aczkolwiek nie są mistrzami sprintu, to mają znacznie większą szybkość niż Martin i mogą powalczyć o bonifikaty. A one były na wagę złota: 3 sekundy za wygranie lotnego finiszu, a na końcowej mecie 10, 6 i 4 sekundy za pierwsze 3 miejsca. Martin nie miał szans, by coś z tego ugrać. Wysłał zatem do boju swojego pomocnika, szybkiego Australijczyka Hausslera. Po cichu liczył jeszcze na to, że rasowi sprinterzy jak Kittel, Degenkolb czy Boonen mogą jego rywali pozbawić bonifikat. Ta walka zelektryzowała wyścig. Ósme okrążenie było pierwszym aktem. Zbawienny Nibali pociągnął za sobą Sagana. Haussler natychmiast ruszył do roli destruktora. Za nimi czaił się chytry Marcato. Na ostatnim łuku przed finiszem rozgrywanym na krakowskim rynku Australijczyk nieco przyciął drogę Saganowi. Ten zachwiał się niebezpiecznie na rowerze, ale na szczęście nie stracił równowagi. Przygrzał mocniej, ale nie dał już rady wyprzedzić przeciwnika. Ale czy z pewnością Haussler uratował lidera? Były co do tego poważne wątpliwości. Już za linią finiszu Sagan głośno zwymyślał Hausslera. Ten podjechał do niego, objął go ramieniem i próbował tłumaczyć zawiłości praw fizyki w zakresie działania sił odśrodkowych. Słowak nie przyjął tych wyjaśnień. Obaj kolarze powiatrakowali trochę ramionami. Kolejność na finiszu: 1. Haussler, który zabrał 3 sekundy bonifikaty. 2. Sagan – 2 sek. 3. Marcato -1 sek. To oznaczało, że w klasyfikacji Martin wyprzedzał teraz tylko o sekundę Sagana i o 2 sek. Marcato. Czekano na decyzję sędziego wyścigu, czy uzna pretensje Sagana. Gdyby taki był werdykt, to Sagan i Martin mieliby ten sam czas. Gdyby żaden z nich nie zdobył już bonifikaty na mecie, to zadecydowałaby suma miejsc, a tutaj jak dotąd Słowak wyraźnie był lepszy od Irlandczyka. Przez okrążenie trwało nerwowe oczekiwanie na decyzję sędziego. Nie było żadnej. Ewentualny protest mógł być uwzględniony dopiero na końcowej mecie. Nikt inny nie wymyśliłby takiego podgrzania atmosfery.
Na ostatnich metrach było jak w filmie Hitchcocka. Martin wyłączył się z gry. Z daleka spoglądał na to co zrobi Haussler i marzył jeszcze o tym, że inni przeszkodzą Saganowi. Łagutin ciągnął jak mógł swojego klubowego kolegę Marcato. Do walki włączyli się szybcy Kittel oraz Degenkolb. Sagan był najsprytniejszy. Usadowił się za olbrzymem Kittelem, jak za dobrą szafą i czekał, kiedy ten wyjdzie na prowadzenie. I tak się stało. Kittel wyciągnął Słowaka do przodu jak pospieszny tir. Haussler walczył jak lew, ale był bezradny. Kittel wygrał po raz czwarty. Sagan był drugi. Z tylnego rzędu Martin zarzucił po raz ostatni żurawia do przodu i widział, jak najnowszy Fiat – główna nagroda wyścigu, odjeżdża mu do Słowacji. Sagan uwolniony z napięcia na ostatnich kilometrach, eksplodował radością. Już wiedział, że ten sprint przyniósł mu końcowy sukces. Był tak szczęśliwy, że na podium do dekoracji pojechał potem na jednym kole, unosząc przednie do przodu. Potem ochlapał otwartym szampanem nie tylko Martina i Marcato, ale wszystkich dokoła razem z dyrektorem wyścigu i naszym wicepremierem Pawlakiem. W końcu rzucił w tłum zieloną koszulkę zwycięzcy w klasyfikacji punktowej. Nie o tę mu chodziło. Chciał tej najważniejszej koloru żółtego i zasłużył sobie na nią. A na koniec sędziowie uznali, że Haussler na lotnym finiszu zawinił i pozbawili go pierwszego miejsca. W ten sposób Sagan dodał sobie jeszcze 3 sek. bonifikaty i wygrał wyścig z przewagą 6 sek. nad Martinem i 7 sek. nad Marcato.
Polacy zapracowali ostatniego dnia na swoje mniejsze sukcesy. Najpierw Morajko, a potem Marczyński odpłacali się szefowi CCC, reklamując przez długie minuty jego firmę, zabierając się w ucieczki. Gołaś został królem gór. Kurek wygrał klasyfikację aktywnych. Najlepszym w klasyfikacji z Polaków okazał się Huzarski, który ostatecznie był siódmy. Rutkiewicz był 10., Niemiec 11. Nie było dnia, by któryś z naszych zawodników nie pokazywał się z dobrej strony, atakując. Nawet przedostatni w klasyfikacji Gawroński miał swoją godzinę ucieczki.
Liczni mieszkańcy Krakowa i turyści w ten ładny, pogodny sobotni wieczór stanowili piękne tło dla tak udanego wyścigu.