Strona główna Archiwum 2011 - 2013 Wywiad. O zmarłych mówię dobrze, ale nie kłamię
0 komentarze 64 views

Wywiad. O zmarłych mówię dobrze, ale nie kłamię

Zdecydowana większość pogrzebów w naszym kraju ma charakter katolicki. W Polsce działa jednak pięcioro mistrzów świeckich ceremonii pogrzebowych. Jednym z nich jest częstochowianin Tomasz Binek. Gazecie Internetowej w Częstochowie.pl opowiada, jak wygląda świecki pogrzeb i jak należy mówić o zmarłym.

Izabela Walczak: Skąd pomysł, by zostać mistrzem świeckich ceremonii pogrzebowych? To dość nietypowy zawód…
Tomasz Binek: Pomysł zrodził się zupełnie przypadkiem, około dwa lata temu. Uczestniczyłem  w pogrzebie mojego przyjaciela. Uroczystość odprawiał jeden z celebransów – Bogusław Lewandowski ze Śląska. Wysłuchałem jego mowy i wówczas pomyślałem, że ja także bym się w czymś takim sprawdził.

IW: Co na takie zajęcie powiedzieli najbliżsi?
TB: Przyjęli to całkiem normalnie. Nawet żona potraktowała to jako jeden z moich kolejnych         niestandardowych pomysłów (śmiech). Wiedziała, że posiadam odpowiednie predyspozycje i że doskonale sobie poradzę. Przez większość życia byłem muzykiem, przebywałem na scenie, dlatego nie krępują mnie występy przed publiką, czy to koncertową, czy pogrzebową.

IW: Ilu jest Was w Polsce?
TB: Łącznie ze mną pięciu. Ja jestem jedyny w Częstochowie.

IW: Jak wygląda Pana strój?
TB: W zależności od preferencji rodziny jest to garnitur lub czarna toga, biret, łańcuch i godło.

IW: Od kiedy odprawia się takie ceremonie?
TB: Od bardzo dawna. Kiedyś zajmowali się tym pracownicy Urzędu Stanu Cywilnego, później jednak umarło to śmiercią naturalną i teraz za naszym pośrednictwem znowu funkcjonuje.

IW: Każdy może zostać celebransem?
TB: Może nie wymaga to jakichś szczególnych umiejętności, ale na pewno trzeba posiadać odpowiednie predyspozycje. Trzeba być osobą kontaktową, otwartą. Między mną a uczestnikami pogrzebu nie może być bariery, jest to wyjątkowo trudna sytuacja, a jednak trzeba umieć się w niej odnaleźć, połączyć w bólu z rodziną, szczerze jej współczuć. W tę rolę naprawdę trzeba się wczuć, a nie każdy to potrafi. Czasami trzeba stanąć przed tłumem ok. 100 osób i panować nad swoimi emocjami na tyle, żeby się nie pomylić, nie zająknąć, nie rozpłakać.

IW: Czy Panu zdarzyło się popełnić jakąś gafę podczas ceremonii?
TB: Tak, raz i to najpoważniejszą – przekręciłem nazwisko zmarłego. Dla najbliższych jest to nie do przyjęcia, nie da się tego odkręcić.

IW: Jeśli chodzi o stronę formalną, czy trzeba przejść jakieś kursy, szkolenia?
TB: Na to pytanie nie odpowiem, jest to dość dobrze strzeżona tajemnica. Jak widać wiele osób w naszym kraju się tym nie zajmuje. Często mam telefony od ludzi z całej Polski, którzy też chcieliby się tym zajmować, jednak póki co zachowuję to dla siebie. Mogę jedynie powiedzieć, że takie kursy organizowane są w Szwecji i w Danii, ja jednak zdobywałem te uprawnienia zupełnie gdzie indziej.

IW: Da się z tego żyć? Ile kosztuje taka uroczystość?
TB: Absolutnie się nie da. Koszt uroczystości waha się od 150 do 500 zł, w zależności od wymagań rodziny. W tej branży nie ma określonego cennika. Czasami jak jadę do klientów i widzę, że są to bardzo ubodzy ludzie, zastanawiam się czy w ogóle wziąć od nich pieniądze. Jeśli ktoś traktuje to wyłącznie jako okazję do zarobku, daję mu góra miesiąc w tym zawodzie.

IW: Jakie jest zapotrzebowanie na świeckie ceremonie pogrzebowe?
TB: W Częstochowie praktycznie żadne. Pracuję w innych rejonach Polski. Takie pogrzeby odprawia się średnio raz na 1-2 miesiące. Z moich obserwacji wynika, że wiele osób, zwłaszcza młodzież, odchodzi od Kościoła, dlatego jestem przekonany, że za jakieś 10-20 lat takie ceremonie będą znacznie częstsze.

IW: Kto decyduje się na taki pogrzeb? Czy są to wyłącznie ateiści?
TB: Nie, nie tylko. Zdarza się, że ktoś był katolikiem, jednak popełnił samobójstwo, dlatego pochówek nie może być katolicki. Raz spotkałem się z ciekawym przypadkiem: zmarła kobieta z Opola była głęboko wierzącą osobą, jednak przed śmiercią wyraźnie zaznaczyła, że nie życzy sobie księdza na swoim pogrzebie, bo nie chce mieć w tym momencie żadnych pośredników pomiędzy nią a Bogiem.

