Pierwszą z plantacji konopi ujawniła Straż Graniczna. Była ulokowana w halach, w których miała się znajdować hurtownia tekstyliów w miejscowości Pińczyce pod Myszkowem. Funkcjonariusze wkroczyli tam 13 grudnia ubiegłego roku. – Na terenie tej profesjonalnej plantacji ujawniono około 2 tys. krzaków oraz 15 kg gotowego suszu, z których można było wyprodukować narkotyki o wartości ponad 4 mln zł – informuje prokurator Tomasz Ozimek z wydziału prasowego Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. – Na miejscu zatrzymano również dwóch obywateli Wietnamu, którzy prowadzili tę uprawę.
Kolejna plantacja została zlikwidowana 7 marca br. w budynkach przemysłowych w Kuźnicy Starej. Znajdowało się w nich 300 krzewów konopi indyjskich oraz 8 kg suszu, jak się szacuje, można było wyprodukować z nich narkotyki o wartości 1 mln zł. Zatrzymano tam jednego Wietnamczyka.
Dwa dni później policjanci namierzyli podobną uprawę w jednym z domów przy ul. Ruskiej w Częstochowie. Gdy śledczy podjechali pod willę, wychodził z niej właśnie 42-letni Wietnamczyk. Na widok policjantów, wsiadł do swojego bmw i zaczął uciekać. Został jednak zatrzymany po krótkim pościgu. W ocenie śledczych, to on koordynował nielegalne plantacje w naszym regionie, Jak się okazało mężczyzna ma kartę stałego pobytu w Polsce, był też karany za produkcję narkotyków w naszym kraju. Lata 2006-2009 spędził za to w więzieniu. W domu, z którego wychodził 42-latek, znaleziono ok. 300 krzaków konopi, a już po jego zatrzymaniu w innym domu w Częstochowie, który wynajmowali Wietnamczycy, ujawniono czwartą plantację, uprawiano w niej 2000 roślin.
Obywatele Wietnamu, którzy zmonopolizowali produkcję marihuany w naszym regionie, zostali tymczasowo aresztowani. Za wytwarzanie narkotyków na wielką skalę grozi im do 15 lat więzienia.
Kłopoty mają również właściciele budynków, którzy wynajmowali je Wietnamczykom.
– Tego rodzaju plantacje pochłaniają olbrzymie ilości energii, prowadzące je osoby, dokonują więc kradzieży prądu na wielką skalę, ze względów ekonomicznych, a także, aby nie zostać namierzonym na podstawie zużycia prądu – mówi prokurator Ozimek. – Oczywiście, prowadzący plantację nie podpisują odrębnej umowy na odstawy energii, efekt jest więc taki, że zobowiązania z tytułu skradzionej energii, które w przypadku tych czterech upraw, idą w dziesiątki tysięcy złotych, musza pokryć właściciele budynków, którzy wynajęli je obywatelom Wietnamu. Do tego dochodzi degradacja tych budynków, na skutek bardzo wysokiej wilgotności jaka panuje w plantacjach, a także w wyniku oddziaływania używanych tam środków chemicznych. Z informacji od Straży Granicznej wiemy, że zdarzały się już przypadki, gdy budynek, w którym znajdowała się plantacja, trzeba było rozebrać, bo nie nadawał się on do użytku.