IW: Jaka jest główna różnica pomiędzy tradycyjnym pogrzebem katolickim a tym odprawianym przez Pana?
TB: Ksiądz ogranicza się raczej do samego rytuału pogrzebowego, czyli mszy, poświęcenia i modlitw. Ja natomiast skupiam się przede wszystkim na mowie pożegnalnej, podczas której wspominam zmarłego.

IW: Jaką rolę ma Pan do spełnienia podczas uroczystości?
TB: Jadę do rodziny trzy godziny przed pogrzebem, przeprowadzam wywiad, staram się jak najwięcej dowiedzieć o zmarłym, także o jakichś specyficznych dla niego drobiazgach. Potem udaję się do jakiegoś ustronnego miejsca, aby ułożyć sobie wszystko w głowie i napisać całą mowę. Następnie jedziemy do domu przedpogrzebowego, ja wychodzę przed drzwi, witam gości i zapraszam ich do środka. Informuję także, że będzie to świecka ceremonia pogrzebowa, tłumaczę na czym ona polega i dlaczego jest taka, a nie inna. Następnie przychodzi czas na ogólną mowę wstępną (o życiu, przemijaniu, światełku w tunelu, życiu po życiu) i wcześniej ułożoną mowę pogrzebową. Wówczas udajemy się już nad grób, gdzie następuje pożegnanie zmarłego i zakończenie ceremonii. Dziękuję wszystkim za przybycie, żegnam ich i składam kondolencje rodzinie. Czas takiego pogrzebu to około 45 minut, nikt więc się nie nudzi, a wszystko co najważniejsze zostaje powiedziane.

IW: Jak przedstawia Pan zmarłego w swojej mowie?
TB: Staram się zawsze znaleźć coś pozytywnego na jego temat i na takich wspomnieniach się skupiam. Mówię o zmarłym dobrze, ale nie kłamię, nie koloryzuję za bardzo, bo to także nie jest dobrze odbierane przez najbliższych, którzy przecież znali tę osobę. Jeśli np. ktoś przez większość życia był alkoholikiem, to nie mogę wmawiać ludziom że było odwrotnie i przedstawiać go jako świętego. Wówczas po prostu nie wspominam o takich wstydliwych sprawach. Niektórzy ludzie prowadzili nieco bardziej „barwne” życie, co nie oznacza, że trzeba ich przekreślić. Wówczas staram się znaleźć jakiś punkt zaczepienia, wspomnieć o tym, że wykształcił córkę, był wsparciem dla żony. Często zdarza się, że po pogrzebie podchodzi do mnie jakiś sąsiad czy dalszy krewny zmarłego i mówi, że wielu rzeczy dowiedział się dopiero z mojej mowy.

IW: Czy rodziny mają jakieś specjalne życzenia odnośnie ceremonii?
TB: Z reguły proszą o to, aby w tle leciała muzyka ulubionego wykonawcy ich bliskiego, np. Presley’a, Dżemu czy Niemena. Często jest też oprawa muzyczna na żywo – skrzypce, trąbka. Raz prowadziłem też pogrzeb fana żużla i – aby uczcić jego pamięć – na cmentarz wprowadzono dwie maszyny żużlowe.

IW: Czy zdarza się, że przybyli na pogrzeb dziwią się, że nie ma księdza, tylko jakiś mężczyzna wspomina zmarłego?
TB: Czasami starsze osoby nie rozumieją kim jestem i na czym polega moja rola, jednak z reguły goście są uprzedzani o konwencji pogrzebu.

IW: Co jeśli goście pogrzebu są podzieleni wyznaniowo?
TB: Dla mnie nie jest to żaden problem, staram się zrozumieć obie strony. Jeśli wiem, że w uroczystości uczestniczą osoby wierzące, planuję całość tak, aby dać im czas na wyciszenie się i modlitwę. Dwukrotnie prowadziłem pogrzeb wspólnie z księdzem i wyszedł naprawdę bardzo dobrze. Zarówno zmarły jak i jego rodzina byli wierzący i chcieli odprawić mu tradycyjny pogrzeb katolicki, jednak z dodatkową mową na jego temat.

IW: Czy na Panu odbija się jakoś to, co Pan robi?
TB: Początkowo strasznie odchorowywałem prowadzone ceremonie. Nieraz załamuje mi się głos, czuję, że zaraz się rozpłaczę. Specyfika tej pracy jest taka, że nie da się zdystansować od tego co się robi. Albo łączę się z tym ludźmi, albo czytam tekst z kartki i nic z tego nie wychodzi. Teraz, kiedy zajmuję się tym już jakiś czas – czuję, że robię coś dla innych, że choć w minimalnym stopniu  pomagam bliskim zmarłego i czuję się z tym dobrze.

IW: Dziękuję za rozmowę.

Aktualności z Częstochowy i regionu.
Sport, wydarzenia, kultura i rozrywka, komunikacja, kościół, zdrowie, konkursy.

Patronaty

© 2025 Copyright wczestochowie.pl